sobota, 25 maja 2019

Pierwsza rocznica bloga


Dziś mija dokładnie rok od publikacji pierwszej, trochę nieśmiałej noty na moim lalkowym blogu. Ledwie dwa miesiące wcześniej zrealizowałam zamiar, z którym nosiłam się latami – założyłam własną kolekcję Barbie. Słowo „kolekcja” było dość szumnym określeniem dla ówczesnego stanu rzeczy, który liczył może z pięć lalek, ale dla mnie to było coś! Każda z tych lalek była dowodem na to, że gdzieś tam w dorosłej kobiecie drzemie jeszcze dzieciak, a niedosyt i niesłabnąca potrzeba na zgromadzenie kolejnych oznaczała, że dzieciak raczej nie ma zamiaru dorosnąć. Dziś lalek jest oczywiście dużo więcej, przybywały systematycznie, a ich ilość rosła z miesiąca na miesiąc. Cóż tu dużo mówić, niedosyt towarzyszy mi nadal. Zapraszam Was do mojego rocznicowego wpisu, który swoją długością przekracza wszelkie dopuszczalne normy. Zdjęcia też nie są górnolotne, robione na stole w kuchni, ale tam akurat jest najjaśniej, a że słonko nas ostatnio nie rozpieszcza, to była moja jedyna alternatywa.


Moją kolekcję zapoczątkowała seria sprzyjających okoliczności – akurat poszukiwałam zdjęć pewnej Skipper, o której przed ponad 20 laty marzyłam gorliwie i bezskutecznie, akurat podobna lalka wystawiona była na allegro i akurat kosztowała zaledwie 15 zł. Akurat była to malezyjska wersja Sun Sensation Skipper czyli ta przeze mnie preferowana.  Skipper była całkiem goła, ale akurat ja miałam dla niej idealny strój zakupiony przypadkiem i pod wpływem impulsu w pobliskim markecie. Lalka była zadbana i czysta lecz uszkodzona, a ja akurat wiedziałam jak to uszkodzenie zniwelować. Tylu „akurat” nie mogłam tak łatwo zignorować i nim zdałam sobie z tego sprawę, moja kolekcja się zaczęła.  Teraz Skipper ma już spore grono przyjaciółek.



Ogarnięta euforią, że oto jako dorosła kobieta sama kupiłam sobie lakę, której w dzieciństwie moja mama nie była w stanie mi sprezentować, poszłam za ciosem i w rezultacie Skipper nie musiała podróżować samotnie. Wraz z nią przybyła również jej starsza siostra – JCPenney Evening Majesty Barbie 1996. Barbie była jak nowa, nieskazitelna fryzura, piękna kreacja i ta twarz! Twarz Superstar! Pamiętam gdy będąc na studiach pewne wakacje spędziłam u rodziny w Nowym Jorku. Moja najmłodsza siostra poprosiła mnie bym ze Stanów przywiozła jej Barbie, a ja ochoczo prośbę spełniłam i przed powrotem udałam się do pobliskiego Toys’r’Us. Byłam w szoku! Tylu Barbie naraz w życiu nie widziałam. Moje dzieciństwo przypadało na lata 80 i 90-te, a Barbie w Pewexach widywałam wtedy w ilości nie przekraczającej 5 sztuk! Setki pudełek mnie tak przytłoczyły, że nie byłam w stanie skupić uwagi na twarzach tych lalek. Początkowy szok wreszcie minął i ustąpił miejsca … rozczarowaniu. Oczywiście naiwnością byłoby sądzić, że Barbie nigdy się nie zmieni, ale żadna z tych Barbie nie przypominała nawet tych, które znałam z dzieciństwa – uśmiechniętych, pogodnych i sympatycznych. Te Barbie były jakby … stare, a niejedna z nich mogłaby śmiało uchodzić za perfekcyjnie wystylizowanego transwestytę! W końcu wybrałam lalkę, która nadawała się dla mojej siostry. Miała łagodną, subtelną twarz, imponujące błyszczące włosy i piękną suknię – to Barbie as Rapunzel 2001. Z tej perspektywy, Evening Majesty wydała mi się jeszcze ładniejsza.


