Ponad trzy tygodnie nieobecności na blogu! Skandal! Na swoją obronę powiem tyle, że zaczął się wrzesień, a wraz z nim infekcje. Ostatnia była wyjątkowo uporczywa i dopadła całą moją kochaną trójkę. Gdy już się z niej dzieci wykaraskały, mąż zaskoczył prezentem w postaci gry! Nie jestem rasowym graczem, ale można powiedzieć, że dorastałam z Larą Croft i nadal serduszko zaczyna mi szybciej bić ilekroć do mych uszu docierają wieści o planowanym kolejnym wydaniu mojej ulubionej gry. Tym razem jednak Lara ma konkurencję – srogiego samuraja zwanego Duchem Tsushimy. Gra pochłania moje wieczory i chyba doznałam lekkiej kontuzji lewego kciuka, ale o lalkach nie zapominam. We wrześniu do mojej kolekcji dołączyła Barbie Joins the World-famous Rockettes 1992! Z góry przepraszam za koszmarne zdjęcia. Chciałam wypróbować kilka nowych pomysłów na tło, efekty nie powaliły mnie na kolana, a później nie było czasu na kolejne sesje, więc korzystam z tego, co mam.
Lalka była nieplanowanym zakupem co jest do mnie niepodobne. Ja zawsze kontempluję zanim podejmę decyzję i przeważnie mam na to czas. Najpierw miesiąc planuję czekając do wypłaty, a później w kilka dni realizuję moje plany. Jest ich zazwyczaj więcej niż budżet przewiduje, a ja mam kolejny miesiąc na zastanawianie się. W sierpniu nie wiedziałam, że Rockette nawet istnieje i pewnie by tak nadal było, gdybym nie trafiła na zabawny filmik na youtube pewnego pana, który tą konkretną Barbie nie był szczególnie zachwycony. Ja wprost przeciwnie. Nie zaznałam spokojnego snu dopóki lalka nie stanęła w witrynce! Ok, trochę dramatyzuję, ale wiadomo … każdy lalkolub wie o co chodzi.
Moja Barbie jest inspirowana scenicznym wyglądem tancerek z trupy The Rockettes, której historia sięga 1925 roku! Tancerki kojarzą się z występami w Nowojorskim Radio City Music Hall, a także z licznymi kontrowersjami. Tak na przykład, przez długi czas w ich szeregach nie było miejsca na rasową różnorodność. Tę barierę przełamała Japonka, a było to dopiero w 1985. Dwa lata później do zespołu dołączyła pierwsza ciemnoskóra tancerka. Ponad to, Rockettes są butne, niezłomne i jeśli nie mają na to ochoty, do wykonania wysokich kopnięć nie zmusi ich absolutnie nikt, nawet sam Prezydent Stanów Zjednoczonych. Część tancerek odmówiła występu przed Trumpem, gdy ten został wybrany na prezydenta. Stwierdziły, ze w swych kostiumach, skądinąd podkreślających kobiece atuty, nie czułyby się swobodnie przy takim człowieku.
Wracając do samej lalki, bardzo zresztą ekstrawaganckiej w moim odczuciu, gdy ją pierwszy raz zobaczyłam, od razu pomyślałam, że świetnie odnalazłaby się na półkach FAO Schwarz i wcale się nie pomyliłam. FAO Schwarz słynie (czy też słynęło) ze śmiałych pomysłów. Ostatecznie, chyba niewielu rodziców chciałoby podarować swoim dzieciom taką lalkę (pewnie woleliby zostawić ją dla siebie – chichot). Ponad to, dla kogoś takiego jak ja – bezpamiętnie zakochanego w playline, Rockette wygląda bardzo kolekcjonersko i ekskluzywnie w swoim wielkim, czarnym pudle bez celofanowego okienka. Pudła nie posiadam, ale mam za to wszystko to co się w nim znajdowało i to w nienaruszonym stanie! Nawet się z tego cieszę, bo mam wrażenie, że pudłowe lalki się u mnie marnują. Ja nie potrafię utrzymać ich w kartonie, aż mnie ręce świerzbiły by ubrać ją w dodatkowy strój, który z papierowego „manekina” nawet nigdy nie był ściągnięty.
Post jest strasznie chaotyczny, ale nie wiem od czego zacząć opisując moją Rockette. Może od buzi, którą okala burza platynowego kanekalonu. Jak na tancerkę, która ubrana jest w egzotyczny strój, makijaż Barbie jest dość skromny, wręcz nieproporcjonalny do reszty. Cóż, może nie jest tak istotny, nikt chyba nie ma wątpliwości, że to nogi grają tu pierwsze skrzypce, choć … dość dziwnie to brzmi. Moim ulubionym elementem jej malunku twarzy jest kreska u dolnej powieki, którą określa się jako „śmiejącą”. Rzeczywiście, ona sprawia, że oczy Barbie się śmieją. Bardzo sympatyczna z niej lalka. Poza tym, że nie sposób odmówić jej urody, Rockette ma jeszcze sporo w pakiecie. Stroje i dodatki przemawiają na jej korzyść, a mnie osobiście kusiły, że się oprzeć nie mogłam.
