środa, 30 sierpnia 2023

Barbie Living Pretty Shower and Bathtub 1987

 

O boszzz, tak się cieszę, że aż zaczęłam pisać wpis, choć paczka jeszcze nie dotarła. Znowu będzie nostalgicznie i sentymentalnie, bo oto w paczce, która pewnie będzie już jutro (oby była jutro) znajduje się przedmiot, którym się bawiłam jako mała dziewczynka, a który był o tyle atrakcyjniejszy,  że nie był mój. To wanna z serii Living Pretty z 1987!!!!!



W podstawówce miałam przyjaciółkę, z którą bawiłam się Barbie. Lalka mojej przyjaciółki mieszkała w dolnej szafce meblościanki, gdzie firmowymi meblami od Mattela urządzoną miała kuchnię i łazienkę. Kuchnia bardzo mi się podobała, bo w odróżnieniu od mojej, zestaw z lat 90-tych wydawał się bardzo nowoczesny, miał nawet zmywarkę i stołki barowe. Natomiast moja kuchnia z serii Living Pretty bardzo mi się podobała, więc zdecydowanie mocniej serce biło mi na widok łazienki, a konkretnie wanny, bo jak wiadomo, Barbie w latach 80/90-tych nie miała potrzeb fizjologicznych, sedes był zbędny.




Wanna była niesamowita. Ogromna, narożna wanna z trzema ściankami wyłożonymi kafelkami przywoływała sceny rodem z Dynastii. Ach pamiętam Alexis, która w swojej ogromnej wannie brała długie kąpiele z bąbelkami i szampanem. Dex jej często towarzyszył. Ewentualnie rozmawiała z kimś przez telefon, a rozmowę kończyła trzaskając słuchawką i wypijając kieliszek do dna. Następowało zbliżenie na piękną twarz aktorki i już było wiadomo, że nasza Alexis coś knuje. Och jak bym chciała mieć Barbie Alexis i Krystle. Nie mam, za to mam wannę.




W dzieciństwie miałam prawie całkowicie umeblowany domek dla Barbie. Był to Barbie Furnished Townhouse z 1986 roku z białą windą. Domek w zestawie miał stół i dwa krzesła, fotel i stolik kawowy, oraz łóżko i stolik nocny. Babcia i mama doposażyły go w kuchnię, lodówkę oraz biurko z fotelem i narożną witrynką z serii Living Pretty. Później pojawił się też zestaw do jadalni – białe meble udające wiklinę. Te ostatnie nie były od Mattel, ale bardzo, bardzo je lubiłam. Domek był spełnieniem marzeń, przy „wejściu” zaparkowane było nawet białe ferrari, nigdy natomiast nie doczekałam się umeblowanej łazienki. Oczami wyobraźni widziałam wyraźnie jak wanna przyjaciółki stoi w pomieszczeniu przewidzianym jako łazienka. Wyobraźnię miałam jak widać bujną, bo ta wanna za żadne skarby nie zmieściłaby się w łazience.




Z wanną wiąże się jeszcze jedno wspomnienie. Mianowicie mebel miał funkcję zabawy z wodą. Do wanny nalewało się wodę, która następnie wypływała przez kran lub słuchawkę prysznicową gdy naciskało się na pompkę. Z mieszaniną grozy i fascynacji obserwowałam jak przyjaciółka napełnia wannę wodą i wciska pompkę. Woda płynęła, to było jak magia (jakbym wcześniej wody bieżącej nie widziała w kranie), ale jednocześnie myślałam sobie, że przecież ta woda zniszczy przepiękne naklejki na bokach wanny. Nie, woda i Barbie nie idą w parze, tak się nie robi! Dlatego ja do mojej wanny wody nie wleję.



Wanna w zestawie posiadała garść akcesoriów drobnych: ręczniczki, buteleczki, szczotki, grzebyk, mydelniczkę z mydełkiem, suszarkę do włosów oraz szczotkę z bardzo dobrze znanym motywem muszelki. Większość tej drobnizny gdzieś zaginęła, ale ja w zasobach własnych miałam dwie buteleczki, które do wanny mogły kiedyś należeć, a poza tym tego miału mam cały karton, coś się dało dobrać. Najbardziej zależało mi na wannie, bo ta na portalach sprzedażowych jest albo paskudnie droga, albo pożółkła od słońca, bywa też połączenie obu wariantów, bo to nic, że wanna przebarwiona, ale stara i dlatego droga.



