wtorek, 10 października 2023

Kurhn Style, fortepian Gloria, Barbie Princess Adventures fashion i Głupek

 

Uczę się grać na pianinie i chyba już zawsze tak będę mówić, że „się uczę”, a nie, że „gram”, bo im dalej w las, tym trudniej, co nie znaczy, że mniej fajnie. Pianino zepchnęło lalki na dalszy plan. Gra, czy też nauka wymaga ode mnie godzin ślęczenia nad klawiszami, rozkminiania nut, słuchania, nagrywania, patrzenia na to jak paluchy niezgrabnie poruszają się po klawiszach. Wszystko to jest świetną zabawą, więc te godziny mijają szybko. Ledwo siądę na ławce, a już jest po północy i trzeba iść spać. Nie tylko piszę mniej i rzadziej, ale też przenoszę moją nową pasję na tą starą i dlatego moje lalki dostały fortepian. Sama nigdy go mieć nie będę, bo musiałabym chyba sprzedać duszę – nerka nie wystarczy.  Moją pianistką będzie Kurhn Style bo ma do tego stworzone wręcz dłonie.



Kurhn zawojowała moją kolekcją pod koniec ubiegłego roku. Od razu zamówiłam trzy, a później kolejną, choć jak dotąd pokazałam tylko jedną ( i w momencie gdy to piszę, w witrynce stanęła piąta Kurhn). Kurhn Style pokazała się w trzech odsłonach. Lalki różnią się strojem i kolorem włosów/ uczesaniem, ale mają zbliżony malunek twarzy. Podobają mi się wszystkie trzy i każda ma coś, co do mnie przemawia, ale w momencie, gdy się zdecydowałam przygarnąć Kurhn Style, dostępna była tylko jedna. Na pozostałe dwie mogę sobie popatrzeć w katalożku, ech.









Trzy z czterech (pięciu) Kurhniaszek, które posiadam, ubrane są w sposób mniej lub bardziej inspirowany tradycyjnym chińskim strojem i służą do tego, żeby je postawić w witrynie tak jak je fabryka ubrała i po prostu na nie patrzeć oraz czerpać z tego przyjemność. Kurhn Style to lalka do zabawy. Ma nie tylko strój bardziej zachodni, łatwy do zdejmowania, ale również posiada wymienne dłonie i stopy, które nie są artykułowane, ale w swojej bazowej postaci, Kurhn zgina się w łokciach, nadgarstkach, kostkach, ma rotację pod linią biustu oraz podwójny staw kolanowy (trochę straszny, zakolanówki się przydadzą). Co do przebierania, to nie we wszystkim jej ładnie, bo jest bardzo chuda co widać gdy wdziała miętowo-różowy strój od Princess Adventures Nikki.










Gdy już postanowiłam, że moje lalki będą miały fortepian, zaczęły się schody. O keyboard dla Barbie nie jest trudno. Kilka współczesnych lalek posiada takowy i nawet się nad jedną opcją zastanawiam. W zestawie z keyboardem jest też ławka, stelaż, a nawet Barbie, ale to plany na później, najpierw fortepian. Barbie grywała na fortepianie w latach 80-tych. Przepiękny, imponujący instrument, w kolorze białym można było zakupić wraz z dodatkowymi meblami, ale bez opcji grania w ramach serii Superstar. Był też instrument grający dostępny z ławą, ale bez dodatkowych mebli. Oba można znaleźć na ebay’u w cenie nieadekwatnej do stanu fizycznego. Zbierałam więc kasę przeglądając te najmniej uszkodzone egzemplarze gdy pewnego wieczora spostrzegłam na olx instrument różowy, odbarwiony od słońca niczym meble z lat 80-tych. Niestety fortepian nie był już dostępny, ale poszperałam i odnalazłam nówkę sztukę na Aliexpress.







Fortepian Gloria przybył w częściach i wymagał złożenia. Na szczęście poszło w miarę łatwo, choć instrukcje nadrukowane na pudełku nie były do końca jasne. Instrument po zbudowaniu ma słuszne rozmiary, w moim Townhouse zająłby w całości duży pokój. Pokrywa strun oraz klawiszy otwiera się. Klawiatura jest w miarę wiernie odtworzona i posiada 7 i ¼ oktawy, jak należy, choć pomalowana jest mało precyzyjnie. Za to trzy pedały błyszczą się jakby wykonane były ze złota. W zestawie znalazła się również ława i kwiat doniczkowy – przydatne akcesorium. Nut brak, trzeba wydrukować samemu. Niestety nawet przy podwójnym stawie kolanowym, trudno jest przy fortepianie tak usadzić lalkę, by dłońmi sięgała klawiszy pryz jednoczesnym nadepnięciu na pedał, ale może się czepiam? Tak, zdecydowanie się czepiam!






