piątek, 25 marca 2022

Cinnamoroll Daisuki Licca-chan LD-13 2017

Na moim blogu cisza. Nic dziwnego, nie jestem bardzo systematyczna w pisaniu, ale tak po prawdzie ostatnio nie miałam serca do lalkowania. Wojna w Ukrainie mocno mną wstrząsnęła. Cierpię też, jak każdy, na brak czasu. Obecnie jest go mniej, bo bardzo intensywnie (znów) uczę się ruskiego, którego tak nie lubiłam w podstawówce. Jakże się przed nim broniłam, choć do dziś pamiętam fragment wiersza, który tłukła nam do głowy nauczycielka od ruskiego, nazywaliśmy ją Tamarą. Sam wierszyk zaś szedł mniej więcej tak (uwaga, zapis fonetyczny, nie chce mi się zmieniać ustawień Word’a na cyrylicę) „Ałfawit my uże znajem, uże piszem i czytajem i wsje bukfy …” no dość już tych katuszy dla oka. Pamiętam jak dziś, pewien czerwcowy dzień, gdy mój świętej pamięci Dziadziuś ze zmarszczoną brwią przestudiował dokładnie moje świadectwo szkolne i stwierdził, że ocena z ruskiego jest poniżej moich możliwości (Dziadziuś bardzo we mnie wierzył).

Dziadziuś rzekł mi wtedy tak: „Małgonia, musisz się uczyć rosyjskiego. Trzeba ci znać język wroga”. Trudno było mi w owym czasie odnieść się do słów Dziadka, myślę że moje pokolenie, a przynajmniej ja sama, miałam dużo szczęścia i personalnie nie byłam dotknięta takimi bolesnymi doświadczeniami. Gdyby Dziadziuś żył, powiedziałabym mu teraz, że miał rację i powinnam się rosyjskiego więcej uczyć, bo teraz łatwiej byłoby mi się komunikować z … przyjaciółmi. Właśnie za pomocą tego języka (w łamany sposób) porozumiewam się z dwiema Ukrainkami, które w bardzo krótkim czasie stały mi się bliskie.  Dla nich rosyjski jest bardzo naturalny. Ba, twierdzą wręcz, że same nie posługują się czystym ukraińskim jak ich prezydent, lecz dialektem powstałym z połączenia obu języków.

Do czego zmierzam przez te dwa akapity. Ano, głowa mi troszkę pęka od natłoku wiedzy (choć cieszę się, że robię postępy). Dziewczyny mówią do mnie po rosyjsku, bo ja trochę „panimaju”, a jak „nie panimaju” to tłumaczą po ukraińsku. Odkąd odwiesiłam na kołek japoński (kiedyś do niego wrócę, słowo daję), mój mózg nie musiał się już tak wysilać, a do tego z metryki bliżej mi do czterdziestki niż trzydziestki, choć wszystko inne, włącznie z witryną pełną lalek zdaje się temu przeczyć. Potrzeba mi odpoczynku i zwykłego pogadania o lalkach. Mam tu taką jedną, o której chcę Wam dziś opowiedzieć. Jest to Cinnamoroll Daisuki Licca-chan LD-13 2017.

Pierwszy raz zobaczyłam ją w 2018 roku latem i z miejsca powzięłam postanowienie, że ta lalka będzie moja, choć jeszcze nie wiedziałam jak tego dokonać. To właśnie ona winna jest temu, że moje Skipper tłoczą się jak sardynki na półce, którą teraz muszą dzielić z Liccą, jej mamą, rodzeństwem, a także z Mimi, którą odkryłam przeglądając zdjęcia Licci. Cinnamoroll Licca jest jedną z bardzo wielu lalek powstałych przy współpracy Takary z Sanrio. Dla mnie jest to wprost idealne połączenie. Cinnamoroll Licca jest też lalką szczególną, bo gdy dokładnie rok temu rozpatrywałam kandydatury na moją pierwszą Liccę, Cynamonka była jedną z trzech faworytek.

W szranki z Cynamonką stanęły wtedy Exciting Shopping Licca oraz Yumekawa Licca. Exciting Shopping była lalką idealną na początek, bo była jedną z tych najbardziej typowych, standardowych edycji Licci, a dodatkowo ubrana była w śliczną pastelową sukienkę. Była też taką lalką, której ładnie w każdym stroju. Yumekawa Licca była absolutnym przeciwieństwem Exciting Shopping. Z włosami barwy lawendy jawiła się jako postać żywcem wyciągnięta z mangi typu fantasy. Całe jej pastelowe jestestwo bardzo przypadło mi do gustu, ale bardziej stonowane stroje nie wyglądałyby na niej najlepiej. Cynamonka natomiast niejako łączyła cechy obu swoich rywalek. Z jednej strony, z włoskami barwy słomy ładnie jej w każdej sukience z katalogu Takary, z drugiej zaś jej własny strój to prawdziwa bajka o pastelowych jednorożcach czy tam innych pegazach. Ostatecznie zadecydowała cena, bo wyprzedana wszędzie Cynamonka kosztowała na Ebay’u tyle co Exciting Shopping  i Yumekawa razem wzięte. A co jest lepsze niż lalka? No właśnie – dwie lalki!


 

Cynamonka jednak nie dała o sobie zapomnieć. Ilekroć planowałam kupno kolejnej lalki od Takary, stroju czy mebli, ona natarczywie przypominała o swojej przeciągającej się już zbyt długo nieobecności w witrynie. Niczym dziki zwierz przyczajony w krzakach wypatrywałam aukcji na ebay’u, aż pojawia się okazja nieco bardziej zachęcająca do kliknięcia „kup teraz” bo pudełko było nieco zgniecione. Licca zazwyczaj pakowana jest w proste, niewielkie różowe pudełeczko z celofanową szybką w kształcie serca, ale kolaboracje zawsze posiadają grafikę nawiązującą do tematyki przez co wyróżniają się na półce. Pudełko, bardzo zresztą ładne, już trafiło na strych do kartonu zbiorczego, w którym przechowuję lalkowe opakowania. Na chwilę obecną strych zagraca już pięć takich kartonów.

 

 

Lalki od Takary mnie zaskakują. Słowo daję, z każdą nowo przybyłą uczę się o nich coraz więcej i wiem już, że sama Licca posiada przynajmniej trzy rodzaje ciałek, które pozornie wyglądają prawie identycznie. Różnią się artykulacją od pasa w górę, a konkretnie w obrębie ramion. Exciting Shopping i Yumekawa posiadają najlepszą artykulację – ich ramiona odchylają się do boków i zginają w łokciach. Himari też posiada zginalne ramiona, ale nie odchyli ich na boki, natomiast Cynamonka nie posiada żadnej z tych umiejętności, przypominając trochę stare dobre plażówki od Mattel z lat 90-tych. Oczywiście standardowo zgina nogi, skręca się w talii i przechyla główkę na bok w pozie „patrzcie na mnie, taka jestem słodka”.


Pod względem malunku twarzy, Cynamonka niczym się nie wyróżnia. Jej twarz wygląda dokładnie tak jak u Exciting Shopping i Yumekawa, ale słomkowo-blond włosy zmieniają całokształt i w rzeczywistości są jaśniejsze niż sugerują fotografie. Uczesanie ma nawiązywać do uszu Cinnamoroll, który jest chyba królikiem, pieskiem czy tam innym zwierzem futerkowym.


Strój Licci jest po prostu prześliczny. Sukienka uszyta jest bardzo misternie i nie brakuje tu detali takich jak koronki, kokardki, pomponiki czy koraliki. Projekt jest bardzo udany, a wykonanie znakomite. Podoba mi się zestawienie kilku różnych materiałów, faktur, a także bardzo uroczy nadruk nawiązujący do tematyki postaci Sanrio. Takara przyłożyła się również do dodatków, na które składa się opaska na włosy z doczepionym kapelusikiem, torebka i kolczyki w kształcie ciastek, a także buty, których odlew widziałam do tej pory może trzy razy.







Patrząc na moją Liccę myślę sobie, że mogłabym mieć całą witrynę poświęconą tylko niej. Nooo, może jedną półeczkę zamieszkiwałaby Mimi, a drugą Sindy, bo ogromnie podobają mi się te laleczki. Najbardziej przypadła mi do gustu fioletowa Sindy, którą podziwiałam u Mangusty. Sindy ostatnim czasem powróciła w wielkim stylu, a kolejne zapowiedzi wyglądają zachęcająco. Poczekamy, zobaczymy, a tymczasem na koniec zdjęcia pewnej Barbie, która mam nadzieję będzie się pojawiać na moim blogu częściej, a przynajmniej jej ciało (jakkolwiek by to zabrzmiało) ze zmienioną głową. Barbie oczywiście będzie miała osobny wpis, jak tylko zbiorę się w sobie i porobię trochę zdjęć… Pozdrawiam Was cieplutko.






 

 

Stroje dla Barbie z lat 80-tych i 90-tych

  Ostatnim czasem miałam dużo szczęścia do perełek z lat 80-tych, moją kolekcję zasiliły cztery Fashion Play oraz lalka opętana (chyba jej...