Strój nr 1 to satynowy frak usiany kolorowymi cekinami. Połyskujące klapy w kolorze dojrzałej śliwki bardzo ładnie kontrastują z resztą stroju i nawiązują do opalizujących cętek na body Barbie. Są rajtki, do których ja chyba mam słabość, bo jeśli stoję przed wyborem czy kupić lalkę w rajtkach, czy też bez, to przeważnie wybieram tę pierwszą. Dziwne, sama przyznam, ale uważam, że ta konkretna lalka nie prezentowałaby się tak ładnie bez nich. Poza tym, fioletowych rajstop dla Barbie jeszcze nie miałam. Dodatki to mucha ze złotej lamy, brokatowy kapelusz, złota, prosta biżuteria i laska oraz … złote, metaliczne szpilki! Te szpilki lubię jeszcze bardziej od rajstop! To trzecie takie buty w mojej kolekcji. Dwie z trzech moich JCPenney mają takie – fioletowe i granatowe. Nie oparłam się pokusie by znowu sfotografować te buty! Poza tym, i tak same spadły jej ze stóp, bo rajtki i szpilki Barbie niechętnie współpracują. Te szpilki błyszczą się jak choinka w Boże Narodzenie!
Strój nr 2 czyni z Barbie prawdziwie egzotycznego ptaka! Strój składa się z tiulowej spódniczki, która sama wygląda nieciekawie, jak tanie przebranie wróżki, a fuj, ale w połączeniu z trenem – ogonem, który sięga Barbie aż do łydek, prezentuje się wybornie! Skojarzenia ornitologiczne budzi również pióropusz na głowie lalki z ozdobnym kamieniem, ale to jeszcze nie koniec! Detale, detale i jeszcze raz detale! Nie wiem jakim mianem określić małą kulkę tiulu, którą mocuje się do dekoltu body za pomocą haczyka, ale niezmiernie podoba mi się, że Mattel pomyślał o takiej drobnostce, która jednak sprawia, że jest ciekawiej – jakkolwiek by się zwała! Zapomniałabym o rękawkach zakończonych tiuliną.
Czuję, że nie znajduję słów by opisać mój nowy nabytek, bo większość przymiotników wydaje mi się mało adekwatna. Może z prostymi rzeczami, takimi jak szczota i tekturki pójdzie mi łatwiej. Cóż się dziwić, gra, która w dużej mierze polega na machaniu samurajskim mieczem nie pobudza tych ośrodków mózgu, które odpowiadają za giętki język czy też pióro. Chyba powinnam była zacząć czytać tę ostatnią część Wiedźmina, ale jakoś mi tak szkoda. Myśl, że historia mojego ulubionego zakapiora nie zakończyła się jeszcze dla mnie jest bardzo pocieszająca. Jakoś zawsze czuję niedosyt gdy dokończę czytanie jakiejś serii książek. Dlatego na pocieszenie często zamykając tę ostatnią, od razu otwieram tę pierwszą. No ale Barbie, Barbie! Barbie ma tekturki – plakat z wspaniałą grafiką kojarzącą się z latami 20-tymi oraz złoty bilet wstępu na występ. Szczotkę też posiada, fioletową. Mam chyba z 10 fioletowych szczotek i każda jest w innym odcieniu!
Barbie Joins the World-famous Rockettes to jedyna lalka, którą zakupiłam we wrześniu, ale patrząc na nią myślę sobie – nie ilość, a jakość! Jedna, za to wspaniała! I wcale nie przeszkadza mi, że kapelusz i laska wypadają jej z dłoni, a szpilki nie trzymają się stóp. Strasznie cieszę się z niej. Tak sobie tylko myślę, że to jedna z tych wielu, wielu niedocenionych Barbie. Przez 3 lata nazbierało mi się ich kilka i chyba wreszcie zbiorę się w sobie i napiszę post na temat lalek, którym nie poświęca się tyle uwagi, na ile zasługują. Czy i Wy znacie takie lalki? Lubicie lub posiadacie takie Barbie, o których zazwyczaj się nie mówi, które stoją w cieniu Peaches’n Cream czy Crystal Barbie? Jestem szalenie ciekawa i zarazem trochę się obawiam, że i ja ich zapragnę.