Moja wanna przebarwienia ma stosunkowo nie duże, brakuje jednej barierki, ale za to jako bonus mam wagę, którą wraz z innymi mebelkami łazienkowymi Living Pretty można było dokupić i łazienkę doposażyć. Waga działa gdy się na niej postawi lalkę. Waga wskazuje, że nasza Barbie waży 49 kg, ot i kolejny powód, żeby przyczepić się do jej nierealistycznych wymiarów. Zawsze się z tego śmieję, bo przecież to lalka, wcale nie musi być realistyczna. I tu znowu przypomina mi się zabawny fakt z książki Barbie and Ruth, którą przeczytałam kilka miesięcy temu. Pierwsze Barbie produkowane były w Japonii, a Japończycy przykładali wagę do detali i dlatego prototyp pierwszej Barbie posiadał wmoldowane sutki. Jack Ryan, który w owym czasie odpowiadał za projekt Barbie od strony technicznej, usiłował wytłumaczyć japońskim wytwórcom, że projekt sutków nie zakładał, niestety bariera językowa okazała się nie do pokonania, więc Ryan po prostu wziął kawałek papieru ściernego i brutalnie je usunął. Japończycy w obecności sutków nie widzieli nic niewłaściwego, wszak Barbie to miniaturowa kobieta, a kobiety je posiadają. Mówimy jednak o czasach, w których Handler musiała się wykłócać o samą obecność piersi, które bulwersowały. Hmmm to były… inne czasy.




Moja wanna cieszy mnie ogromnie, od dwóch dni ją fotografuję przy czym zrobiłam ogromny bałagan i oczywiście dzielę się zdjęciami z za kulis. Ogromna wanna zajmuje połowę Mojo Dojo Kena, oczywiście nie mieści się w łazience domku z windą – postanowiłam sprawdzić czy wejdzie chociaż do dużego pokoju, w tym celu zbudowałam domek, który z racji gabarytów po sesji zdjęciowej musiał wrócić do pudła. Wannę prezentowały Doctor Barbie, Fashion Play, Bride Tracy i Magic Moves Taiwan. Doctor Barbie niestety wonieje. Znowu. Woń powróciła i choć udało mi się ją czasowo zniwelować, to muszę ostatecznie przyznać się do porażki. Tak mi szkoda, bo Doctor Barbie jest piękna i gdyby nie zapach babcinej szafy i piwnicy, byłaby jedną z moich ulubienic. Postanowiłam, że będę szukać duplikatu. Może być golusieńki, bo moją śmierdziulę nabyłam w pudełku, mam do niej nie tylko strój i biżuterię, ale również komplet akcesoriów. Jedyny wymóg to saranowe włosy, bo z kanekalonem sobie po prostu nie radzę, a do tego wersja saranowa ma dużo ładniejszy i łagodniejszy makijaż. Trzymajcie kciuki za powodzenie misji! 

PS. Próbuję odpowiedzieć na wszystkie Wasze komentarze, ale nie zawsze odpowiedzi się zapisują. Strasznie to irytujące. 










środa, 23 sierpnia 2023

Living Pretty Cooking Center / Refrigerator 1987

 

Dlaczego zbierasz lalki? Nie ma się co czarować, kolekcjonowanie lalek to jedno z najbardziej specyficznych hobby, z którym ja sama się zetknęłam, dlatego nie mogę być zaskoczona gdy to pytanie pada, a pytający wcale nie musi go zadawać z chęci skrytykowania mnie, że oto jestem przecież dorosła, a bawię się zabawkami  dla dzieci, że może jestem infantylna i ogólnie coś jest ze mną nie tak, albo, że mam za dużo pieniędzy i nie wiem co z nimi zrobić. Myślę, że to pytanie wynika ze zwykłej ludzkiej, bardzo naturalnej ciekawości. Pytający jest ciekawy, bo nie do końca rozumie (ja nie rozumiem jak można lubić łowić ryby, z szacunkiem dla wędkarzy, nie rozumiem, ale szanuję, przez duże SZ).



