środa, 24 listopada 2021

Barbie Mini Van 1995

Ufff, nadrabiam zaległości na blogu. To auto kupiłam jakoś z początkiem wakacji, a wcześniej sporo się na nie napatrzyłam na Facebook’u. Autko taniało z czasem, aż w końcu nie mogłam mu się oprzeć bo to jeden z najfajniejszych pojazdów Barbie. Sama nie jestem mistrzem kierownicy i jak tylko mogę, unikam pewnego ruchliwego skrzyżowania w mojej okolicy. Auta też nie specjalnie mnie fascynują, znaczenie ma tylko to, by mnie dowiozło z punktu A do punktu B w miarę wygodnie. Marka, ilość koni mechanicznych czy nawet kolor nie są dla mnie ważne. Za to inaczej przedstawia się sprawa aut dla Barbie, a mój zachwyt nimi sięga lat dziecięcych. Z tyłu pudełka mojej pierwszej Barbie – Superstar 88, widniało zdjęcie cudownego, białego Ferrari, o które opierała się moja lalka. Ach marzyłam o tym aucie i nawet je dostałam na gwiazdkę gdy miałam 5 lat.

Może Barbie Mini Van 1995 nie jest taki luksusowy jak wyżej wspomniane Ferrari, ale za to jest to bardzo funkcjonalne auto rodzinne, w którym otwiera się wszystko co tylko otwierać się może, dokładnie tak jak lubię. Poniższa reklama w skrócie telegraficznym prezentuje możliwości Mini vana. Po pierwsze, otwierają się w nim drzwi, co wcale nie jest takie oczywiste jeśli chodzi o pojazdy dla Barbie. Lusterka boczne wmoldowane są w drzwi i jest to świetne rozwiązanie, bo ilekroć kupuję używane auto, martwię się o lusterka. Bez nich nie wyobrażam sobie auta nawet dla lalek. Auto posiada też otwieralny szyberdach. Przy schowku znajduje się wajcha, która otwiera przednią klapę, pod którą nic nie ma, ale za to zyskujemy dodatkową przestrzeń bagażową.







 

Nie, żeby tej przestrzeni brakowało, bo bagażnik również się otwiera, odkrywając przed nami półeczkę z przezroczystymi drzwiczkami oraz wbudowany grill! Część kolekcjonerów demontuje półeczki bo istotnie nie wyglądają one zbyt naturalnie w aucie, ale ja osobiście je lubię i cieszę się, że drzwiczki nie poginęły. W zasadzie to w tym aucie jest tyle części, które mogą się urwać lub odczepić i zgubić, że to aż nieprawdopodobne, że auto jest nadal kompletne! To jeszcze nie koniec! Tylne drzwi auta nie otwierają się, ale lalki można umieścić w samochodzie na tylnej kanapie bo przednie siedzenia zamontowano na „szynach”, które umożliwiają przesuwanie ich w przód i tył! To wręcz nie do uwierzenia! Ponad to oparcie siedzeń można obniżyć, jak w prawdziwym aucie!










Na wyposażeniu auta jest też fotelik dziecięcy, choć to raczej starszy model i wątpię by miał testy ADAC. No i gdzie pasy pięcio-punktowe? Na szczęście w uniwersum Barbie panuje mały ruch, kolizja jest mało prawdopodobna. Auto posiada również absolutnie przeogromną ilość akcesoriów drobnych, do których poprzednia właścicielka dodała jeszcze kilka, między innymi łóżeczko i piżamkę dla Kelly. Widzicie? Mając to auto bardzo, ale to bardzo potrzebowałam Kelly. Drobnizny barbiowej jest tak dużo, że nie jestem do końca pewna które z nich należą do zestawu. Myślę, że mniejsze radio oraz toster pochodzą z innego zestawu, a w moim czegoś tam brakuje, ale nie szczególnie ten brak odczuwam, zresztą zobaczcie sami. Aha, wspomnę tylko, że dwie dodatkowe pary butów bardzo mnie ucieszyły. Mattel pomyślał o wszystkim, nawet o tym, że na pikniku Barbie może potrzebować butów na zmianę chociaż to mało prawdopodobne, żeby przydały jej się klapeczki na obcasie. Natomiast hamak jest absolutnie na miejscu.










