Upuściłam dziś posoki ciskając
słownym plugastwem pod adresem małego, pluszowego króliczka. Chińskiej
produkcji Króliczka zakupiłam na Krupówkach dla Młodej jeszcze zanim pandemia
zamknęła nas wszystkich na trzy spusty i od tamtej pory regularnie dokonuję
samookaleczenia za pomocą igły w imię ratowania jednej z ukochanych maskotek
córki. Biednego, chińskiego króliczka z Krupówek potraktowałam siarczystą
inwektywą i poszłam po plaster na poraniony palec gdy naszła mnie pewna
refleksja. Ja kompletnie nie potrafię szyć i nie mam absolutnie żadnych
uzdolnień w kierunku robótek ręcznych. Dlaczego moja motoryka mała jest tak
głęboko upośledzona podczas gdy moja młodsza siostra wyczynia Picassa na płytce
paznokcia, moja najmłodsza siostra szyje lalki i maluje akwarelami, a moja mama
składa origami i szydełkuje z pasją? Niedawna istna lawina prac mojej mamy i
siostry, która spadła na ręce moje i moich dzieci oraz moje dzisiejsze bolesne
potyczki z igłą i nitką skłoniły mnie do napisania kilku słów.
Moja mama kocha kwiaty z
wzajemnością, a za okazaną im troskę, rośliny odwdzięczają się jej bujnym kwitnieniem, podczas gdy ja potrafię
ususzyć nawet kaktusa. Póki zdrowie na to pozwalało, mama zawodowo zajmowała
się ogrodnictwem. Teraz wiosnę i lato w miarę możliwości spędza w ogrodzie.
Pozostaje wierna swoim roślinom, ale jej kreatywną duszą targają okresowe
namiętności. Gdy byłam w liceum, mamę przez kilka lat zajmowały ręcznie robione
kartki okolicznościowe. Trzy lata temu zajęła się zielarstwem i postanowiła
leczyć nasze przeziębienia i drobne infekcje syropami i naparami własnej
produkcji. Dwa lata temu skupiła swoją uwagę na origami, a od zeszłego roku
zaciekle szydełkuje. Gdy wykonana przez nią praca nie spełnia jej oczekiwań,
mama pruje ją bezlitośnie i zaczyna od nowa. Mama nie myśli o sprzedawaniu swoich
prac, zbyt pochłania ją bezustanne ich doskonalenie, a poza tym w swej
szczodrej naturze, woli obdarowywać nimi bliskich. Pokoje moich dzieci
wypełniają wykonane przez nią ozdoby i zabawki, a i ja i moje siostry też
często dostajemy od niej prezenty, którym poświęciła dużo pracy i serca.
Poniższe zdjęcia prezentują zaledwie ułamek cudowności, które wyszły spod jej
ręki. Obecnie pracuje nad szydełkowym Spidermanem i Totoro, już się nie mogę
doczekać efektów.
jajko na szydełku
wazon i kwiaty origami klejone
kocyk króliczek
króliczek "fashion bunny" z kompletem sukienek do przebierania
żaba na klucze - klucze można schować żabie w paszczy :)
myszka zakładka do książek i breloczek sówka
Moja najmłodsza siostra
odziedziczyła po mamie zdolności manualne i zamiłowanie do perfekcji i od
pewnego czasu szyje lalki, którym nadała wdzięczną nazwę Chatonie. Dwie z nich
podarowała Młodej i Młodszej. Wykorzystałam okazję, że obie są właśnie w szkole
(zdalnie) i przedszkolu i zabrałam Chatonie na małą sesję. Oczywiście moje
zdjęcia robocze, wykonane w biegu aparatem z telefonu nie oddają w pełni ich
uroku. Moja siostra czerpie między
innymi z estetyki japońskiej, więc jej lalki są prawdziwie urocze oraz dopracowane.