Kurhn planowała zagrać piano solo, ale Głupek postanowił zostać jej wokalistą, całkowicie zmasakrował utwór Celine Dione „My heart will go on” …





I jeszcze na koniec mała sesja zdjęciowa w stroju dla Barbie. Chyba  już się kiedyś żaliłam na mój kiepski refleks jeśli chodzi o lalkowe nowości. Mam ewidentnie, bo zestaw, o którym piszę sam w sobie ma już kilka lat, a ja go nabyłam początkiem tego roku i do tej pory o nim nie wspomniałam na blogu. Tak czy inaczej, choć na ogół gustuję w starszych Barbie, tych, którym strzela w kolanach, to czasami w oko wpadnie mi jakaś nowość i prześladuje.  I tak właśnie moją uwagę przykuła bardzo pastelowa, brokatowa, księżniczkowa, trochę kawaii seria Barbie Princess Adventure. Podobały mi się lalki, a jeszcze bardziej stroje, a szczególnie dwa. Razu pewnego nawet trzymałam je w dłoniach w lokalnym sklepie zabawkowym, ale w owym czasie zdążyłam już wyzerować lalkowy budżet, więc odłożyłam je na półkę. Gdy zaś budżet z nadejściem początku miesiąca się odnowił, ciuchów już nie było. Zestawy zniknęły też już z Allegro i można powiedzieć – po ptakach. Po czasie oba komplety się pojawiły na Alle i już się dwa razy nie zastanawiałam. Jeden już chyba prezentowałam, pora na ten drugi.











Zestaw składa się z pasiastej bluzeczki, błyszczącej, plisowanej spódniczki, która pasuje Kurhn do koloru oczu. Dodatki to buty za kostkę, które kształtem przypominają trochę glany – różowe glany … profanacja. Jest tez torebka, opaska, okulary, telefon i świnia w tiulowej spódnicy…  nie wiem co o niej sądzić. Wala się gdzieś na dnie kartonu z akcesoriami dla lalek. Nie odważyłam się założyć lalce butów, bo obawiałam się, ze stopy utkną w nich na amen, ja zacznę kombinować z kombinerkami, urwę zaczep i skończę z lalką bez stopy, ale spódnica i top pasują bardzo dobrze i zgrabnie ukrywają masakryczną chudość lalki. Od razu przypominają mi się zarzuty jakoby nierealistyczna sylwetka TNT przyprawiła niezliczoną ilość kobiet o bulimię i anoreksję. Lepiej nie analizować figury Kurhn.

 

Lenko, Aniu, Chairiann, nie wiem co się dzieje z bloggerem, od jakiegoś czasu nie jestem w stanie odpowiedzieć na komentarze, dlatego robię to tu J

Lenko, masz rację, że lalkowe marzenia się nie kończą, źle to dla portfela, ale ogólnie chyba dobrze, by gdyby się skończyły, to by pewnie oznaczało koniec kolekcji J Dzięki Manguście spełniło się kolejne!

Aniu, uwielbiam Twoje Sindy vintage i powoli myślę o zakupie własnej, bo nie ma to jak oryginał, szczególnie teraz, gdy przekonałam się ponad wszelką wątpliwość, ze Sindy są fantastyczne, a dodatkowo te vintage mają przewspaniałe meble i akcesoria, aż się boję!

