czwartek, 30 stycznia 2020

Fair Valentine Barbie 1997


Wspaniałe Mackie podziwiam zazwyczaj bez wszechogarniającej namiętności. Doceniam piękne, szlachetne i wysublimowane rysy, bo nie sposób odmówić tym lalkom urody, ale nagłe i gwałtowne porywy serca ( i portfela ) miewam rzadko. W grudniu były aż 4 Mackie, które mnie uwiodły, a są nimi Fair Valentine Barbie 1997, Mrs. Pfe Albee Barbie 1997 wraz ze swoją następczynią z roku 1998, a także już wspomniana Barbie as Marzipan 1999. Wszystkie są jednakowo cudowne, więc postanowiłam, że wszystkie będą moje (bwahahahahaaaa), w kolejności którą podyktuje dostępność i oferta.  Trzymajcie kciuki.


Ostatnio udało mi się upolować pierwszą z nich – cudną jak poranek Fair Valentine należącą do serii Be My Valentine Collector Series powstałą na potrzeby Hallmark. Moja Fair Valentine, jak napis na jej pudełku głosi, jest trzecią w serii. Pozostałe dwie to Sweet Valentine i Sentimental Valentine. Lalki łączy tematyka walentynkowa, oraz umieszczona na tą specjalną okazję kartka – zapewne dla Kena. Lalki ubrano w misterne, pełne detali stroje i zapakowano w pudełka otwierane jak książki. Dwie z trzech walentynek posiadają moje ukochane rysy Superstar, ale to właśnie Mackie najmocniej ścisnęła mnie za trzewia.



Sweet Valentine Barbie 1995
źródło: https://barbie.mattel.com/shop/en-us

Sentimental Valentine Barbie 1996
https://barbie.mattel.com/shop/en-us

Moja walentynka inspirowana była obrazem zatytułowanym Portrait of Mademoiselle Guimard autorstwa Jacques-Louis David’a. Miniaturę portretu wraz z bardzo romantycznym opisem naszej Barbie umieszczono na wieczku pudełka. Samo pudełko jest przepiękne i nawet przez chwilę zastanawiałam się czy lalki w nim nie pozostawić, ale koniecznie musiałam obejrzeć ją z każdej strony, obmacać i nacieszyć się nią, a umieszczenie jej na powrót w kartoniku nie będzie problematyczne – trzymało ją zaledwie kilka drucików.

źródło: https://pl.pinterest.com/pin/179932947586417041/?lp=true






Jak to często u Mattel’a bywa, lalka różni się od tej, którą przedstawiają zdjęcia promocyjne. Malunek twarzy ostatecznego produktu jest jakby mniej wyrazisty, ale za to bardziej subtelny, a cienie na powiekach, których prototyp nie posiada, nadają głębi spojrzeniu Barbie. Włosy lalki są zabetonowane na amen i ongiś utrzymywała je również gumka, która z czasem sparciała i pokryła misterną fryzurę lalki nieestetycznym łupieżem, który przyszło mi wydłubywać pęsetą. Niestety, według starej praktyki Mattel’a, we włosy lalki wpleciony był drucik, który wyciągnął kilka pasemek. Cóż, chyba lepiej jednak w ten sposób, niźli strzał z plastiku prosto w potylicę. Swoją drogą to jedyna Barbie w mojej kolekcji z pączkiem na głowie. Pączek nader kształtny, przyznaję.

Fair Valentine Barbie 1997 promo
 źródło: https://barbie.mattel.com/shop/en-us




Nie tylko malunek twarzy Barbie różni się od prototypu. Jej sukienka również. Elegancki granat zastąpiła morska zieleń, zrezygnowano również z kołnierza i zmodyfikowano rękawy. Na zdjęciach ciężko to pokazać, ale ramiona lalki są odkryte, tak jak na portrecie i nie obraziłabym się za kilka róż, które lalka powinna nosić w koronkowym fartuszku. Sukienka składa się z dwóch części – warstwa różowa jest osobnym elementem. Całość jest wykonana bardzo estetycznie, choć z poliestru. Ucieszyłabym się, gdyby lalka pod sukienką miała pantalony za kolana wykończone koronkami, wszak odpowiednia bielizna to podstawa. No barchany chociaż jakieś. Na pocieszenie dodam, że Barbie przynajmniej nie lata bez gaci, takowe są wmoldowane. Trzewiki lalki są nader urocze i … gumowe!







