Czy wiecie, że pierwsza restauracja McDonald’s w Polsce została otwarta w Warszawie na rogu Marszałkowskiej i Świętokrzyskiej w 1992? W dniu otwarcia Warszawiacy ubrani w wyjściowy strój, niektórzy nawet w garniturach ustawili się po swojego pierwszego hamburgera w rekordowej długości kolejce, ale stanie w kolejkach w czasach PRL-u mieliśmy opanowane do perfekcji, był to niemal nasz narodowy sport. Nad bezpieczeństwem obywateli czuwały służby porządkowe, jednak tamtego dnia nie zanotowano groźnych incydentów, choć pewnie niejeden wygłodniały Warszawianin przerzucał w myślach siarczyste inwektywy. Cóż, nie oceniajmy czynów człowieka, któremu spadł cukier. Gdy już jednak nastał wyczekiwany moment, można było zatopić zębiska w burgerze, przegryźć go frytką i popić colą – słowem, można było zasmakować Zachodu! Nikt wtedy nie myślał, że zjadany właśnie „posiłek” w dużych ilościach powodować będzie nadciśnienie, otyłość, cukrzycę i szereg innych groźnych chorób i dolegliwości, a buła z wetkniętą weń padliną i ziemniak skąpany w oleju miały wymiar wręcz symboliczny! To była … Ameryka!
Ja osobiście mam bardzo miłe wspomnienia związane z McDonaldem. Za dzieciństwa ja i moje siostry odwiedzałyśmy go od wielkiego dzwonu gdy jechałyśmy w odwiedziny do babci do Warszawy. Po drodze mijaliśmy jedyną znaną mi wtedy restaurację McDonald’s umiejscowioną przy drodze po środku absolutnego pustkowia! Znajomego M zatkniętego na wysokim słupie wypatrywałyśmy już dobre 100 km wcześniej. Nie spałyśmy w drodze by przypadkiem nie przegapić McDonalda, choć nie musiałyśmy się obawiać, że rodzice miną go tylko bez zatrzymywania, bo przez resztę drogi nie mieliby zwyczajnie życia. McDonald’s był więc obowiązkowym miejscem postoju ilekroć jechaliśmy do Warszawy, a takie wycieczki zdarzały się bardzo rzadko.
Ja, moje siostry i mama zawsze wybierałyśmy zestaw Happy Meal, głównie ze względu na zabawki, które w tamtych czasach były oryginalne i pomysłowe. Zabawki najczęściej były na licencji Mattel, Hasbro lub Disney’a. Miniaturowe lalki Barbie, kucyki i postaci z produkcji Disney’owskich bardzo nam się podobały. W McDonaldzie zatrzymywaliśmy się również w drodze powrotnej, do domu wracałyśmy więc z ośmioma nowymi zabawkami do kolekcji, którą przez lata razem budowałyśmy. Zabawek uzbierało nam się aż trzy półki, a ja co sobotę każdą z nich opróżniałam, wycierałam półkę i każdą zabawkę z osobna. Taką miałam metodę na „bawienie się” nimi, bo teoretycznie, byłam jakby na nie za stara. Nie wiem co się z nimi stało, być może jeszcze gdzieś są w pudle na strychu w moim rodzinny domu. Jestem pewna, że podobałyby się one moim dzieciom, bo współczesne zabawki są marnej jakości i w sumie nie wiadomo jak się nimi bawić, aż szkoda wydawać pieniędzy na zestaw Happy Meal.
Nim się okazało, co tak naprawdę w tej bułce siedzi, Mattel często współpracował z McDonald’s. Powstało wtedy wiele lalek, takich jak Barbie and Kelly McDonald’s Fun Time oraz towarzyszących playset’ów w postaci restauracji. W 1993 powstała seria Happy Meal Stacie. W dzisiejszych czasach Mattel nie odważyłby się wyprodukować nawet dorosłej lalki, która swym wizerunkiem promuje niezdrowy wariant żywienia, a Stacie, która po raz pierwszy pojawiła się na scenie w roku 1991 (The Littlest Sister of Barbie) ma przecież zaledwie lat 6 (na oko). Cóż, to były zupełnie inne czasy, w których Stacie i jej przyjaciele: Whitney, Janet i Todd beztrosko spędzali czas w Mcdonaldzie.