Można pytaniem odpowiedzieć na pytanie (to bardzo wygodne): A dlaczego Ty robisz zdjęcia? No… na pamiątkę. Otóż moje lalki też są na pamiątkę. Są jak zdjęcia, mają za zadanie zatrzymać czas (plastik dłuuuugo się rozkłada), zamrozić radosną chwilę, która niestety mija akurat właśnie kiedy trwa. Zatrzymanie czasu niekiedy dzieje się nawet bez naszego czynnego udziału, bez intencji i bez aparatu. Powracamy w znajome miejsce, na przykład mijamy nasze dawne liceum i oto przypomina nam się pierwsza miłość (jak to on miał na imię? Miał czarne włosy i brązowe oczy…), lub też słyszymy starą piosenkę (o przy tym kawałku piłam moje pierwsze piwo, jakże ono smakowało… jak dorosłość). Mijamy piekarnię w naszej rodzinnej miejscowości, nagle zapachniało pączkiem – ach, co rano, gdy szłam do szkoły tak właśnie pachniało, tylko pączek kosztował wtedy dużo mniej.



Mój zestaw Living Pretty, który dziś przedstawiam też jest swoistym naczyniem, w którym przechowuję wspomnienia, zamrożoną chwilę, radosny moment. Pewnie już go opisywałam, ale lubię wspominać, czemu sobie odmawiać przyjemności? Living Pretty Cooking Center oraz Refrigerator to prezenty od mojej babci. Babcia podarowała mi je gdy miałam lat kilka, może 6, może 7. Przepadły oczywiście, ale rok temu udało mi się je odkupić i gdy tak trzymałam dwa pudełeczka w dłoniach, dosłownie cofnęłam się w czasie. Znów siedziałam na dywanie w mieszkaniu babci i trzymałam takie same pudełeczka. (Dostałam wtedy zestaw kolorowych, pachnących długopisów i przysięgam, że gdy to piszę autentycznie czuję ten trochę chemiczny cytrynowy zapach.)



Zastanawiałam się czy lalki, które uśmiechają się ze zdobiących je zdjęć również znajdują się w środku. Nie rozumiałam co to znaczy „Doll not included” i oczywiście lalek nie znalazłam, ale moja wierna Superstar 88 towarzyszyła mi wszędzie gdzie się nie wybrałam i oczywiście do babci też ze mną pojechała. Po latach wraz z babcią wspominałam tę chwilę. Babcia przyznała się wtedy, że mebelki „przemyciła” na lotnisku. Kupiła je za granicą i oczywiście taki luksus jak oryginalne meble od Mattel mógł zostać skonfiskowany, bo celnik na przykład upatrzył go sobie jako idealny prezent na gwiazdkę dla swojego dziecka. W PRL-u takie praktyki były na porządku dziennym. Ja niedowierzałam, a babcia śmiała się perliście z niedorzeczności takiej sytuacji. Babci już nie ma. Jest chwila zamrożona w kawałku plastiku. Zamiast fotografii




Zrobiło mi się smutno, bo myśl gdy ją puścić szybuje. Przelatuje od miejsc radosnych, po te bardziej przykre, ale i te pierwsze i te drugie są cenne. No to czas się rozchmurzyć i skupić na plastiku! W końcu radości miałam co niemiara gdy w odmętach Internetu odnalazłam te zestawy w pięknym stanie, wcale nie wyblakłe, nie połamane, prawie całkowicie kompletne i do tego w tych pudełkach. Autentycznie, nigdy wcześniej nie zależało mi tak bardzo na samych pudełkach. O jakości, o ilości akcesoriów pisać nie będę, wszystko widać na zdjęciach. Meble umieściłam w domku Fold’n Fun House i poszłam do witrynki w poszukiwaniu jego mieszkanki. Wyciągnęłam z niej jedną z moich ulubienic, lalkę, o której mało kto wie, że istniała – JCPenney Enchanted Evening, po czym zmieniłam koncepcję, zgarnęłam Głupka i postanowiłam, że domek to jego Mojo Dojo Casa House, że Barbie wcale tam nie mieszka, tylko w piątkowy wieczór wpadła do niego na kolację i na film na VHS.




Głupek bardzo się starał, wysprzątał dom, kupił szampana, upiekł szarlotkę, wyciągnął najlepszą zastawę, a na kolację miał być indyk. To ostatnie nie wyszło. Barbie wyglądała jak półtora miliona dolarów (inflacja). Głupek zajął się konwersacją tryskał erudycją i inteligentnym humorem (żadnych sucharów o tym, jak baba poszła do lekarza). Z tego wszystkiego zapomniał o indyku, który wysuszył się jak w Witaj Święty Mikołaju. Co za wtopa, Głupek był zdewastowany. Kompromitacja! Takich rzeczy się nie robi, kiedy na kolację przychodzi do Ciebie taka szprycha jak Barbie, a Ty jej chcesz pokazać, że jesteś nie tylko mucho macho, ale również umiesz gotować!