Zawsze grawitowałam w kierunku lalek trochę przerysowanych – przesadnie strojnych, o bujnych fryzurach,  w skrócie loki, koronki i cyrkonie oraz balansowanie na granicy kiczu to jest to! Taka właśnie była Happy Holidays Barbie 1997 – mój trzeci nabytek, a ja zapragnęłam by wśród moich lalek zapanował bal! Zachłysnęłam się serią Happy Holidays oraz Winter Princess, które mam zamiar kompletować w okolicy późnej jesieni i zimy, a póki co tak oto przedstawia się najniższa półka mojej witrynki – lalki na wysokich stojakach nie mieszczą się nigdzie indziej, choć oczywiście nikt nie zaprzeczy, że to panny z wyższych sfer!



Mając już tych kilka Superstarek w garści zapragnęłam różnorodności. Przyszedł czas na Steffie! Wtedy jeszcze nie przyjaźniłam się z eBayem, a kupienie Stefki na naszym rodzimym Allegro i OLX było zdaniem niełatwym. Po pierwsze ilość dostępnych sztuk była bardzo ograniczona, tych, które podobały mi się najbardziej nie było wcale, a pozostałe były bardzo drogie. Jedną z moich absolutnych faworytek wypatrzyłam przypadkowo poszukując stroju weterynarza dla lalki mojej Córci. Długo się nie wahałam, w końcu już kilka Stefek dosłownie sprzątnięto mi sprzed nosa gdy byłam już zdecydowana dobić targu. Dziś Steffie jest nadal mało, zdecydowanie za mało, ale udało mi się już zdobyć tą naj naj – Dream Date PJ. Systematycznie wypatruję też pierwszej edycji Paryżanki.


Skoro już o różnorodności mowa, to zaraz po Steffie przyszedł czas na Christie i Oriental, a wraz z nimi na serię Dolls of the World. Na pierwszy ogień poszły Marokanka i Japonka – moje ulubienice, a ja ilekroć planowałam poszerzyć kolekcję o nowy headmold, na celownik brałam sobie różnorakie wydania tej właśnie serii. Takim oto sposobem trafiły w moje rączki dwie Tereski oraz Hispanic. Właśnie przybyła kolejna Azjatka, a w planach jeszcze następna, a że Superstarki też pięknie wyglądają w strojach ludowych, to na najwyższej półce witrynki, którą zajmują moje DotW są już dwie, a na liście życzeń kolejne…


W międzyczasie na mojej drodze pojawiały się lalki, które potrzebowały odrobiny miłości i … kąpieli, a niektóre nawet bardziej zaawansowanych zabiegów upiększających. Tak właśnie nauczyłam się wrzątkować i zakręcać włosy na słomki od napojów, a nawet wszczepiać Barbie nowe włosy. Do tej pory dwa razy podjęłam się rerootu i jako że lalki nadal mają swoje oryginalne głowy, eksperymenty te uznaję za udane. Poniżej kilka lalek, które przybyły do mnie w mniej lub bardziej opłakanym stanie. Darzę je taką sympatią, że na moim blogu pojawiły się już kilka razy, prezentując nowe uczesanie czy też strój. To bardzo wdzięczne modelki, a ja staram się im zapewnić godną emeryturę. Nie ma wśród nich kwiecistej Blossom Beauty Barbie 1996, która mieszka piętro powyżej w komodzie mojej Córeczki i ma się znakomicie w towarzystwie Birthday Surprise i Easter Basket.



