piątek, 24 lipca 2020

Hawaiian Fun Skipper 1990


Ostrzeżenie dla czytających: uwaga, rozpisałam się, więc proponuję skoczyć po piwko i chipsiki i się wygodnie rozsiąść, a jeśli czytacie ten wpis przed południem, to może kawka i ciacho będą lepszą alternatywą, a rozpisałam się tak nie bez powodu. Dzisiejszy post traktuje na temat lalki dla mnie wyjątkowej do tego stopnia, że musiała to być nówka sztuka, nie śmigana i do tego w pudle. Stan NRFB nie jest dla mnie koniecznością. Oczywiście lubię zapudłowane lalki, bo są nowe (na tyle na ile 30-letnia lalka potrafi być nowa), są w bardzo dobrym stanie (z tym bywa różnie) i mają swoje oryginalne ciuchy i akcesoria, ale często wybieram lalkę używaną na drodze kompromisu by w ogóle ją mieć. Poza tym, lalki pudełkowe marnują się u mnie, bo i tak muszę je oswobodzić z ich kartonowego więzienia jak tylko trafią w moje ręce i w zasadzie to lubię całą tą zabawę z kąpaniem, praniem i papilotami, bez których trup nie nadaje się do wystawienia na widok publiczny. Jednak w przypadku Hawaiian Fun Skipper o kompromisach i kąpielach nie było mowy, a ja z pełną świadomością pozwoliłam przejść mi koło nosa kilku świetnym okazjom kupna wersji używanej. W końcu to lalka wyjątkowa.


Zanim wyjaśnię na czym ta wyjątkowość polega, przedstawiam Wam niewielki wycinek z lalkowej encyklopedii. Hawaiian Fun to lalki plażowe, ale takie bardziej dopieszczone i promowane reklamami w TV. W skład serii weszło aż siedem lalek: Barbie, Kira, Christie, Skipper, Jazzie, Ken i Steven. Barbie jest śliczna i ujmująca tak jak to lalki z tamtego okresu potrafią, ale poza Skipper to właśnie Jazzie najchętniej widziałabym w mojej kolekcji. Każda szanująca się seria potrzebuje dodatkowego doposażenia w postaci zestawów akcesoriów, bo oczywiście fajnie jest mieć tą lalkę z reklamy, ale jeszcze fajniej gdy ma się do niej motorówkę czy hamak, również z reklamy. Jeśli niektóre elementy z poniższych zdjęć wyglądają znajomo i kojarzycie je z innych plażowych serii Barbie, to dlatego, że Mattel bardzo lubi recycling. Nie zabrakło również strojów dodatkowych, a było ich sześć, utrzymanych w krzykliwej, neonowej kolorystyce, nie wyposażonych w buty, ale ten niedostatek miały nadrabiać kolorowe, sylikonowe kółeczka pakowane po trzy w zestawie. Pełniły funkcję bransoletek i ozdób do włosów. Stroje przywodziły na myśl egzotyczne wakacje i dzikie plaże, jak zresztą i cała seria.


źródło: https://www.amazon.com/Barbie-Hawaiian-HAMMOCK-HIDEAWAY-Playset/dp/B002DQTWUI

 źródło: https://pl.pinterest.com/pin/47991552254602239/

 źródło: https://pl.pinterest.com/pin/329888741449733078/

 źródło: https://pl.pinterest.com/pin/474074298260410310/

 źródło: https://pl.pinterest.com/pin/556124253957181592/

 źródło:https://pl.pinterest.com/pin/323203710742838852/

 źródło: https://www.amazon.in/Barbie-Hawaiian-ISLAND-HOPPER-BOAT/dp/B0044VCW6Q

 źródło: https://www.flickr.com/photos/stundika/16282628483

No więc co jest takiego niezwykłego w tej bądź co bądź dość skromnej, bosej lalce. Zasadniczo niewiele, poza faktem, że jest to pierwsza Skipper, jaką kiedykolwiek ujrzały moje oczy, a miałam wtedy 7 lat. Lalkę mogłam sobie podziwiać z bezpiecznej odległości ok. pół metra, ale i tak wielce ją sobie umiłowałam. Lalka należała do mojej kuzynki i była jej ulubienicą, więc niestety nie mogłam się nią pobawić, co rozumiałam i szanowałam, wszak to ukochana lalka, ja też taką miałam. Kuzynka obchodziła się z nią z należytą czcią i poinformowała mnie, że ma na imię Skipper i, że to młodsza siostra Barbie, dlatego taka mała. Następnie kuzynka przypięła Skipper pasem do różowej Vespy i wprawiła w ruch lalkę wraz ze skuterkiem za pomocą pilota. Zdalnie sterowana Vespa była imponującym sprzętem, ale ja skupiłam się na wizerunku laleczki chłonąc każdy jej szczegół. Zapamiętałam okrągłą jak księżyc buzię, wielkie, niebieskie oczy, złociste, długie do pasa loki. Skipper miała płaskie stopy, a także nogi zginane na klik, jako prawowity i oryginalny produkt Mattel’a.





