piątek, 24 grudnia 2021

Barbie Townhouse 1982

Wigilia! Nareszcie! W tym roku wypatrywałam jej z takim utęsknieniem. W ogóle to już się nie mogłam doczekać grudnia, jeszcze listopad się nie skończył, a ja już w aucie słuchałam mojej ulubionej składanki świątecznych piosenek! Jak to w Wigilię, nie ma czasu dla lalek, dlatego dzisiejszy wpis spreparowałam z dużym wyprzedzeniem, tym bardziej, że staram się w nim opisać coś wyjątkowego. Przy czym określenie „wyjątkowy” jest bardzo subiektywne i tak jak w zeszłym roku wpis wigilijny poświęciłam wyjątkowej, niskobudżetowej Barbie, którą niewielu kolekcjonerów zawraca sobie głowę, tak w tym roku rozpisałam się na temat wyjątkowego, bardzo starego domku. Za kilka dni domek skończy 40 lat, a zwie się Barbie Townhouse 1982. Uwaga, będzie to wpis długi, nostalgiczny, proponuję rozsiąść się wygodnie, najlepiej z czymś ciepłym do picia. No to zaczynamy!

Moja pierwsza Barbie, Superstar 1988 mieszkała w szafce RTV, a za sąsiada z piętra wyżej miała magnetowid Panasonic. Piętrzące się pudełka z kasetami VHS służyły jej za sofę, łóżko lub stół, w zależności od potrzeby sytuacji. Nie miała źle, posiadała w pełni umeblowaną kuchnię i domowe biuro, wszystko z linii Living Pretty / Sweet Roses. Przed szklanymi drzwiami szafki RTV stało luksusowe, białe Ferrari. Mieszkanie nawet przyznam, jak na potrzeby lalki całkiem wygodne, ale ja marzyłam o domku dla Barbie, takim z windą. Dziś wiem, że zwał się on Barbie Casa Villa de Terrasse 1988, ale ja mówiłam na niego po prostu domek z windą.


Nawet nie pamiętam już jaki katalog czy broszurka zapoczątkowała to konkretne marzenie, ale domek z windą dosłownie śnił mi się po nocach. Moja mama kosztem poświęcenia własnych potrzeb sprezentowała mi piękną Barbie, jeden z trzech zestawów mebli dla niej, a nawet to białe Ferrari, ale taki domek był poza jej zasięgiem, zarówno finansowym jak i geograficznym. Po prostu nie było go w kaliskim Pewexie obok hotelu Prosna, a jedyną moją nadzieją pozostał tata, który jak wielu innych Polaków w tamtych czasach, wyemigrował do Stanów i osiedlił się w Nowym Jorku. Przy czym tata nie należy do tych rozpieszczających, taki domek uważał za zbytek, za coś absolutnie zbędnego. Oponował. W końcu jednak uległ pod naciskiem mojej mamy, a także swoich własnych rodziców. Obiecał kupić domek.

 
Źródło: https://www.catawiki.com/en/l/4292893-vintage-barbie-la-casa-villa-6092

Dzieci 5-6 letnie mają jeszcze niewykształcone poczucie czasu, czekać tydzień to jakby wieczność całą, a ja czekałam wiele, wiele tygodni. Najpierw czekałam aż tata się zgodzi kupić domek, później aż go istotnie kupi, później aż go zapakuje i nada pocztą morską, a później jeszcze z jakieś trzy miesiące, bo wtedy tyle się czekało. Wreszcie pan listonosz dostarczył niebotycznie wielkie pudło, a w nim ciuchy, jakieś tam kredki i inne nudne rzeczy, nawet słodycze mnie nie interesowały. Na samym dnie paczki był domek… ale nie ten! Jakie zaskoczenie przeżyłam w tamtej chwili: „to jest więcej niż jeden domek z windą?” Byłam zaskoczona, ale nie rozczarowana, wręcz przeciwnie! Mój domek wydał mi się bardziej atrakcyjny, bo był większy, miał więcej pokoi, więcej mebli i oczywiście była ta piękna, ażurowa winda! O radości! Barbie od razu spakowała cały swój dobytek do sportowego Ferrari (nie wiem jak tego dokonała) i się wprowadziła, magnetowid i kasety VHS zostawiając za sobą.