Moja wyobraźnia nie ogarnia ogromu pracy, jaką siostra wkłada w uszycie jednej
takiej laleczki. Estetyka wykonania oraz detale są dla niej ważne, dlatego
maleńkich rozmiarów buciki i podkolanówki muszą mieć śliczne wykończenie i
zdobienia w postaci drobnych koralików czy cyrkonii. Płaszczyki, w które ubrane
są lalki mają prawdziwe podszewki, kieszonki i kunsztowne zapięcia, a czapeczki
zdobią zawieszki. Stroje lalek cechują
się zróżnicowaniem wzorów i faktur oraz ich gustownym skoordynowaniem zaś same
lalki to połączenie eterycznej rusałki oraz prawdziwej fashion doll.
Działalność mojej siostry prężnie się rozwija, strona internetowa z jej ofertą
jest obecnie w fazie budowy, a ona sama szyje na potęgę.
Od lewej: Chatonie Champi i Hiri
Chatonie Champi #02M042012
Chatonie Hiri #02M052012
Na koniec mam dla Was jeszcze
garść zdjęć Chatonie (zdjęcia autorstwa mojej siostry) oraz prac mojej mamy, przez którą przypomniał mi się mój
własny, budzący się do życia ogród. Na różach pojawiają się drobne pąki,
zaczątki nowych pędów, jak miło, że nie przemarzły przez zimę, bo naturalnie,
zapomniałam je zabezpieczyć przed mrozem. Moje rośliny muszą być twarde jak
Chuck Norris, inaczej nie przetrwają moich ograniczonych do minimum zabiegów
pielęgnacyjnych i karygodnych zaniedbań. Chwytam więc sekator w dłoń, mam
nadzieję, że nie poobcinam sobie przy okazji już i tak mocno pokłutych palców.
praca mojej Mamy - chmurka z kropelkami, całość ma ok 70 cm długości!
zeszłoroczna praca mojej Mamy - króliczek zrobiony ze sznurka
Po dwóch Courtney z końca ery
superstar powracam do moich ukochanych lat 80-tych. Jakież wspaniałe lalki
wtedy powstały, Dream Date i Magic Moves to zaledwie dwa przykłady klasyków
tamtej dekady. Doctor Barbie 1987 może nie jest tak popularna, ale ma w sobie
wszystko to, co Mattel uważał wtedy za ważne: to rewelacyjna, dopracowana lalka
ubrana w wielofunkcyjny, wielowarstwowy i elegancki strój, wyposażona w liczne
akcesoria. To też lalka ważna w historii Mattela, bo to właśnie w tej serii
Barbie występuje jako lekarz po raz pierwszy.
Aż trudno było mi uwierzyć, gdy
oglądając recenzję Doctor Barbie dowiedziałam się, że to właśnie ta lalka jest
pierwszą Barbie lekarką. W zasadzie, przed rokiem 1987 medycyna nie była Barbie
obca. W erze MOD Barbie była chirurgiem (Surgeon Barbie 1973), a jeszcze
wcześniej przywdziała strój Registered
Nurse 1961 i została dyplomowaną pielęgniarką, ale to dopiero w 1987 na pudełku
Barbie pojawił się napis „Doctor”. Później już jej kariera medyczna nabrała
tempa. W 1995 Barbie zajęła się pediatrią (Dr. Barbie), Mattel wyposażył ją w
trzy urocze bobasy i stetoskop wydający dźwięki. W 1996 postanowiła zostać weterynarzem
(Pet Doctor Barbie), w 1997 przekwalifikowała się na dentystkę (Dentist
Barbie). Jest Barbie Children’s Doctor 2000, Barbie Baby Doctor 2002, Barbie
Newborn Baby Doctor 2008, a to zaledwie lata 90-te I wczesne 2000. We
współczesności (jakby ją określić- erą Fashionistas? Erą Millie?) też daleko
nie trzeba szukać. W szufladzie Młodej mieszka urocza pielęgniarka o twarzy
Millie i cudna ruda okulistka. Temat medycyny i Barbie przytłoczył mnie, chyba
nie podejmę się prześledzenia wszystkich specjalizacji, które zrobiła w ciągu
ostatnich trzech dekad, zeszły by na to przynajmniej trzy obszerne wpisy.