Ogromnie cieszy mnie fakt, że spośród 4 Barbie, którymi bawiłam się jako dziecko, trzy ulubione udało mi się odkupić. Pierwszą z nich była Super Star Barbie 1988. Doskonale pamiętam dzień, w którym moja Mama zabrała mnie do Pewexu by kupić mi moją pierwszą w życiu Barbie. Pozwoliła mi wtedy wybrać tą lalkę, która podobała mi się najbardziej, a ja nie wybrałam skromnej acz eleganckiej Fashon Play w wąskim kartoniku, tylko imponującą Super Star w ogromnym pudle i choć obiektywnie muszę przyznać, że od tamtej pory widziałam już kilka piękniejszych Barbie, to jednak żadnej z nich nie udało się zrzucić Super Star z piedestału. Dziecięcy sentyment na to nie pozwala i koniec kropka. Królowa jest jedna, a za nią dwie damy dworu – United Colors of Benetton 1990 i Cool Looks 1990. Wspominając dzień, w którym dostałam wcześniej wspomnianą Królową, Mama sprezentowała mi również jeden zestaw mebli Living Pretty Roll-on top Desk edycję poszerzoną o narożny regał, a ja powoli dojrzewam do tego, by skompletować również pozostałe artefakty z dzieciństwa – zestawy mebli, białe Ferrari i oczywiście Barbie Furnished Townhouse! Są to dość dalekosiężne plany, ale przecież jeszcze trochę ponad rok temu w tych samych kategoriach myślałam o kolekcjonowaniu Barbie, wszystko jest możliwe.



Przez ostatni rok w mojej kolekcji wiele się zmieniło. Początkowo moją uwagę skupiłam wyłącznie na bezach odzianych w tiule i obsypanych brokatem. Te lalki zawsze wydawały mi się wykonane bardzo starannie i nie tylko ich stroje były imponujące ale także fryzury, makijaże i dodatki. A jednak gdzieś pomiędzy szeleszczące suknie wdarł się niepozorny rudzielec odziany w jeans i kwiaty po czym zakrzyknął „Niech żyją lata 90-te i ich wszechogarniający kicz” i tak w mojej kolekcji nastała era dyskotekowa i zmiany. Poniżej widać kilka lalek bezpretensjonalnych i swobodnych.


Z czasem uległam urokowi lat 80-tych, kiedy to królowały lalki o nieco bardziej stonowanej stylistyce i nienachalnej elegancji. Lalki uznawane dziś za ponadczasowe, które zna chyba każdy kolekcjoner. W moim przypadku to najczęściej lalki po przejściach. Dream Date Barbie 1982 wygląda bardzo dobrze, ale jej spódnica zakrywa zielone plamy na jednej nodze. Magic Moves 1985? Jedna zatęchła, druga pogryziona. Peaches’n Cream 1984 była tak brudna i skołtuniona, że nie od razu ją rozpoznałam. Angel Face 1982 potrzebowała trochę odświeżenia i wrzątku na włosy, ale ubrana była w swoją oryginalną suknię. Spośród tego zacnego grona jedynie Crystal Barbie 1983 wyglądała nieskazitelnie w dniu dostawy, ale ona należała wcześniej do  kolekcjonerki, która doprowadziła ją do porządku i przesadziła na nieco młodsze ciało. Choć każda z nich przedstawia nieco inną historię, wszystkie mają wspólny mianownik – to lalki, które powstały w czasach najlepszej świetności Barbie. Ten rozdział nie jest jeszcze dla mnie zamknięty, brakuje tylu zacnych lalek z tamtego okresu. Przede mną jeszcze Golden Dream, Day to Night, Twirly Curls, Magic Curl AA ….. lista jest długa.


Niekończąca się opowieść o mojej liście życzeń przypomina mi nieco fakt, że poza początkiem lat 80-tych, moja kolekcja potrzebuje uzupełnienia również w nieco innych obszarach. Panów nadal u mnie jak na lekarstwo, a potencjalnych kandydatów jest wielu: Doctor Ken, Japanese Ken, Shavin’ Fun Ken, Toy Story Ken z jego uroczym, głupkowatym wyrazem twarzy, Jack Sparrow, Kevin dla moich Skipperek. Jazzie również zdaje się być bardzo osamotniona. Midge mam zaledwie dwie, a dwie kolejne plasują się bardzo wysoko na liście życzeń. A lalki, które określam mianem współczesnych? Większość wywołuje u mnie smutek, ale nie Krystle i Alexis! Cofając się o kilka dekad mamy też erę Mod i Vintage. Tyle jeszcze przede mną do odkrycia!



Czas na podsumowanie Naj roku 2018/2019:
Najstarsza: Standard European / Canadian Barbie 1976


Najmłodsza: Victorian Barbie with Cedric Bear 1999


Najbardziej sponiewierana przez los: Jewel Hair Mermaid Midge 1995


Najpierwsza: Sun Sensation Skipper 1991


Najdłużej wyczekiwana: Dream Date Barbie 1982


Najbardziej różowa: Super Star Walmart Special Edition 1993


Najmniej różowa: Magic Moves 1985 made in the Philippines


Najlepiej artykułowana: Teen Looks Cheerleader Jazzie 1988


Najpiękniejsza: Dream Date PJ 1982


Najważniejsza: Super Star Barbie 1988


Dziękuję Wam, że przez ten rok czytaliście mojego bloga i komentowaliście posty. Wasze komentarze czytam zawsze z ogromną przyjemnością, motywują mnie one do tworzenia kolejnych opisów i ładują moje akumulatorki pozytywną energią. Powyższe nominacje, które nie są uwarunkowane datami produkcji, są oczywiście moją subiektywną oceną, ale jestem strasznie ciekawa Waszej. Dlatego zachęcam Was do nominacji dla Najpiękniejszej lalki roku 2018/2019. Wasze blogi i komentarze wielokrotnie udowadniały, że wyobraźnię i pomysłowość macie bezgraniczną, to może stworzycie nowe nominacje, które mnie nawet do głowy nie przyszły! Pozdrawiam Was serdecznie!








wtorek, 14 maja 2019

Victorian Barbie with Cedric Bear 1999


Słyszeliście o wirusie lalkowym? Ja słyszałam, ale ostatnio na własnej skórze przekonałam się jak szybko i bezwzględnie atakuje on swoje ofiary. Wirus lalkowy, nazwa łacińska  Chciejus Natychmiastus, przenoszony jest drogą elektroniczną, a mój przypadek miał bardzo dramatyczny przebieg. Przeczytawszy wstęp postu Neytiri poświęconego Victorian Barbie with Cedric Bear 1999 czułam się jeszcze całkiem dobrze. Pierwsze symptomy pojawiły się po obejrzeniu zdjęć -  przyspieszony puls, drżenie rąk, wypieki na twarzy – Chciejus Natychmiastus jak nic. Przez kolejne kilka tygodni choroba nie odpuszczała, ale mój stan można by określić jako stabilny – przeglądałam zdjęcia Victorian w ilościach masowych, jej recenzję na youtube znałam chyba na pamięć i od czasu do czasu sprawdzałam dostępność lalki na eBayu w obawie, że jakiś szaleniec postanowi nagle wykupić wszystkie co do jednej. Nic z tych rzeczy, lalka była i to w dużych ilościach, mogłam spać spokojnie. Wreszcie lalka trafiła w moje ręce, a ja wyzdrowiałam.


Victorian zakupiłam jako NRFB, zapakowano ją tak, by mogła być podziwiana bez wyjmowania z pudełka – umożliwia to zdejmowane wieko oraz duża celofanowa szybka. Choć Victorian bardzo podobała mi się na tle imitacji staroświeckiej tapety, nie byłabym sobą gdybym jej nie uwolniła z pudełka – tkwiła w nim już od 20 lat, więc najwyższa pora rozprostować nieco kości. Sama lalka była do wewnętrznej tekturki przytwierdzona poprzez strzał w głowę plastikowym paskudztwem, które wystawało jej z potylicy. Nie dało się tego draństwa wepchnąć głębiej w czaszkę, trzeba było obciąć. Brrrrrr! Za wewnętrzną tekturką znalazłam certyfikat autentyczności z numerem seryjnym oraz stojak. Szczotki, do której obecności jestem przyzwyczajona nie było, znamiona nowej ery? Tył pudełka zawiera opis Barbie oraz historię jej misia.  