W oparciu o te wspomnienia, próbowałam po latach zidentyfikować lalkę kuzynki, ale powyższe wskazówki nie były pomocne, bo to cechy dość ogólne, wspólne dla większości Skipper z lat 87-94. Przejrzawszy niezliczoną ilość zdjęć zaczęłam przypominać sobie kolejne szczegóły – lalka miała płaskie stopy, to zanotowałam, bo była bez butów. Niemożliwością było, żeby kuzynka zgubiła buty, a więc to lalka plażowa i … miała taką spódniczkę z trawy …. i okulary – to był niezły bajer. Oczywiście przypomniała mi się również bransoletka przyjaźni, którą kuzynka obnosiła z dumą sztachając się co jakiś czas pachnidłem ukrytym w zawieszce bransoletki. Całościowy obraz uzupełniła żarówiasta, pomarańczowa szczotka do włosów. Jako dzieciak uwielbiałam te szczotki oraz fakt, że występowały w najprzeróżniejszych kolorach – neonowych, pastelowych, perłowych itp. Miałam na ich punkcie fioła, więc choć to szczegół mało istotny, ja zapamiętałam szczotkę w kolorze tak soczystym, że aż chce się ją wrzucić do sokowirówki.







Tak więc po blisko trzech dekadach miałam wreszcie swoją wymarzoną, najpierwszą Skipper, a obraz sprzed lat został poddany chłodnej ocenie dorosłej kobiety, takiej wpół-do-czterdziestki. Dobra, żartuję z tą chłodną oceną, cieszyłam się i piszczałam z radości jak siedmiolatka. Lalka jest moim urodzinowym samoprezentem i jako taki, jest bardzo trafiony. Skipper ma co prawda włosy zgniecione pudłem i tak niesforne, że zmuszona byłam popełnić profanację i uczesać to złote runo zaraz po zdjęciu taśm ochronnych (to saran oczywiście, ale istnieje też wariant kanekalonowy). Przydałoby się wrzątkowanie, ale do tego jeszcze nie dojrzałam emocjonalnie więc jest taka rozczochrana jak wiedźma co dopiero zaparkowała miotłę. Co jeszcze? No cóż, pachnidło po latach przemieniło się w śmierdzidło. Wonieje intensywnie bo zaklejone było folią ochronną, żeby nie wywietrzało i niestety zabieg ten zdał egzamin.



Nie zapominając, że ja nie zbieram plażówek, nagięłam nieco rzeczywistość i zamaskowałam pochodzenie lalki wciskając jej na stopy parę pepegów. Poniżej cała moja plażowa ekipa, obuta oczywiście, bo przecież jestem bardzo konsekwentna w moim zbieractwie. Pozdrawiam słonecznie.



poniedziałek, 13 lipca 2020

American Stories Pioneer Barbie 1994


Nie mogę uwierzyć, że to dopiero pierwszy wpis w lipcu, ale natłok spraw różnorakich, zmagania ze sprzętem oraz krótki wyjazd do rodziny pierwszy raz od pół roku sprawiły, że blog nieco się zakurzył. Miałam też zamiar zabrać z sobą jakąś winylówkę i zrobić jej zdjęcia na tle pałacyku w moich rodzinnych stronach, ale okazało się, że pałacyk jest obecnie w renowacji. Ucieszył mnie widok zabytkowego budynku otoczonego rusztowaniami i obwieszonego banerami ekip remontowych. Dawno opuszczony pałacyk ma teraz być oddany do użytku publicznego jako dom kultury i biblioteka. Miło wiedzieć, że nie popadnie on już całkiem w ruinę, ale doczeka się drugiego żywota. Gdy prace się zakończą, nie omieszkam zabrać tam lalek i zrobić im sesję również w środku. Wracając do lalek,  bohaterka dzisiejszego wpisu dołączyła do witrynki już jakiś czas temu i nawet pojawiła się w moim wpisie rocznicowym, ale musiała poczekać na swoje pięć minut, bo kompletnie nie miałam pomysłu jak ją ugryźć. Zaczynam więc encyklopedycznie, bo Barbie należy do bardzo lubianej w Stanach serii American Stories. 


American Stories to seria ośmiu lalek produkowanych na przestrzeni trzech lat. Miały one za zadanie w bardzo przystępny sposób przybliżyć dzieciom historię Stanów Zjednoczonych. Pierwsze trzy lalki w serii to Pilgrim Barbie, Pioneer Barbie oraz Colonial Barbie (brunetka, ruda i blondynka). Lalki pakowane były w bardzo ładne pudełka z ciekawą grafiką wyróżniającą się na tle zwyczajowych „pink boxów” choć same były zasadniczo różowe. W pudełku można było znaleźć kilka gadżetów takich jak mała broszurka opisująca dzieje Stanów Zjednoczonych, a ich bohaterką jest właśnie Barbie. Lalki posiadały również jakieś drobne akcesoria typu kosz z warzywami czy owocami lub baniak na mleko, więc nie były to typowe barbiowe przydasie, które powtarzały się w innych seriach.