O serii Doctor Barbie wspomniałam
już przy okazji wpisu o Whitney, ale to było dawno, przypomnijmy ją sobie.
Seria liczy trzy lalki – Doctor Barbie, Doctor Ken i Nurse Whitney. Zespół
medyczny jest świetnie wyposażony, jak informuje napis na pudełku – lalki
posiadają ponad 20 akcesoriów. Według mojej wiedzy, lalki produkowano tylko w
Malezji, ale istnieją dwa warianty Barbie – z włosami kanekalonowymi i
saranowymi. Dwie wersje różnią się również malunkiem twarzy – kanekalonowa ma
ciemniejsze brwi i szminkę. W ramach serii wydano również „szpital” – Loving
Care Playcase 1987, fantastyczny zestaw, który po zamknięciu zamieniał się w
kuferek lekarski. Kuferek jest rewelacyjny i bardzo rzadko spotykany. Poniższa reklama przedstawia lalki i kuferek. Nie wiedzieć czemu, od pewnego czasu blogger nie wyświetla wstawianych przeze mnie filmików w wersji mobilnej bloga, a po przestawieniu na format komputerowy, filmiki się pojawiają.
Barbie zakupiłam w pudełku, co
niestety nie posłużyło lalce. Nie ominął jej syndrom kleistych nóg. Barbie
owiana jest też specyficznym zapachem, obecnie spędza sobie czas w pudełku ze
zmieloną kawką wysypaną na nakrętkę od słoika– pomaga usunąć zapach, a gdy
zrobi się ciepło, będzie sobie przesiadywać na zacienionym tarasie wietrząc się.
Podobnie było z Whitney, którą też kupiłam zapudełkowaną, ale jej poprzednia
właścicielka przechowywała ją w otwartym kartoniku i wysuwała wewnętrzną
tekturkę by nacieszyć oczy lalką. Whitney nie była szczelnie zamknięta w
pudełku, jej nogi były klejące, ale zapach był mniej odczuwalny. Z czasem
całkowicie znikł, z Barbie myślę, będzie tak samo. Kleistość nóg zniwelowałam
kąpielą w płynie do naczyń, pomoże to na jakiś czas. Lalki mają jednak swoje
lata, choć na to nie wyglądają i należy się spodziewać niedoskonałości.
Szczelnie zamknięte pudło może
lalce nie zapewni bezpieczeństwa, ale jest gwarantem kompletności akcesoriów.
Whitney mogła sobie pooddychać, za to część jej wyposażenia poginęła. W pudełku
znalazłam dwie ramki z akcesoriami do wyrwania i obklejenia naklejkami. Jest
tego tak dużo, że nawet jej pojemny kuferek wszystkiego nie pomieści. Jest
stetoskop, dokumentacja medyczna, zdjęcie rentgenowskie, notesik z karteczkami
samoprzylepnymi. Są plasterki, liczne maści i butelki z tabletkami i syropami,
otoskop, młoteczek do sprawdzania odruchów i gips na rękę. O punktualność
Barbie Mattel zadbał wyposażając ją w zegarek, a żeby był z nią stały kontakt
na pasku nosi pager – wszak mówimy o latach 80-tych. Barbie posiada również
bukiet kwiatów, który składa się z trzech, osobnych różyczek! Różyczki spina
się białym dzińksem, dzięki któremu lalka może trzymać wiecheć w dłoni. Nie
zabrakło oczywiście klasycznej szczotki do włosów, tekturowych akcesoriów,
instrukcji – ta bardzo się przydała przy obklejaniu drobnizny naklejkami. Nie
lubię naklejek, zawsze wychodzą mi krzywo! Jest też katalog! Oto jak garść
akcesoriów od razu podnosi atrakcyjność lalki! Gdybym miała taką lalkę w
dzieciństwie, uwielbiałabym ją, a teraz cieszę się nią wcale nie mniej.