Auto tak samo dobrze nadaje się do przewożenia rodzinki Licci, choć zabrakło mi jednego fotelika samochodowego. Trudno, jedna z bliźniaczek musi zostać w domu. Jak się później okazało, Mini Van może też posłużyć Młodszej jako tymczasowy patrolowóz Psiego Patrolu, a przynajmniej dopóki Mikołaj nie przyniesie tego docelowego – w bagażniku zmieszczą się wszystkie jet packi piesków, a także ich miski i przekąski! Młodej bardziej przypadł do gustu mój kamper, za to Młodsza wręcz przepada za Mini Vanem i często go pożycza. Obie bardzo delikatnie obchodzą się z zabawkami, tylko o fotelik samochodowy się wiecznie kłócą. Muszę jakoś skombinować drugi. Swoją drogą to zabawne, że w 1995 w Stanach nawet Kelly miała swój fotelik samochodowy, podczas gdy w Polsce się ich nie montowało w autach nawet dla prawdziwych dzieci. Pamiętam doskonale jak ja i moje młodsze siostry jeździłyśmy z rodzicami naszym "Maluchem" koloru sraczkowatego, bardzo wtedy popularnego. Maluch na tylnej kanapie nie miał nawet pasów, a co dopiero mówić o fotelikach. W takich warunkach przejechałyśmy trasę do Warszawy do dziadków wiele razy. Jezdnia na pewnym odcinku była w katastrofalnej kondycji, koleiny były niewyobrażalne. To właśnie na tych koleinach tata raz stracił panowanie nad Maluchem i w rezultacie dachowaliśmy w rowie. Przeżycie było emocjonujące i to doprawdy cud, że nikomu nic się nie stało. No więc, tak, foteliki to jednak ważna rzecz i obie Młode o tym wiedzą.








 

Do przedstawienia na blogu został mi jeszcze jeden kamper (tak, mam dwa, bo oczywiście nie mam miejsca na lalki, ale dwa wielkie klunkry się gdzieś upchnie w szafie, prawda?), zaś w kolekcji brakuje najpiękniejszego auta Barbie (moje osobiste odczucie) czyli klasycznego, białego Ferrari. Ach, pamiętam gdy jedno było na sprzedaż również na FB, piękne, czyste, błyszczące, ale się spóźniłam. Pocieszam się faktem, że to raczej auto dość popularne, trzymajcie kciuki, a tymczasem jeszcze kilka kiepskich zdjęć na tle koca, bo tylko koc był na tyle duży, by stanowić dla tego auta jakieś tło. Ściskam!










 

poniedziałek, 22 listopada 2021

Eatin' Fun Kelly 1997

Rety! Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo jestem do tyłu z opisywaniem lalek na blogu. Cierpię na wieczny niedobór czasu. Eatin’ Fun Kelly 1997 dołączyła do kolekcji w czerwcu albo w lipcu, a mamy przecież listopad. W zasadzie, po co mi Kelly, skoro ja nie kolekcjonuję lalkowych dzieciaków? Cóż, jedna lalka pociąga za sobą kolejne. W witrynce obok licznych Skipper, pojawiła się Stacie, a Kelly była jedyną siostrą Barbie, której jeszcze nie miałam. Rodzeństwo było niepełne. I tak się mnożą lalki, tak można by bez końca. Poza tym, posiadałam już pewne akcesoria dla Kelly, które leżały w pudle nieużywane, Kelly była mi więc potrzebna. Każda wymówka jest dobra, prawda?

Jest kilka Kelly, które lubię szczególnie. Pierwsze wydania tej uroczej laleczki podobają mi się najbardziej. Bedtime Fun i Bathtime Fun to moje ulubienice, ale Młoda ma obydwie, zawsze mogę pożyczyć. Trzecia w kolejce była właśnie Eatin’ Fun. Dodam, że lalka mnie po prostu prześladowała. Widziałam ją na OLX, widziałam na Allegro, na eBay’u, a to dlatego, bo Eatin’ Fun była bardzo popularna w latach 90-tych. Ta Kelly była nieszczególnie droga, za to ładna i posiadała fajne akcesoria, a do tego to lalka z bajerami więc sprzedawała się świetnie. Mattel wyprodukował ją w wielkich ilościach, lalka doczekała się również edycji McDonald’s Happy Meal. Moja Kelly pochodzi z drugiej ręki, ale posiada prawie wszystkie swoje akcesoria i jest w świetnym stanie.

Moja Kelly posiada włoski saranowe, ale istnieje również wersja kanekalonowa. Włoski upięte w dwie kiteczki nadają jej realistycznego wyglądu w przeciwieństwie do większości Kelly z tamtego okresu. No jeszcze nie widziałam 2-3 latki, która miałaby takie loki jak przeciętna Kelly. Już sobie wyobrażam czesanie takiego małego dzieciaka, które w tym wieku zazwyczaj nie żyje ze szczotką w harmonii i unika czesania ze wszystkich sił. Natura chyba wie co robi.

Kelly ubrana jest w jednoczęściowy strój z szelkami, a jej ubranko jest skonstruowane tak, by zapewnić dostęp do wajchy na pleckach lalki. Bo Kelly ma specjalne umiejętności, które pozwalają jej imitować typowe zachowanie małego dziecka podczas posiłku. Ma grymasić, uderzać rączką w talerzyk, rozpaćkać zblendowaną zupkę tak by się całkowicie ubrudzić i jeśli jej się to uda- również osobę karmiącą. Słowem, ma być masakra po posiłku taka, że łatwiej byłoby się przeprowadzić niż wyczyścić krzesełko do karmienia i pomieszczenie, w którym się karmienie odbywa. Do tego właśnie służy wajcha, można sobie podejrzeć na reklamie poniżej.



Machanie rączką to nie jedyna umiejętność Kelly, wspomniałam coś o grymaszeniu, prawda? No więc w główce Kelly znajduje się magnes, zaś lalka wyposażona jest w specjalną łyżeczkę – dwustronną, magnetyczną. W zależności od tego którą końcówkę zbliżymy do buzi, Kelly będzie albo współpracować przy posiłku, albo wręcz przeciwnie, przy czym powiem Wam, że akurat jestem z Młodym na etapie niemowlęcych papek, które zawsze próbuję przed podaniem – nie mam wyjścia, muszę się upewnić czy aby nie są za gorące. Są absolutnie paskudne, nie wiem jak można je jeść, ale są zdrowe. Kelly w zestawie posiada 3 słoiczki z papkami (jeden zaginął), 3 rodzaje kaszki, soczek (nieobecny), kubek niekapek, miseczkę, łyżeczkę oraz śliniaczek (brak). Na wyposażeniu jest również oczywiście krzesełko do karmienia.






Kelly jest mniej więcej rozmiaru Miki i Maki, więc mogą się one wymieniać ubrankami. Ciuszki z nielicznych zestawów strojów dodatkowych dla Chelsea (wyszło ich do tej pory 6 w ostatnich latach) też na nią pasują. Nawet je przymierzyłam, ale nie udało mi się zrobić zdjęć – niedobór czasu. Za to pożyczyłam kilka szpargałów od Młodej i przypomniałam sobie jak to kiedyś w ręce wpadł mi pewien katalożek Heart Family. Miałam lat kilka, może 7, ale bobasy z rodziny Heart zapamiętałam doskonale. Te przepiękne pastele, te urocze akcesoria, w szczególności koń na biegunach, prawdziwie bajkowy. Katalog oglądałam tyle razy, że po prostu rozpadł się na części, ale wspomnienia pozostały. Czy i Wy, mimo upływu lat, nadal zachowaliście w pamięci obrazy lalek, o których marzyliście jako dzieci?








Stroje dla Barbie z lat 80-tych i 90-tych

  Ostatnim czasem miałam dużo szczęścia do perełek z lat 80-tych, moją kolekcję zasiliły cztery Fashion Play oraz lalka opętana (chyba jej...