Ja dalej walczę z kartonami, które mężuś
systematycznie wywozi do naszego Dreamhouse, gdzie czekają już na mnie
moje winylowe kobitki (no i dwaj panowie, jakże często zapominam o
Kenach). Nadal mam jednak przy sobie pendrive’a, a na nim utrwalone
ostatnie sesje zdjęciowe, w tym moją najnowszą, przeuroczą Skipper w
otoczeniu koleżanek. Ech Skipper, każda z nich jest inna, ale wszystkie
mają wspólny mianownik. Choć w dzieciństwie miałam dużo szczęścia –
posiadałam 4 oryginalne Barbie, białe, luksusowe Ferrari, trzypiętrowy,
umeblowany domek z windą (Barbie Townhouse) oraz trzy dodatkowe zestawy
mebli, to jednak Skipper posiada urok marzenia, które czekało ponad dwie
dekady by się spełnić … w postaci nieodzianego trupka z uszkodzonym
zaczepem w szyi. I dlatego właśnie wszystkie wielkookie Skipper tego
świata darzę niesłabnącym sentymentem.
Przybycie „nowej” wielkookiej małolaty –
Teen Time Skipper 1988 spowodowało wystawienie całej uśmiechniętej
gromadki, którą ustawiłam w dwurzędzie, prawie jak na WF-ie i
stwierdziłam, że w zasadzie każdej coś dolega.
- Sun Sensation Skipper 1991 przybyła bez odziewku, za to z luźnym zaczepem w szyi i głową wykonującą swobodny obrót wokół własnej osi.
- Cool Tops Skipper 1989 posiadała swoje oryginalne, choć miejscami wypłowiałe ubranko, a na włosach zalegał jej kurz, który zbierała latami. Po myciu głowy, zaczęła niemiłosiernie linieć!
- Teen Fun Party Skipper 1987 zakupiłam NRFB, ale daleko jej do bycia doskonałą! Lalka przypomina dalmatyńczyka w negatywie, całe nogi usiane ma bladymi plamami, typowa przypadłość dla tego rocznika.
- Wet’n Wild Skipper 1989 jest żarówiasto pomarańczowa, nawet jak na plażówkę, a jej dzika grzywka, jak się przyjrzeć, przypomina szczotę, która zamiotła zbyt wiele podłóg. Na szczęście problem jest widoczny głównie z tyłu.
- Teen Time Skipper 1988 – mój nowy nabytek – posiada swoje fabryczne, wielowarstwowe ubranko, włosy poszarzałe od kurzu, zmechaconą grzywkę i pogryzione dłonie (!)
Niestety Skipperki nie zmieściły się na moim tle roboczym, ale przez pakowanie miałam nieco ograniczone możliwości.
Po wyciągnięciu laki z paczuszki
zapiałam z radości, kilka razy kichnęłam od kurzu i zabrałam się za
pielęgnację małolaty. Włosy umyte mydełkiem piorącym, odmoczone w płynie
do prania, naodżywkowane i wypłukane w prawie wrzątku (kanekalon)
odzyskały nieco dawnego blasku i nie utraciły resztek karb (karbów?
Język polski trudna jest). Grzywka jest najsłabszym punktem, nią zajmę
się po przeprowadzce. Jako, że grawitacja się jej nie ima i grzywa pieje
jak u Wet’n Wild, chwilowo okiełznałam ją spinką.
Niesforna grzywa odgarnięta na bok
odsłania śliczną buzię. Widać, że Skipper dobrała się do kosmetyków
Barbie, albo starsza siostra podmalowała ją jak na szkolną dyskotekę, bo
ta wersja jest wyjątkowo wypacykowana! Okrągłe jak w anime oczęta w
wydaniu standard czyli w kolorze niebieskim zdobi takiż sam, intensywny
cień do powiek, a nad nim różowa mgiełka sięgająca brwi. Pojedyncza
rzęska na dolnej powiece to cecha charakterystyczna tej serii. Daje ona
efekt „uśmiechających się” oczu. Usteczka lalki pociągnięto pastelową
szminką.
Strój Skipper stanowi wszystko to, co
tygryski lubią najbardziej – oryginalność, wielowarstwowość i
wielofunkcyjność! Skipper ma na sobie coś na kształt koszulo-kurteczki,
białej w różowe paski, pod to idzie T-shirt imitujący jeans, we włosach
pokaźnych rozmiarów gumka do włosów - sama taką nosiłam. Do tego
spódniczka, która wcale, a wcale spódniczką nie jest, tylko … koszulą
nocną! Ot właśnie! A do koszuli pantalony do kompletu! Mattel miał taki
zamysł, że po szkole Skipper idzie do Courtney i będzie u niej nocować.
Zapewne będą długo plotkować o Kevinie! Żeby zbyt dużo bagażu z sobą nie
nosiła w tornistrze, koszulę nocną ma już na sobie. Powinna mieć
jeszcze puszyste papucie, niestety te zaginęły bez wieści wraz z resztą
plastikowych i tekturowych akcesoriów – klasyczna szczotka do włosów,
napój w puszce, telefon bezprzewodowy, długopis i pamiętnik, trójkątny
budzik oraz okrągła, otwierana torebka wyglądająca jak pudełko na
kapelusz (widoczne w reklamie). Te dwa ostatnie gadgety dobrze pamiętam.
Miała je moja Cool Looks Barbie. Na szczęście Skipper nie zgubiła
białych pepegów oraz skarpetek! A tak, skarpetek! Niech no mi ktoś
pokaże współczesną Skipper lub Barbie w skarpetkach! Od dwóch dekad
czegoś takiego nie widziałam! Abstrahując od skarpetek, strój jest
śliczny, choć utracił nieco swoje pierwotne kształty, bo gumki w koszuli
nocnej i pantalonach nie są już elastyczne, ale cóż, dla mnie trupek
Skipper to absolutnie satysfakcjonujący zamiennik wersji pudełkowej.
Gdyby nie te dłonie …. ponoć ugotowanie
ich we wrzątku pomaga spłycić wgłębienia po ząbkach poprzedniej
właścicielki, która widocznie tak kochała Skpper, że mogłaby ją zjeść.
Wrzątku próbowałam, ale chyba zbyt krótko gotowałam dłonie, bo na
niewiele się to zdało, a i proces taki trochę … nieprzyjemny. Może dorwę
jakieś bezgłowe ciało i je wymienię. Z tego miejsca serdecznie
pozdrawiam moją siostrę i zarazem wierną czytelniczkę, która już
przywykła do mojego specyficznego żargonu okraszonego szczyptą
nekrofilii!
Choć moje Skipper są po przejściach,
niektóre trochę wyliniałe, inne pokąsane, to wszystkie są dla mnie
cenne, a ich niedoskonałości nie ujmują im uroku. W dzieciństwie za choć
jedną taką lalkę sama dałabym sobie pogryźć dłonie. No może
niezupełnie, ale wiecie o co chodzi. Wiecie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz