Przez ostatnie dwa wpisy raczę
Was kiepskimi, wręcz paskudnymi zdjęciami. Nie jestem wybitnym fotografem, ani
nawet przeciętnym, ale tym razem, muszę przyznać, że zdjęcia są zwyczajnie
szpetne, obiecuję poprawę, ale jeszcze nie dziś bo fotografując Mamę Corazon
łapska trzęsą mi się jakbym wypiła trzy podwójne espresso i poprawiła dużym
Redbullem. Musiałam być w tym roku grzeczniejsza niż sama sądziłam, bo Mikołaj
do mnie przyszedł z wyjątkowym prezentem i to bardzo, bardzo wcześnie. Nawet
pełnoprawnej choinki jeszcze nie ubrałam.

Zacznę od tego, że uwielbiam mold
Kelley, mam u siebie już trzy Jazzie, a odkąd Nana na swoim blogu pokazała
przecudnej urody Mamusię Heart, rozglądałam się za moim własnym egzemplarzem,
niestety bezskutecznie. Ilekroć Mamusia Heart pojawiała się na radarze,
skarbonka z napisem „na lalki” akurat świeciła pustkami lub pobrzękiwała
„żółtakami”, a okazje nie do przegapienia były już nieaktualne. Na eBay’u
Mamusie bywają w ograniczonych ilościach i w cenach wykraczających poza moje
dopuszczalne widełki, więc jak widzicie, jakoś się nie składało. Aż tu nagle
znalazł się Ktoś, kto w swoim życiu Mamusi Heart już nie potrzebował, a lalka
zmieniła adres zameldowania ku mej dzikiej radości!

Dodam tu, choć już pewnie
zauważyliście, że szczęście dopisało mi i to nawet podwójnie, bo moja Mamusia
Heart to Mama Corazon wyprodukowana w Wenezueli przez Rotoplast. Mama Corazon
przybyła wraz ze swoim oryginalnym pudełkiem, pulchnym potomkiem, katalożkiem z
pociesznymi fotografiami, kartonowymi wypychankami, nietypową szczotką do
włosów i bucikiem z sygnaturą Venezuela! Napisów na pudełku bardziej się
domyślam niż je rozumiem, ale znajdują się na nim loga Mattel i Rotoplast, a
podwykonawca solennie oświadcza, że proponowany przez niego produkt został
wykonany na licencji Mattel i kusi fotografiami Papy Corazon z córeczką – do
kupienia osobno oraz prześlicznie pastelowego placu zabaw.



Na pudełku brak typowego dla
Mattel’a spisu zawartości, choć pewnie bym tej informacji i tak nie zrozumiała.
Nie ma też daty produkcji lalki. Domyślam się, że był to rok 1986 lub ciut
później. W 1986 Mattel wyprodukował Kiss & Cuddle Heart Family Mom, której
odpowiednikiem miała być moja Mama Corazon. Są oczywiście pewne różnice i to
nawet nie na poziomie malunku twarzy, charakterystycznego dla Rotoplastu, a
samego headmoldu. Kiss & Cuddle, jako jedyna Mamusia Heart w wersji
kaukaskiej ma zamknięte usta, jak ta na zdjęciu zamieszczonym na pudełku. Moja
Mama Corazon się uśmiecha odsłaniając ząbki jak jej pierwowzór – Kelley. Ponoć
Kiss & Cuddle posiadała szminkę zostawiającą ślady na pucołowatych
policzkach swoich dzieci tudzież … męża.



Papierowe wypychanki są dokładnie
takie same jak u Kiss & Cuddle, sukienka uszyta jest z nieco innego, choć
bardzo dobrego gatunkowo materiału, posiada inne lamówki i wyjątkowo wielki,
metalowy zatrzask. Takiego nie widziałam u żadnego produktu Mattel’a, ale jak
głoszą metki i sygnatury, wszystkie części garderoby, w tym buty, wyprodukowano
w Wenezueli. W równych proporcjach zachwyca mnie i rozbawia Moda Actual
proponowana przez Industrias Rotoplast de Venezuela C.A. Rozpoznaję dwa stroje
projektantów Mattel’a, ale niektóre są naprawdę oryginalne i fikuśne. Nie wiem
czy Mattel miałby na tyle polotu i fantazji by je nakreślić po cichu i bez
świadków w bezpiecznych czterech ścianach projektanckiej kanciapy, ale na pewno
nie odważyłby się niektórych z nich wydrukować w katalogu i zamieścić w
pudełku, że już o półkach sklepowych nie wspomnę. Patrzcie tylko na ten
skórzany trykocik, albo „bieliznę intymną” w kolorze czarnym!








To, że Mamusia Heart prędzej czy
później do mnie trafi, to wiedziałam, bo jestem uparta, ale Rotoplsatki, to bym
się w życiu nie spodziewała. Żałuję tylko, że tak mało o nich wiem. Coś tam
udało mi się wyczytać przygotowując wpis o Day to Night. Strony internetowe i
blogi, które oferują nieco więcej informacji nie są niestety pisane w języku
angielskim, a tłumaczenia brzmią śmiesznie i mało wiarygodnie. Za to mam na oku
pewną książkę, którą absolutnie muszę dołączyć do mojej ledwo zarysowującej się
biblioteczki – Barbie around the World.
Źródło: https://www.amazon.com/Barbie-Around-World-Identification-Augustyniak/dp/B01MS1CBN6
Pochodzę z tak zwanego „pokolenia
przejściowego”, które nie urodziło się z tabletem w rączce, a mój pierwszy
krzyk po ciachnięciu pępowiny nie brzmiał „Łeeeee jakie jest hasło do
Wi-fiiiiiii”. Po krótce, lubię książki w formie papierowej, takie co
szeleszczą, pachną papierem i odrobiną kurzu, lubię czuć pod palcami gładkość
lub szorstkość papieru, a nade wszystko cenię książki za to, że zbierają
informacje w jednym miejscu i oferują je w sposób zorganizowany i przejrzysty.
Ot i moje wczesne postanowienie noworoczne – zbudować barbiową biblioteczkę i
doczytać na temat Rotoplastek! A tymczasem, chciałabym jeszcze raz podziękować
pewnemu Ktosiowi za to, że Mama Corazon jest w mojej kolekcji i cieszy moje
oczy.