W swojej kolekcji posiadam tylko dwie Mackie, obie mniej więcej w tej samej stylistyce porcelanowych lal. Obie podobają mi się szalenie. Mold Mackie jest moim zdaniem bardzo plastyczny i uniwersalny. Taka Barbie potrafi być zarówno anielicą jak i diablicą w zależności od malunku twarzy. Na koniec tradycyjne zdjęcie porównawcze moich obu Mackie.Takie mają piękne paszcze, że nie mogłam ich przestać fotografować. Natrzaskałam im pierdylion zdjęć, zapraszam na spam. Pozdrowionka!






wtorek, 28 stycznia 2020

Pewnego kocyka historia radosna


Jakiś czas temu wzięłam udział w rozdawajce, którą organizowała na swoim blogu Inka. Nagrodą był własnoręcznie przez Nią wydziergany kocyk w rozmiarze lalkowym. Inka potrafi nie tylko ślicznie dziergać, ale ma też szczodre serduszko. Zamiast więc wylosować tylko jednego zwycięzcę, dodziergała tyle kocyków ilu było uczestników i tym sposobem ja mam mój własny. Kocyk niedawno dotarł i ogromnie spodobał się mnie i Pierworodnej. Korzystając więc z ferii Pierworodnej i drzemki Drugorodnej (odpędzić ją od lalek nie mogę, a za młoda jest) wyciągnęłyśmy z witryny kilka lalek, aparat i ... bawiłyśmy się z Córcią przednio wymyślając taką oto prostą historię z morałem. Foty są katastrofalne, ale światło miałyśmy marne, a i uśmiałyśmy się przy tej zabawie, więc się aparat trząsł.


Narrator: Pewnego dnia trzy lalki, usłyszawszy dźwięk domofonu wyśliznęły się z witrynki …
Skipper: Coffee coś dostała, może to nowa lalka! Może to Kevin!!!!!!
Courtney: To nie Kevin, ale coś kolorowego. Dobra poszła, sprawdźmy co to!
Skipper: To kocyk! Jaki śliczny – moje kolory. Patrzajcie, to ręczna robota! Zabieramy go, pomóżcie dziewczyny!
Courtney: Ręce mi zaraz odpadną, kładziemy!
Skipper: Nie tu, dalej, na prawo! Nie, to DRUGIE prawo! Trochę bardziej na lewo, jeszcze ciut …. Za bardzo, trochę na środek ….
Courtney: Ty dyrygent, może pomożesz, zamiast rozkazywać! Bo mi się stawy poluzują!
Skipper: Yyyyy, no dobra, niech będzie, możecie go położyć. Ino równo!




Skipper: Uff, zmęczyłam się!
Courtney: TY się zmęczyłaś???????
Skipper AA: Napiłabym się czegoś.
Skipper: Tak, świetny pomysł, dziewczyny skoczcie po coś do picia, ja popilnuję kocyka. Widzę, że Ken spoziera na niego łapczywie z witrynki.
Courtney: No niech będzie. Idziemy Skipper AA.


Skipper: No poszły wreszcie, ten kocyk jest MÓJ. Wprowadzam się tu! Idę po graty! No, wiedziałam, że już miejsca dla nich nie starczy. Muszą to jakoś przeżyć.




Skipper AA: Hej przyniosłyśmy napoje ….. yyyy
Courtney: Skip, nie za bardzo się tu rozgościłaś? A my?
Skipper: Sorry dziewczyny, musicie sobie znaleźć inny kocyk, niech wam Coffee wydzierga.
Skipper AA: Coffee nie potrafi dziergać! Nie bądź taka ….
Courtney: Skipper AA nie proś się, samolubna jest, idziemy! Zabieramy picie!
Skipper: Dobrze, mam własne. I jeszcze czekoladę mam! Z orzechami!
Skipper AA: No z orzechami, to już za wiele!!
Courtney: Skipp AA, idziemy!




Courtney: Wyrolowała nas! Wysłała nas po napoje, a w tym czasie bezwstydnie rozpanoszyła się na kocyku! To jej nie ujdzie na sucho.
Skipper AA: Co planujesz?
Courtney: Słodką zemstę!
Skipper AA: Co zrobisz?
Courtney: Masz na myśli „co MY zrobimy”! Słuchaj, będzie tak – psyt-psyt-psyt szept-szept-szeptu-szept!