Chairiann, tak, Sindy i Licca świetnie do siebie pasują, a ja miałam masę radochy focąc je obie. Do fioletowych włosów mam słabość i teraz toczę walkę rozumu z sercem, bo na Aliexpress wyczaiłam Liccę o fioletowych włosach, w bardzo, bardzo kawaii sukience z jednorożcami, karuzelami i innymi motywami nader lalkowymi. Licca jest nowa, pudełkowa i w przystępnej cenie, a do tej pory unikałam nawet zaglądania na japońskie strony bo sprowadzenie Licci z Japonii to kosztowna sprawa, a tu byłoby łatwo, przyjemnie i nie tak drogo, pewnie nawet nie tak długo musiałabym czekać. No i śliczna jest ta Licca, załączam zdjęcia w celach masochistycznej tortury. Co tu zrobić? Rozum podpowiada, że mam już Liccę o fioletowych włosach, serce podpowiada mi, że ta nowa ma górę kiecki bardzo w stylu Czarodziejki z Księżyca i dlatego jest dostatecznie … inna. No co zrobić? Co zrobić?



Aktualizacja: chyba zwyciężyło serce...

wtorek, 3 października 2023

Sweet Treats Bakery Sindy

 

Mam nową lalkę! Dzięki Manguście do mojej kolekcji dołączyła Sweet Treats Sindy od Kid Kreations. Długo wzdychałam do tych lalek, ale ich dostępność poza UK jest marna, a ebay zniechęcił mnie do siebie skutecznie. Ceny są kosmiczne po prostu. Na szczęście są jeszcze takie dobre duszyczki jak Mangusta. Mangusto, dzięki jeszcze raz!



Chciałabym napisać esej na temat Sindy, ale na youtube kilka bardziej kompetentnych osób przedstawiło w niedawnym czasie historię lalki w detalach. Jej dzieje, w szczególności potyczki z Mattel, są bardzo ciekawe. Od roku 1963, kiedy Pedigree Dolls and Toys wprowadziło na rynek Sindy, lalka oczywiście się zmieniała, bo choć pierwsza Sindy była urocza, miała trochę naburmuszony pyszczek i była słodka w każdym calu, to jednak zmiany są po prostu nieuchronne. W latach 80 zaczęła bardzo przypominać Barbie, a przynajmniej Mattel tak uważał. Naturalnie stado zażartych adwokatów ruszyło do sądu z pozwami, bo Mattel będący gigantem nie zdzierżył konkurencji. Albo Hasbro, bo to oni w owym czasie sprawowali pieczę nad Sindy. Sprawę  udało się ostatecznie załatwić po cichu i za zamkniętymi drzwiami. Mattelowi wręczono walizkę, a w niej pięć głów, spośród których firma wybrała jedną. Gdy się dowiedziałam o tej zagrywce, zapał do spisywania dziejów Sindy jakoś zmalał. Wiadomo, że wielkie korporacje nie cofają się od ciosów poniżej pasa i to nie powinno nas dziwić, ale mimo to powoduje niesmak.



Około roku 2020 na rynku pojawiła się stara, znajoma twarz Sindy w 6 fantastycznych kolekcjonerskich odsłonach. Po nich przyszedł czas na linię play, w ramach której w dwóch  turach wychodziło po 6/5 lalek oraz po 3 stroje dodatkowe. Wydano również drewniany domek, a za wszystkim stoi Kid Kreations. Niestety, okazuje się, że wypuszczona zostanie jeszcze jedna kolekcjonerska, rocznicowa lalka, po czym kontrakt z Pedigree wygaśnie. Dalsze plany produkcyjne Sindy nie są znane. Może ich wcale nie ma. Straszna szkoda, bo lalki są fantastyczne.

 
Źródło: https://thephoenixnewspaper.com/kid-kreations-bring-back-sindy-for-a-whole-new-generation-to-enjoy

 
Źródło: https://www.sindy.co.uk/about-sindy-2/

 

To będzie opis słodki jak muffinka, bo jestem po prostu zachwycona moim nowym nabytkiem. Nigdy wcześniej nie miałam styczności z Sindy, dlatego jej wielka głowa mnie zaskoczyła, spodziewałam się też, że lalka będzie mniej więcej rozmiarów Licci. Wszystkie te niespodzianki są jednak bardzo miłe, zwłaszcza ta głowa. Moja fascynacja lalkami w dorosłym życiu zaczęła się od Pullip, a one mają ooooogromne głowy! No, ale zaczynam od środka! Dobra, przewijamy do pudełka. Pudełko jest jednocześnie kawiarenką. W jego wnętrzu znajdziemy kartonowe akcesoria, których ja nie ruszałam, bo mam wystarczająco dużo plastikowych. Dla nieco bardziej kreatywnych osób jest to jednak okazja na pobawienie się nożyczkami. O dodatkowej funkcji pudełka wiedziałam już z opisów, ale jakoś umknął mi fakt, że zostało ono tak skonstruowane byś drogi posiadaczu Sindy miał ciastko i zjadł ciastko. Lalka nie jest w żaden sposób przytwierdzona do pudełka. Leży sobie wygodnie w plastikowych formach, które wystarczy otworzyć, wyjąć ją, pobawić się, a następnie z całym jej dobytkiem schować do kartonika i cieszyć się lalką w pudełku. Niczym Gargamel, wyciągając współczesną Barbie z pudła mam ochotę wykrzyczeć: jak ja nie cierpię (smerfów) tych plastikowych dzinksów, którymi przestrzelona jest głowa Barbie, żeby nie latała na boki w pudle. Fe! Sindy tego nie ma.