Strój Barbie również nieco
ucierpiał w pudle – biały kitel już nie jest tak całkiem biały, przyżółkł
szczególnie na ramionach. Jest dość sztywny, bardzo plastikowy w dotyku,
zapinany na pojedynczy zatrzask, a pod nim Barbie ma na sobie bardzo prostą
sukienkę zawiązywaną tasiemką na karuku. Strój lekarski uzupełniają różowe,
klasyczne szpilki w stylu Myszki Miki, ale co ciekawe, Whitney dostała białe,
wąziutkie pantofelki – może Mattel miał ich nadmiar i akurat spasowały się
kolorem. Barbie po pracy lubi jeszcze iść na elegancką kolację z Kenem, ale nie
ma dużo czasu na przebieranie się. Różowa sukienka zamienia się więc w długą,
wąską spódnicę. W pudełku Barbie znalazł się odpowiedni top do spódnicy –
ślicznie opalizujący, ale trochę za ciasny, więc metalowy zatrzask nie spina go
tak jak powinien. Trochę to za skromnie wygląda, prawda? Jest też biała,
koronkowa falbana, również opalizująca, którą Barbie może nosić na kilka
sposobów. Coś wspaniałego! I jak ja mogłabym ją trzymać w pudle, toż trzeba
było wypróbować możliwości tego stroju!
Sama Barbie jest oczywiście
prześliczna. Nie potrafię zliczyć ile wersji błękitno- różowego makijażu już
widziałam u Barbie, to chyba ulubiona kombinacja Mattel’a z lat 80-tych, a
jednak Doctor Barbie jest dla mnie bardzo rozpoznawalna. Gołą i potarganą
rozpoznam natychmiast. Barbie ma wąsko obrysowane usta, duże, niebieskie oczy z
małą ilością rzęs i brązowe, łagodnie nakreślone brwi. Ten malunek twarzy
stanowi dla mnie kwintesencję tamtej epoki. Taką Barbie lubię najbardziej,
zwłaszcza, że moja ma saranowe włosy. Długo się zbierałam z kupnem lalki
regularnie sprawdzając jej dostępność na eBay poza okresem, gdy się na portal
pogniewałam, ale nie znalazłam takiej wersji, na której mi zależało – miały być
włosy saranowe i tyle! Za saranowymi włosami szedł również malunek twarzy, tu
moja Barbie ma pewną skazę – niebieską plamkę na różowym cieniu do powiek, ale
ta drobna niedoskonałość wcale mi nie przeszkadza. W odróżnieniu od lalek
współczesnych, tym starszym jestem w stanie to przebaczyć. Wpadki zdarzały się
dużo rzadziej, a i farba była nanoszona w inny sposób. Teraz pikseloza i inne
wady zdarzają się nagminnie, nawet u lalek kolekcjonerskich!
Na koniec nie mogłam sobie
darować sesji w gipsie! Niezmiennie bawi mnie fakt, że Barbie nawet gips musi
mieć pod kolor stroju. Tylko Barbie potrafi być glamour nawet ze złamaną ręką.
AKTUALIZACJA: Wietrzenie Barbie nie będzie potrzebne, kawa czyni cuda! Wszelka specyficzna woń ustąpiła zniewalającemu zapachowi kawy. Oto jak sobie poradziłam: zmieliłam garść ziarnistej kawy i wsypałam ją do płaskiego, otwartego pojemniczka. Barbie, jej akcesoria i pojemniczek z kawą umieściłam w plastikowym pudełku na dwa tygodnie. Paradoksalnie, lepiej gdy pudełko jest zamknięte szczelnie. Wcześniej odwaniałam już sporą ilość kucy Młodej w podobny sposób, ale kuce zamknięte były w kartonie. Ten nie był oczywiście szczelny. Pachnąca Barbie idzie do witrynki! Pozdrawiam cieplutko!