Narrator: Skipper ożłopała się napojami i objadła czekoladą z orzechami i zasnęła. Śpi z otwartymi oczami, jak Gandalf. Natomiast Courtney i Skipper AA uknuły plan i teraz wprowadzają go w życie.
Courtney: Skipp AA pomóż mi, zabieramy te graty.
Skipper AA: Obudzi się!
Courtney: Nie bój żaby, śpi jak zabita.





Courtney: Dobra, rolujemy!
Skipper AA: Na trzy! Raz, dwa, trzyyyyyyyyyy!



Skipper: Ej co u licha?! Co się tu wyprawia?!!! Nie mogę się ruszyć! Dziewczynyyyy! To wasza sprawka!
Courtney: Tralalalala lala laaaa! Masz za swoje!
Skipper: No nie, wypuśćcie mnie!
Courtney: A kocykiem się podzielisz?
Skipper: Tak, obiecuję, tylko mnie odrolujcie.
Courtney: No nie wiem … samolub z ciebie, wiesz?
Skipper AA: Dobra Courtney, odnaleśnikujmy ją …
Courtney: Dobra, ale masz się poprawić ….. i czekolady chcemy. Z orzechami!
Skipper: Dobra, co tylko zechcesz!



Courtney: No i co? Nie lepiej tak od razu?
Skipper: No …. Chyba masz rację.
Skipper AA: Oto jest i morał – Nie roluj, bo sam możesz zostać wyrolowany (albo zrolowany)


K O N I E C

Inko, dziękuję Ci jeszcze raz! Sprawiłaś nam ogromną radość! Uściski!

czwartek, 23 stycznia 2020

Barbie and the Beat Midge 1989


Nie jestem osobą o niewyczerpanych pokładach cierpliwości, to fakt. Tymczasem na Barbie and the Beat Midge 1989 czekałam niemal trzydzieści lat! Może dlatego byłam w stosunku do niej taka wybredna i kręciłam nosem na wszystkie te egzemplarze, które pojawiły się na horyzoncie. Ta ma nie takie włosy, tamta nie ma stroju, kolejnej brak biżuterii i, o zgrozo, żadna nie ma gitary! No jak się już czeka taki szmat czasu to te kilka miesięcy nie stanowi znaczącej różnicy. Tym razem nie napalałam się jak szczerbaty na suchary. Uzbroiłam się w cierpliwość wynikającą z konieczności, bo nie skora byłam iść na kompromisy. Oto i mój idealny egzemplarz! Żeby milej Wam było czytać ten ciut przydługi post, w tle możecie posłuchać sobie nagrania z kasety, która była dołączona do Barbie – dziewczyny wymiatają! Nie wiem jak Wy, ale ja poczułam klimat lat 80-tych!



W 1989 z linni produkcyjnych Mattel’a zjechała jedna z najbardziej rozpoznawalnych serii Barbie – Barbie and the Beat, w której skład wchodziły trzy lalki – Barbie, Midge i Christie, wszystkie wspaniałe. Każda z nich posiadała atrybut gwiazdy rocka – gitarę, a także odjazdowy strój sceniczny. Kostiumy lalek świeciły w ciemności i składały się z kilku elementów dając tym samym możliwość noszenia go na wiele sposobów. W ramach serii pojawiło się też 6 zestawów strojów równie wspaniałych jak te, w które lalki ubrane były w pudełku. Powiem jeno, że łaknę wszystkich 6 kompletów! Moja Midge przybyła do mnie z Niemiec, a w Europie dziewczyny z zespołu Barbie and the Beat znane były pod nazwą Barbie Disco.