Barbie była bardzo wyrozumiała, pocieszyła Głupka i zadzwoniła do California Dream Barbie aka Weird Barbie (no nie mogę, Młoda ją tak nazwała i teraz ja już nie potrafię uniknąć skojarzenia, bo California ma spojrzenie szaleńca). California zjawiła się w minutę dzierżąc dwa Happy Meale i pizzę. Barbie i Głupek zżarli fast foody, przepili szampanem i puścili z VHSa najpierw Top Gun, a później Laleczkę Chucky i bawili się świetnie. Przed tym jednak Barbie założyła fartuszek i pomogła Głupkowi posprzątać po kolacji i wywietrzyć Mojo Dojo Casa House. Włosy miała woniejące spalonym indykiem, którego zapach przebijał się nawet przez Chanel no 5, ale wieczór i tak był idealny. Nie powiem Wam co dalej robili. Do miłego. PS. Dzięki motywacji, którą od Was dostałam dziś udało mi się wrzucić na bloga aż dwa wpisy! PS.PS. Załączam zdjęcie pobojowiska towarzyszącego sesji zdjęciowej i zapewniam, że żadna lalka w niej nie ucierpiała.













Barbie the Movie 2023

 

Zastanawiałam się ostatnio na głos czy nadal prowadzić bloga, czasu na pisanie moich referatów mam coraz mniej, ale póki ktoś je pisze, to warto! Tak mnie podbudowałyście Dziewczyny w swoich komentarzach, że postanowiłam niezwłocznie napisać o lalce, która przybyła niedawno, a która była jednym z dwóch prezentów urodzinowych od siebie dla siebie! Otworzywszy paczkę, spojrzałam na uśmiechniętą winylową mordeczkę zerkającą na mnie z za plastikowej szybki i powiedziałam „Hi Barbie!”



Film Barbie robi furorę, wszyscy o nim mówią. Jedni mówią, że film im się bardzo podobał, inni że im się film bardzo nie podobał, jeszcze inni, że film im się nie podobał, choć go wcale nie widzieli i nie mają zamiaru zobaczyć, ale i tak się wypowiedzą. Ech, ludzie lubią mówić. Jednak nieważne czy recenzje są pochlebne, czy też nie, o filmie się po prostu mówi i to sprzyja Mattel’owi, a co za tym idzie, również i lalkolubom, bo firma wypuszcza kolejne lalki inspirowane kinowym hitem. Obecnie już się pogubiłam ile ich w sumie wyszło na rynek. Na szczęście są ludzie bardziej zorientowani, mam nadzieję, że nie pogniewają się za ukradzone zdjęcia. Poza lalkami na rynku cyrkulują dwa fantastyczne auta (jedno sterowane pilotem), a także zestaw filmowych ciuchów. Jednak spośród wszystkich tych cudowności, poza moją Barbie oczywiście, najbardziej podoba mi się Ken, którego nazywam Kentallica. Boszzzzzz! To ostentacyjne sztuczne futro, ta frędzlowata kamizela, nerka z napisem Ken w czcionce Metallica, ta opaska z błyskawicami – możliwe nawiązanie do drugiego albumu ww zespołu pod tytułem „Ride the Lighting”. A pudło?! Oj nie wiem czy to nie byłby pierwszy okaz w mojej kolekcji, który pozostałby w pudełku. Byłby, ale raczej nie będzie, bo cena zaporowa. No, ale pomarzyć można, prawda?

 
Źródło: https://twitter.com/mmdisney200/status/166428072308651622

 
Źródło: https://www.businesswire.com


 
Źródło: https://shop.mattel.com/products/barbie-doll-hrf30

No, ale wróćmy już do Barbie, bo ona też ma fajne pudło, różowe niczym kartoniki z lat 80-tych, z logo Barbie z mojej ulubionej barbiowej dekady, z moim ukochanym ślimaczkowatym B, a logo błyszczy się tęczowo i holograficznie, podobnie jak B w serduszku. Na zadniej części pudła stoi, że lalka nadaje się dla 6-latków wzwyż włączając w to dorosłych! O, toto właśnie! Jak mi ktoś zarzuci, że lalki są dla dzieci, to mu to pudło pokażę! Wiadomo, że co na piśmie, to święte!