 
Źródło: https://www.ebay.com/itm/353571843846

Barbie Townhouse, a raczej Barbie’s Townhouse po raz pierwszy zjechał z linii produkcyjnych Mattel’a w roku 1973 i gdy się tylko pojawił w sklepach, od razu szturmem podbił serca grupy docelowej. Był to domek o prostej bryle i nieskomplikowanej architekturze. Jego wysokość wynosiła ponad metr! Na trzech poziomach rozlokowane było sześć pomieszczeń, a do każdego można było dotrzeć za pomocą windy. Podłogi oraz dach zrobione były z dykty, tylna ścianka z elastycznej, laminowanej tektury, zaś plastikowe były filary podtrzymujące konstrukcję, łączniki między nimi, szyb windy i ona sama. To właśnie ta winda okazała się być sukcesem, bo domek pozostawał w produkcji przez 14 lat! Krótko po wydaniu pierwszej wersji Townhouse wprowadzono zmiany. Panele z dykty zastąpiono plastikiem, zaś tylną ściankę pocięto na trzy mniejsze. Domek stał się ciężki i toporny, a i dobór kolorystyki plastikowych platform był nieszczęśliwy. Mattel bardzo szybko powrócił do pierwotnego projektu.

 
Źródło: https://www.worthpoint.com/worthopedia/vintage-1973-mattel-barbie-town-house-472575408

Kolejne modyfikacje były natury kosmetycznej. Zmieniała się grafika nadrukowana na ściance i podłogach, kolory i kształt filarów, sposób ich łączenia, a także kolory windy. Zmienne było też wyposażenie. Były też wersje ekonomiczne domku bez mebli. Mój Barbie Townhouse (bo gdzieś tam w którymś momencie z nazwy zniknął ‘s) występował w dwóch wariantach: z meblami lub bez. Ja posiadałam ten pierwszy, więc mój domek został wyposażony w duży stół do jadalni z dwoma krzesłami, w salonie stanął futurystycznie wyglądający fotel i stolik kawowy, które bardzo kojarzyły mi się z kreskówką Hanny Barbery o rodzinie Jetsonów. W sypialni stanęło łóżko z materacem z gąbki oraz kompletem pościeli (wraz z prześcieradłem). Swoją drogą, jak na lalkę, moja Barbie miała bardzo wygodne posłanie. Takie to były czasy, że nawet Barbie miała materac, że o miękkiej poduszce, takiej materiałowej, a nie plastikowej to już nie wspomnę! Moim ulubionym elementem z całego tego wyposażenia poza pościelą z błyszczącego lurexu był stolik nocny. Sprytny był to mebel - miał wbudowany telefon i mini telewizorek, na którym wyobrażałam sobie, że moja Barbie ogląda Dynastię. Stolik miał też podnoszoną klapkę, można w nim było przechowywać lalkowe drobiazgi. Nie mogę znaleźć zdjęć identycznych mebli, które posiadałam, ale są to przykłady serii Dream Furniture i na poniższych zdjęciach można znaleźć elementy, które opisałam.

 
Źródło: https://pl.pinterest.com/pin/341358846736854997/
 


 
źródło: https://fashiondollshop.nl/barbie-structure-animals-3/
 
 
źródło: https://www.irosekhan.top/index.php?main_page=product_info&products_id=35500

Domek, który Wam dziś pokazuję to jego starsza wersja (moja była tą ostatnią z 1986). Grafika na podłogach i ścianie jest inna, podobnie jak przekrój i kolor filarów. Moja winda była biała, ale wszystkie domki typu Townhouse są do siebie bardzo podobne, więc tak się cieszę, że udało mi się zdobyć jakąkolwiek jego wersję. Nadzieję na odzyskanie domku straciłam dawno temu. Podliczając koszt samego domku, absurdalnie drogą przesyłkę dużego gabarytu prosto ze Stanów, a także opłaty celne doszłam do wniosku, że będę cieszyć się z innych, mniejszych domków. Akurat szukałam na OLX niebieskiej wersji mojego Barbie Pink My House, gdy dojrzałam znajomo wyglądający karton … Czasem piszę, że na widok tej czy innej lalki „serducho szybciej mi zaczęło bić”, tym razem mogę powiedzieć, że widok domku z windą dosłownie przyspieszył bicie mojego serca! Przeczytałam opis, obejrzałam dwa załączone zdjęcia i domek był już mój, zanim zdążyłam zdać sobie z tego sprawę. Domek dotarł bardzo szybko z sympatyczną notatką „przyjemnej zabawy”. Hmmm … poprzednia właścicielka chyba nie wie kto się będzie nim bawił.