źródło: https://www.flickr.com/photos/stundika/16471382205

źródło: https://pl.pinterest.com/pin/532550724664649425/?lp=true

W poście na temat All Stars Midge uchyliłam rąbka tajemnicy, że ma do mnie przybyć kolejna Midge i całkiem możliwe, że zrzuci ona z piedestału moją ulubienicę – Pannę Młodą. Czy jej się to udało, tego do końca nie jestem pewna, ale lalką jestem wprost zachwycona i dochodzę do wniosku, że warto było tyle innych Beat Midge odrzucić w procesie selekcji, bo mój egzemplarz jest po prostu doskonały. Lalka jest zupełnie taka jak ją zapamiętałam z dzieciństwa. Wtedy nawet jako dzieciak doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że o „Rudej Barbie” (imienia Midge nie znałam) nie ma nawet co marzyć, choć lalka podobała mi się szalenie. Jej szczęśliwą posiadaczką była moja starsza kuzynka i głowy sobie urwać nie dam, ale wydaje mi się, że w swoim długonogim stadku miała też Barbie i Christie, a może widziałam je w katalogu lub na pudełku? Tak czy inaczej dokonałam wtedy przełomowego odkrycia – poza pięknymi blondynkami istnieją też równie cudowne rudzielce i lalki ciemnoskóre.

Mojej Midge do kompletu brakuje jedynie szpilek i szczotki, poza tym jej niesamowity strój jest kompletny i tak jak już wcześniej wspomniałam, można go nosić na kilka sposobów, a Mattel wymyślił sobie dwa – wersję na próbę oraz stylizację koncertową. Na próbę Midge narzuca na siebie krótki top z odsłoniętymi ramionami i mini spódniczkę, oraz koronkową baskinkę z połyskującym obszyciem, żeby było ciekawie. Całość utrzymana jest w neonowych pomarańczach i aż bije po oczach! Na koncert przywdziewa kurteczkę i spódnicę imitującą marmurowy jeans chlapnięty tu i ówdzie złotym i różowym brokatem oraz farbą fluorescencyjną, która nadal świeci w ciemności, sprawdzałam! Spódnicę i kurtkę zdobią duże, granatowe kamienie.




Dodatki mojej Midge jakimś cudem zdołały się uchować. Nikt przez te wszystkie lata nie wyciągnął jej pierścionka, a kolczyki posiadają nawet oryginalne naklejki. Nawet spinka w kształcie okularów nadal zdobi jej włosy. Jedynie po jej szpilkach słuch zaginął, dostała ode mnie zastępczaki, a te, które założyłam jej do sesji należą do Midnight Princess. Na szczęście uchowały się nakładki na buty oraz gitara, którą pamiętam doskonale. Jako dzieciak byłam nieświadoma istnienia Barbie and the Rockers, a taki wystrzałowy gadget jak gitara ujrzałam po raz pierwszy dopiero w serii Beat i to od razu w trzech egzemplarzach i różnych, pięknie neonowych kolorach. To niesamowite, że nawet złoty pasek od gitary nadal jest na swoim miejscu!





Lalka przybyła do mnie w fantastycznym stanie, kompletna i czysta, ale niestety woniejąca była i zapachy rozsiewała nie najprzyjemniejsze, więc kąpiel była konieczna. Jakże ubolewałam, że bez spa się nie obędzie, bo śmiem przypuszczać, że jej włosy nigdy nie były czesane i szczotki zasadniczo nie potrzebowały! Na szczęście mycie włosów i odżywka tylko podziałały na jej korzyść uwypuklając fabryczny skręt świetnego gatunkowo kanekalonu. Buzię lalka ma cudną jak poranek! To jedna z najpiękniejszych Midge jakie kiedykolwiek widziałam, aż dziw, że z tego wspaniałego całokształtu, to ta twarz najbardziej się w mojej pamięci rozmyła. Pamiętam rude włosy, wściekły pomarańcz, jeansowy strój i tą gitarę, ale ze wszystkich cech twarzy lalki zapamiętałam jedynie piegi. Jednak to ta lalka, dokładnie ta „Ruda Barbie”, o którą te prawie 30 lat temu nawet mojej mamy nie prosiłam, bo i tak bym jej nie dostała.




Tym razem z braku czasu nie wyciągnęłam z witrynki wszystkich moich Midge do fotografii zbiorowej, robi się ich spore stadko. Nie mogłam sobie jednak darować wspólnego zdjęcia obu moich piegusków. Pozdrawiam cieplutko!



Stroje dla Barbie z lat 80-tych i 90-tych

  Ostatnim czasem miałam dużo szczęścia do perełek z lat 80-tych, moją kolekcję zasiliły cztery Fashion Play oraz lalka opętana (chyba jej...