Co się tyczy samej lalki, to będę szczera. Pierwsza filmowa Barbie – w kraciastej, bądź co bądź uroczej sukience, nie podobała mi się potwornie i powzięłam postanowienie, że choć na film pójdę musowo, to żadna filmowa Barbie nie przestąpi progu mojej witryny, chyba, że Mattel naprawi co sknocił, bo oto spodziewałam się lalki pięknej niczym odtwórczyni głównej roli. Dochodzę do wniosku, że to ta zabetonowana na amen grzywka zawiniła, bo kolejne lalki, bezgrzywkowe, wyglądały już znacznie lepiej. Każda następna podobała mi się bardziej od poprzedniej, a Keny to już mi się podobały wszystkie jak lecą, ale czekałam na zdjęcia jegomościa w futrze (na blogu barbielistholland, który notorycznie mi się wiesza i wykrzacza widniało zdjęcie brązowego pudła typu shipper podpisanego Ken in furcoat). Ostatecznie chyba wybiorę Kena na rolkach.



Odbiegłam od tematu. Twarz Barbie. Tak, widzę w niej podobieństwo do Margot Robbie, może nie jakieś powalające, ale domyślam się, że trudno jest przenieść ludzkie rysy na plastik i zrobić tak, żeby było ładnie i wiernie. Pamiętamy katastrofalną twarz Belli z filmowej Pięknej i Bestii… Ostatecznie nie ma pikselozy, trzeba się więc cieszyć. Przyznam, że jeszcze nie odważyłam się nic zrobić z lokami. Zaklajstrowane klejglutem, z tyłu absolutna tragedia, ale z przodu nawet nawet. Myśl, żeby umyć Barbie włosy i rozpuścić luzem piękny zdaje się saran, mam ilekroć na nią spojrzę, ale kapelusz przybity jest do głowy lalki na stałe, na wieki wieków i raczej nie będę ruszać go z jego docelowej lokalizacji, chyba, że sprawię sobie, znaczy lalce, te dodatkowe ciuchy o których wspomniałam wcześniej.



A ciuchy moja Barbie ma świetne. Kapelusik i żakiecik odszyte są z tego samego materiału, który przywodzi na myśl Chanel, a mikro guziczki na rękawkach to miły szczegół. Dalej jest jeszcze lepiej bo okazuje się, że bluzeczka i spódniczka są właśnie tym czym mają być, czyli bluzeczką i spódniczką, a nie sukienką. Pod spódniczką znajduje się haleczka, która nadaje spódniczce bufiasty kształt, a także majtki! Barbie w majtkach, no to się zdarza bardzo rzadko! Dodatki to błękitne sandałki na szpilce i eleganckie kolczyki.







Niestety Barbie ma ten sam problem co ja, jest mało rozciągnięta i z siadem z wyprostowanymi nogami ma problem. Ja powzięłam mocne postanowienie poprawy w tym zakresie, będę ćwiczyć i się rozciągać i tym razem to nie postanowienie noworoczne, o którym zdążę zapomnieć nim się styczeń skończy. Lalce już nic nie pomoże, ale sztywność bioder nadrabia zginanymi kolanami i artykulacją w łokciach i nadgarstkach. A czy już wspominałam, że Barbie ma pomalowane paznokcie?


Kiedy patrzę na moją nową Barbie, przypomina mi się moja babcia, która lubowała się w garsonkach, jako, że idealne nadawały się do pracy, takie były eleganckie. Skojarzenie jest tak silne, że bez większego namysłu umieściłam Barbie w biurze. Biuro ma wyposażenie archaiczne, oddające ducha technologicznego lat 80-tych. Biuro to Barbie Home and Office z roku 1984, jeden najstarszych i najbardziej ulubionych „budynków” w mojej kolekcji. Ściskam Was i pozdrawiam cieplutko!




 

Stroje dla Barbie z lat 80-tych i 90-tych

  Ostatnim czasem miałam dużo szczęścia do perełek z lat 80-tych, moją kolekcję zasiliły cztery Fashion Play oraz lalka opętana (chyba jej...