Victorian to oczywiście Mackie. Przyznam się szczerze, że kiedyś nie przepadałam za tym headmoldem i choć z czasem go doceniłam to jednak do tej pory wystarczało mi podziwianie go z daleka, na łamach blogów innych kolekcjonerów. Mackie to lalki, na które lubię patrzeć, ale nie koniecznie muszę posiadać w mojej kolekcji, oczywiście poza Krystle, o której wspominałam już tyle razy. Aż tu nagle … Victorian! Muszę mieć! Już teraz, najdalej jutro! Lalka wygląda jakby była zrobiona z porcelany, ma bardzo jasną karnację, różane policzki i zielone oczy, które w bardzo subtelny sposób podkreśla jasny, zielony cień do powiek. Pełne usta pociągnięto szminką w stonowanym różu. Do tego ta fryzura! Z przodu włosy lalki zaczesano na gładko, jedną ich partię zapleciono w warkocz-świderek i ufryzowano w wykwintnego ślimaczka. Resztę przewiązano wstążkami, zakręcono w romantyczne loki, a całość zabezpieczono klejglutem. No nic, przynajmniej fryzura trzyma się jak należy.




Victorian Barbie szykuje się do spoczynku, wystrojona w satynowy, powłóczysty szlafrok w kolorze burgundu obszyty koronkami, zdobny w satynowe różyczki. Materiał jest piękny, błyszczący i zwiewny, bardzo podobają mi się również bufiaste rękawy wykończone misterną koronką. Pod szlafroczkiem, Barbie ma na sobie koszulę nocną bez rękawów w kolorze pudrowego różu. I tu nie brakuje detali  dekolt zakrywa plisowana organza i subtelna koroneczka, a także kwiatowy haft! Dolne partie zdobią dwa rzędy koronki przepasane wstążeczkami, do tego te satynowe różyczki! Strój jest pięknie zaprojektowany i starannie wykonany (metalowe zatrzaski yessss) i może jak się zbiorę na odwagę, albo kupię sobie żelazko parowe, to pozbędę się tych zagnieceń.







Satyna, koronki, różyczki, wstążeczki, co jeszcze? Buty! Buty Barbie to śliczne klapeczki na obcasie z zakrytymi palcami ozdobione białymi różyczkami z satyny (ekhm poliestru).  Klapki spadają Barbie ze stóp złośliwie, bo gumki, które trzymały je wcześniej w ryzach, rozpadły się przez te 20 lat. Podobnie było w przypadku misia, który leżał sobie gdzieś na dnie pudełka u stóp lalki. Miś Cedric (Diggory?) to, jak głosi opis na pudełku, prezent od przyjaciela Barbie z dawnych lat. Cedric jest jej wiernym towarzyszem oraz powiernikiem lalkowych sekretów. Jego różowa satynowa szlafmyca z pomponem mnie po prostu rozbraja. Pluszowy miś ma artykułowane łapki, jest uroczy.



Jeszcze do niedawna byłam przekonana, że w mojej kolekcji nie zagości żadna Mackie, a przynajmniej nieprędko. Tymczasem ja zwyczajnie zachorowałam na tą lalkę. Do tego Neytiri zrobiła Victorian tak obłędne zdjęcia, że nie sposób było się jej oprzeć! Tym właśnie sposobem wykroczyłam poza moją ukochaną erę Superstar, ale jednocześnie cieszy mnie fakt, że lalka nadal posiada to co w Barbie z dawnych lat uwielbiam – to wciąż TnT ze zginanymi nogami. Tak więc jeszcze na koniec zamieszczam kilka zdjęć, ale uwaga – oglądacie je na własną odpowiedzialność. Pozdrawiam serdecznie!





Stroje dla Barbie z lat 80-tych i 90-tych

  Ostatnim czasem miałam dużo szczęścia do perełek z lat 80-tych, moją kolekcję zasiliły cztery Fashion Play oraz lalka opętana (chyba jej...