Stacie to urocza laleczka, której kupna nigdy nie planowałam. Jakoś nie widziałam dla niej miejsca w mojej kolekcji, ale jak to w życiu bywa, skusiła mnie okazja. Happy Meal Stacie jest jedną z moich ulubionych wersji tej lalki, a nówka sztuka w dobrej cenie, w pudełku z akcesoriami kusiła mnie jak zapach świeżych frytek! Stacie jest lalką niewielką, sięga Skipper zaledwie do ramion, ale to lalka solidnie wykonana i ciężka jak na swe gabaryty. Posiada przyzwoitą artykulację – winylowe nogi zginają się na 2 kliki, ręce nieznacznie odchylają się w bok, skrętnej talii brak. Stacie ma stopy mniejsze od Skipper może o 1 mm, więc pepegi Barbie na nią pasują i co ciekawe, buty mojej Happy Meal są od nich znacznie większe. To naprawdę wielkie buciory!
W latach 90-tych Mattel dbał o garderobę wszystkich swoich lalek, nawet tych najmniejszych, a Stacie miała do wyboru ogromną ilość strojów dodatkowych! Ponadto, Mattel lubił też dorzucać do pudełka Stacie jakieś dodatkowe fatałaszki. Szkoda, że Moja Happy Meal nie posiada w zestawie żadnego stroju na przebranie, wszak idzie do „restauracji”, ma zaledwie 6 lat i na bank się ubrudzi! Lepiej nie, bo jej odziewek jest wprost uroczy i nie ma rzepów! Bluzeczka i legginsy to oczywiście oddzielne elementy. Kolory są żywe, a wzory pozornie sprzeczne ze sobą, tutaj nagle nabierają sensu. Strój uzupełniają skarpety, obuwie sportowe za kostkę, kapelusz i kolczyki!
W zasadzie Stacie powinna była trafić do witryny już dawno – duże, wesołe, mangowe oczy i twarz okrągła jak Księżyc to moja stylistyka. Sama się sobie dziwię, że ją przeoczyłam. W tym miesiącu miałam zamiar nabyć kolejną, ale pewna zjawiskowa Barbie, kolejny kamper i kompaktowy domek pokrzyżowały moje plany. Cóż, nie można mieć wszystkiego od razu, a co ma wisieć, nie utonie, mam nadzieję, że już niebawem kolejne Stacie zasilą szeregi smarkaczy na półce Skipper, która nawiasem mówiąc, pęka w szwach! Kurcząca się przestrzeń w witrynie miała mnie skłonić do uzupełnienia braków w garderobie moich lalek, bo ciuchy zajmują mało miejsca. Ja natomiast postępuję wbrew wszelkiej logice i kupuję auta i domki.
Zupełne zapomniałabym o akcesoriach, które znalazłam w pudełku Stacie. Jest klasyczna szczotka, ale ona jest najmniej interesująca z całego tego dobytku. Moim ulubionym dodatkiem jest taca z przytwierdzonymi doń hamburgerem, frytkami, piciem i znajomym kartonikiem od zestawu Happy Meal. Kartonik jest jeszcze jeden, większy, a w jego wnętrzu jedna z 3 niespodzianek – naszyjnik, bransoletka lub klipsy rozmiaru dziecięcego. Mnie trafiły się te ostatnie, ale jakoś ich nie mierzyłam. Nie mój styl. Na klipsach widnieje podobizna Glitter Hair Barbie. Ach jak ja bym chciała mieć rudą z tej serii!
Stacie to jedna z moich obecnych ulubienic i zobaczycie ją jeszcze nie raz, bo jak już się rozłożyłam z moim naprędce kombinowanym studio zdjęciowym (papier prezentowy przylepiony do ściany) to nie mogłam przestać jej fotografować. Mam nadzieję, że domek, który jest w tej chwili w drodze do paczkomatu będzie stanowił lepsze tło niż papier pakowny. Pozdrawiam cieplutko w tym bardzo zimnym i deszczowym dniu, ale 1 września zawsze musi padać!