Poza tym, że nic kłującego nie sterczy z głowy Sindy, to ma ona na dodatek piękne, błyszczące, mięciutkie i niczym nie posklejane włosy. Do tego fioletowe. Mam słabość do lalek które mają fioletowe włosy lub oczy. Oczy Sindy ma brązowe i trochę mangowe. Lalka patrzy w bok trochę zaciekawiona, karnację ma ciemną. Wszystkie Sindy play posiadają ten sam headmold i dla kogoś takiego jak ja, kto nie jest specjalistą w dziedzinie Sindy, wyglądają zupełnie jak oryginalna vintage od Pedigree. Poszczególne lalki różnią się jednak odcieniem skóry, a także oczywiście uczesaniem i kolorem włosów. Sindy posiada przyjemną artykulację i wdzięcznie pozuje do zdjęć dzięki temu, że zgina się w łokciach, nadgarstkach, kostkach, stoi w rozkroku i ma skrętną talię.



Sindy posiada bardzo uroczą sukienkę z nadrukiem posypki na ciastka. Rękawki oraz wierzchnia warstwa uszyte są z innego materiału, zaś fartuszek jest osobną częścią stroju, a nie tylko nadrukiem. Strój uzupełniają lawendowe pepegi. Ubranko jest ładnie i starannie odszyte z dobrych materiałów, a nadruk jest nie tylko z przodu, ale ze wszystkich stron. Z boku doszyto malutką metkę z „S” w czcionce vintage. Tak sobie myślę, że fani Sindy mają taki sam sentyment do tego S, jak ja do B z ogonkiem. Do każdej lalki dołączona jest malutka broszurka, która jest katalogiem. Każda lalka posiada swoją własną, spersonalizowaną broszurkę, w której można znaleźć również zadania do wykonania. Sweet Treats posiada również akcesoria – babeczki, ciasteczko oraz napoje. W pudełku zapodziała się jeszcze jedna babeczka, której nie ma na zdjęciu.








Sindy przybyła z dwoma dodatkowymi strojami – Owl PJ set oraz Rainbow Star. Piżamka jest dwuczęściowa, uszyta z błyszczącego, bardzo piżamowatego materiału. Do zestawu dołączony jest też kocyk z kapturem przedstawiającym sowę. Zestaw jest jak mniemam bardzo wygodny i idealnie nadaje się na oglądanie horrorów z lat 80-tych na VHSie. Rainbow Star składa się z pasiastego topu, spodni w gwiazdki, błyszczącej kurteczki i butów. Dużo tu fioletu, więc do mojej Sweet Treats bardzo pasuje. Oba zestawy sprawiają, że aż się chce więcej, bo wykonane są świetnie. Niestety stroje z pierwszej serii są już niedostępne na Argos.












Sindy rozgościła się w domku Licci, trochę ciasnym jak na jej gabaryty, ale w lalkowym uniwersum wszystko jest o jakieś 20% za małe. Do Sindy wbiły jej kumpele, które farbują włosy u tego samego fryzjera, bo też lubią fiolet. Licca trochę pazernie przywłaszczyła sobie kocyk, Mimi zjadła ciastka. Później razem słuchały winyli Sindy i zrobiły sobie maraton horrorów na VHS. Udany wieczór. Pozdrawiam cieplutko!





 

 

 

Stroje dla Barbie z lat 80-tych i 90-tych

  Ostatnim czasem miałam dużo szczęścia do perełek z lat 80-tych, moją kolekcję zasiliły cztery Fashion Play oraz lalka opętana (chyba jej...