Domek nie posiada oryginalnie dołączonych mebli, które nawiasem mówiąc już znalazłam na OLX, ale nie wiem czy mi na nich zależy. Nie są zbyt ciekawe. Są to dwa krzesła i stół oraz łóżko, w komplecie była też kołderka, ale w takich zestawach wszelkie tekstylne akcesoria najczęściej giną bez śladu. Domek odkurzyłam i na szybko umeblowałam tym co miałam pod ręką: mebelkami z "chatki w górach" i wyposażeniem pokoju Licci. Młoda pożyczyła umywalkę, kuchnię i stół z krzesłami. Zawsze mogę na nią liczyć. Jednak zdradzę Wam, że miałam wyjątkowe szczęście i już w grudniu udało mi się zdobyć komplet mebli, którymi wyposażyłam domek jak należy. Są to mebelki o dobre 20 lat młodsze niż sam domek, ale prezentują się ładnie, wypełniły wszystkie sześć pomieszczeń i w styczniowych wpisach to one będą dominować. Prezentować je będzie oczywiście moja Super Star 1988 i reszta barbiowej bandy z dzieciństwa, bo jakby mogło być inaczej!

 










Z okazji Świąt Bożego Narodzenia życzę Wam wielu łask bożych i by te Święta były spokojne i radosne. Życzę Wam również, by ten wewnętrzny dzieciak, który siedzi w Was tak jak i we mnie, nigdy nie dorósł i żeby znalazł pod choinką dużo lalek! Wesołych Świąt!

 


 

piątek, 17 grudnia 2021

Caroling Fun Barbie 1995

Święta coraz bliżej, jak tam przygotowania? U nas już pierwsza partia pierniczków dawno zjedzona, drugiej troszkę zostało, obawiam się, że trzeba będzie piec trzecią. Łańcuch z papieru zrobiony, zaś Młody za wszelką cenę próbuje zjeść igły od choinki. Złości się ilekroć mu to udaremniam. Na lalki jest mało czasu, więc zdjęcia robię z doskoku. Koniecznie chciałam w tym roku przedstawić Wam B.B, moją trzecią świąteczną Barbie z gatunku niskobudżetowych wypustów Mattel’a. Mam ich trzy: Barbie (Holiday Treats), Barbarę (Tree Trimming) i B.B. (Caroling Fun). Nawet nadałam im imiona, co do mnie nie podobne, ale jakoś rozróżnić je trzeba.

Tak się złożyło, że w tym roku nie nabyłam żadnej Happy Holiday Barbie, za to w zeszłe Święta obiecałam sobie Caroling Fun, którą uważam za najsłodszą świąteczną Barbie pod słońcem. Jest wprost urocza. Nabyta już w październiku (tak na wszelki wypadek, żebym się aby nie spóźniła) Caroling Fun Barbie cieszyła moje oczy zza szyby witrynki gdy za oknem panowała piękna polska złota jesień. To jedna z tych prostych, bezpretensjonalnych lalek, której we wszystkim do twarzy i jakby ją odpowiednio przebrać to in na Wielkanoc się nada.

Caroling Fun ma śliczne pudełko, a raczej jego wewnętrzną tekturkę, która przedstawia ośnieżoną, wieczorną scenerię oświetloną latarnią uliczną. Niestety zaginęły mi pozostałe zdjęcia w pudełku, a ono samo już dawno poszło na strych gdzie trzymam kartony z pudłami od moich lalek. Nie umiem ich wyrzucić za skarby świata. Skoro już jesteśmy przy kartonach, to Caroling Fun wyposażono w karnecik z wypychankami. Zazwyczaj z nich nie korzystam, ale śpiewnik bardzo mi się przydał. Poza tym, nie mogło zabraknąć tradycyjnej szczotki.