Nie miałam pojęcia do tej pory, że powstały lalki takie jak Barbie and Kelly McDonald’s Fun Time czy seria Happy Meal Stacie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWitaj na moim blogu :) te lalki były popularne w latach 90tych. Ja wtedy też o nich nie wiedziałam i dobrze, bo jestem pewna, że nie dałabym żyć mojej Mamie :)
UsuńAleż ona jest urocza, w moim wyobrażeniu mogłaby być mini-wersją Barbie Benetton :) To zupełnie inna "bajka", ale ta kolorystyka (tudzież czerwony kapelusz) od razu przywiodła mi na myśl takie skojarzenie <3 Ehh, ta kurcząca się przestrzeń w witrynie... Znam ten ból~! Clavella wprawdzie jeszcze nie tknęłam (ogólnie czytać- czytam, ale dzielę sobie tekst na "raty", takie czytanie książki raczej odpada), ale klimatów azjatyckich - nigdy dosyć <3 Dotarła dziś do mnie indonezyjską Barbie Kirana (wersja w czarnej sukni), wyprodukowana w koprodukcji Mattel x Iwan Tirta. Na zdjęciach lalka nawet w jednej trzeciej nie robi takiego wrażenia jak na żywo. Ten batikowy wzór jest wprost oszałamiający, ale to trzeba zobaczyć z bliska: https://wolipop.detik.com/fashion-news/d-4239005/hari-batik-nasional-barbie-luncurkan-boneka-pakai-batik-iwan-tirta
OdpowiedzUsuńNie ma nic lepszego pod Słońcem niż dzień z nową lalką ;)/Wiktoria
Masz dobre skojarzenie, muszę je razem uwiecznić na zdjęciu :)
UsuńJa właśnie do Clavella wróciłam, bo czekam na ostatnią część Wiedźmina.
Widziałam tę lalkę, o której mówisz i jestem pod wrażeniem. Zupełnie inaczej sobie ją wyobrażałam, a ona jest taka elegancka! Piękna. Gratuluję nowego nabytku.
Jaka przesłodka dziewczynka! :) Ma śliczny strój i oczka jak u wielkookich Skipperek. Co prawda McDonalda omijam, nie lubię tego charakterystycznego zapachu w lokalach i za daniami też nie przepadam. Stacie jednak to sama słodycz i nawet te żywe, "fastfoodowe" kolorki mi nie przeszkadzają. :)
OdpowiedzUsuńJa mam miłe skojarzenia z McDonaldem i od wielkiego dzwona tam zajrzę. Za to lalki podobają mi się ogromnie i już zamówiłam Whitney z tej serii. :)
UsuńAleż ten pysiałek jest pozytywny. Od samego patrzenia uśmiech pojawia się na twarzy.
OdpowiedzUsuńO tak, uśmiecham się gdy na nią patrzę :)
UsuńNo właśnie też zauważyłam , że 1 września musi padać .... Ze Stacy jest takie niebezpieczeństwo, że ciągle się będzie chciało więcej, jest urocza, podobnie jak jej inne wersje Whitney i Janet. Z przyjemnością czytam Twojego bloga, pozdrawiam serdecznie. Asia
OdpowiedzUsuńTak jest od kiedy pamiętam, te apele na rozpoczęcie nowego roku szkolnego w jesiennej aurze. wiem o czym piszesz, sama wpadłam już w pułapkę ...Whitney zamówiona. Cieszę się, że podoba Ci się mój blog :)
UsuńOgromnie mi się spodobała ta laleczka. Ma taką miłą buzię. I to ubranko tak fajnie podkreśla jej dziecięcy charakter :-) Słodka jest.
OdpowiedzUsuńOj słodka :) Masz rację! A jakie dla niej są stroje dodatkowe, hoho!
UsuńMiałam tego Todda :) A wspomniany McDonald to był pierwszy, jaki w swoim życiu odwiedziłam, było to w ferie zimowe w 1994 roku. Pierwszy raz w życiu piłam wtedy shake'a. I do dziś nie pogardzę McDonaldem, kiedy jestem głodna, w obcym mieście albo bardzo mi się spieszy.
OdpowiedzUsuńŁoooo no to zabrałam Cię w podróż w przeszłość do pierwszego McDonalda, w jakim byłaś! Miło mi! Ja też nie wzgardzę McDonaldem, zwłaszcza w podróży :)
Usuń