Moja B.B. to skromna dziewczyna. Ubrana jest w golfik i legginsy, nie znajdzie się tu falban i tiuli jak u Happy Holiday. Wszak dziewczę nie wybiera się na elegancką galę, idzie nieść radosną kolędę, a tego nie czyni się w wielkiej kiecy i szpilkach. Przydadzą się za to buty za kostkę i nauszniki. Te są bardzo zabawnie skonstruowane – to dwa pompony przyszyte do tasiemki. Można je zdjąć, bo tasiemkę spina rzep. Są też rękawiczki, na wstążeczce, żeby się nie pogubiły. Miałam takie jako dziecko i ten sznurek, który je łączył bardzo mnie irytował.



Caroling Fun ma przepiękne włosy. Miękkie, jedwabiste, złociste, saranowe włosy za pas. Zupełnie jak u Pet Doctor Barbie. Obie lalki mają również podobne malunki twarzy, które cechuje minimalizm. Zarówno Caroling Fun jak i Pet Doctor wyglądają młodo i naturalnie. Nie żebym nie lubiła niebieskiego cienia do powiek aż po brwi!


Bardzo polubiłam te wąsko-pudełkowe świąteczne Barbie, razem stanowią sympatyczne trio, choć lepszy byłby kwartet. Może w przyszłym roku pomyślę o Holiday Dreams Barbie 1994 w świątecznej koszuli nocnej i czerwonej szlafmycy. Pozdrawiam Was cieplutko!



 




wtorek, 14 grudnia 2021

Choinka 2021

Uwielbiam ubieranie choinki i nie wyobrażam sobie świąt bez niej. Kolorowe lampki i bombki od razu nadają całemu domu świątecznego nastroju. Poza tym, musi być choinka by można było z niej podjadać cukierki i pierniczki, prawda? W tym roku postanowiłam, że i moje lalki będą miały choinkę. Przypomniałam sobie, jak wiele, wiele, wieeele lat temu, gdy jeszcze bawiłam się lalkami jako dziecko, strasznie chciałam ubrać choineczkę w skali Barbie i postawić ją w moim domku-z-windą (to prawie jeden wyraz, zawsze mój dziecięcy domek nazywałam domkiem-z-windą). Ostatecznie ucięłam kawałek gałązki, zatknęłam w plastelinę i ozdobiłam plastikowymi koralikami, które pozyskałam rozmontowując jakąś wyjątkowo kolorową klamrę do włosów. Ach, żebym wtedy miała dostęp do chińskich marketów!

Wspomniane wcześniej chińskie markety odwiedziłam już w listopadzie. Zakupiłam trzy miniaturowe choineczki, bardzo ładnie ośnieżone. Nie były idealne, ale przynajmniej przydały się jako scenografia za oknem chatki w górach. Znalazłam również bombki – śliczne, choć tak pastelowe, że bardziej pasowały do Licci, która w tym roku raczej nie zdąży ubrać choinki (musiałabym pojechać do marketu jeszcze raz, bo Młodej tak się spodobały, że większość z nich już mi wyprowadziła). W markecie budowlanym znalazłam choinkę idealną, a także lampeczki, zaś kolorowe, szklane bombki kupiłam w Lidlu. Ledwo udało mi się zrobić zdjęcia do dzisiejszego wpisu, gdy okazało się, ze Psi Patrol, a także króliczki Sylvanian też potrzebują choinek, więc liczba drzewek, bombek i lampek się zredukowała. Jak mogłam zapomnieć o ulubieńcach Młodej i Młodszej?





Wracamy do Barbie, do której w weekend przyjechali znajomi, bardzo licznie. Przyjechał Głupek, czyli Toy Story Ken, Kelly, Stacie, Skipper, a także Barbara (Tree Trimming Barbie) – prawdziwa specjalistka w ubieraniu choinki. Towarzyszy jej również Mimi, bo przy wieszaniu bombek przydają się ruchome stawy. Drzewko pozyskał dla nas Ken, który nie przejmując się strojem niestosownym do pory roku, wyszedł na mróz i wrócił z drzewkiem, ot jest prawdziwy facet! Nie będę się rozpisywać, za to zarzucę Was zdjęciami i dodam jedynie, że miałam radochę z ubierania tego malutkiego drzewka!


















Stroje dla Barbie z lat 80-tych i 90-tych

  Ostatnim czasem miałam dużo szczęścia do perełek z lat 80-tych, moją kolekcję zasiliły cztery Fashion Play oraz lalka opętana (chyba jej...