 Źródło: https://barbie.mattel.com/shop

 Źródło: https://barbie.mattel.com/shop
 
Lalki kosztowały oryginalnie ok $30 czyli jak na tamte czasy wcale nie aż tak mało, ale za tą ceną kryła się niekwestionowana jakość. Rok 1995 przyniósł Pioneer Shopkeeper, Civil War Nurse oraz American Indian Barbie o twarzy Superstar, zaś 1996 zamyka serię wraz z Patriot Barbie oraz American Indian Barbie #2 o moldzie Teresa. American Stories aż prosiła się o jakiegoś Kena, ale świat Barbie zdominowany jest przez kobiety, więc cóż się dziwić, że nawet w serii o historycznym kontekście wyparły one mężczyzn i to do takiego stopnia, że Mattel wydał nawet bardzo ciekawą Barbie – George Washington Barbie 1996 pod wspólnym szyldem Mattel i FAO Schwarz Barbie! Na mojej liście życzeń pozostają Pioneer Shopkeeper oraz Superstar Native American Barbie ponieważ spóźniłam się z ich zakupem gdy miałam po temu okazję. Może innym razem.

 Źródło: https://barbie.mattel.com/shop

 Źródło: https://barbie.mattel.com/shop

 Źródło: https://barbie.mattel.com/shop 

Mojej Pioneer Barbie przyglądałam się przez chwilę z zaciekawieniem nim dobiłam targu. Im więcej zdjęć mojej Osadniczki przerzuciłam, tym większe miałam wrażenie, że to lalka … brzydka. Tkwiłam w przekonaniu, że śliczne lico Superstar jest bardzo ciężko zepsuć, ale tym razem Mattel’owi się to udało. Bardzo bladą, wręcz różową twarz Mattel postanowił pomalować przy użyciu wyjątkowo topornej palety kolorystycznej. Oczy jej zgniło-zielone obwiedzione są antracytem, nad nim zaś beżowy cień do powiek. W tym zestawieniu jaskrawa, czerwona szminka wydaje się być nie na miejscu, bo autorowi ewidentnie zależało na pewnej dozie realizmu – żony osadników raczej nie miały czasu się malować, bo dzieliły go między pracą na roli i wychowywaniu licznego potomstwa, które rodziły z narażeniem i często - utratą życia. Podsumowując malunek twarzy Barbie, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że bardziej przypomina ona klona niż oryginalny produkt, taki z prawego łoża.


Lalka nie jest najpiękniejszym egzemplarzem w mojej kolekcji, do tego ma wyraz twarzy głuptasa (oj Mattel’u), ale przy tym wszystkim nie można jej odmówić pewnego trudnego do określenia uroku. Lalka chwyciła mnie za serce, pomyślałam, że tej brzyduli na pewno nikt inny nie zechcę, więc ja ją przygarnę. No i w ten sposób przybyło do mnie to biedne brzydactwo o potarganych (nigdy nie czesanych) kanekalonowych włosach, które bardzo posłusznie dały się ułożyć w loki typu „kiełbaska”. Ona ma naprawdę śliczne włosy w barwie miedzi i to jest cecha tej lalki, którą ja cenię najbardziej. Nie mogłam się oprzeć by nie sfotografować tych włosów. Loki trzymają się bardzo dobrze bez zbędnego utrwalenia. Jak nie lubię pracować z kanekalonem, tak ten okazał się być bardzo wdzięczny i chętny do współpracy. Myślę, że była owocna.



Mattel nieraz mocno się pomylił odwzorowując stroje lalek z serii Dolls of the World, więc pragnę wierzyć, że ubiór American Stories Barbie jest poprawny historycznie i w miarę autentyczny. Nawet jeśli tak nie jest, nie można mu odmówić staranności wykonania, a materiały wydają się być bardzo dobrej jakości. Przynajmniej tak jest w przypadku mojej Pioneer Barbie, której ubiór składa się z sukni oraz czepka, powinny być również brązowe, skromne baleriny, ale zaginęły w pomroce dziejów. Czepek posiada satynową, łososiową podszewkę i obszyty jest kremową koronką. Kokarda, również łososiowa, jest nierozwiązywalna, ale czepek posiada metalowy zatrzask, więc łatwo jest go zdjąć i ponownie założyć lalce. Suknię uszyto i udekorowano w podobny sposób co czepek i dodam, że nie ma tu miejsca na paskudny rzep, są plastikowe zatrzaski. Są też perłowe koraliki imitujące guziczki. Uwielbiam ten strój, przypomina mi Doctor Quinn! Ach jak wspaniale wyglądałaby razem z Pioneer Shopkeeper. Moja Barbie niestety zagubiła swój kosz z jabłkami, stojak i książeczkę.




Dzisiejszy wpis utwierdził mnie w przekonaniu, że uwielbiam nie tylko moją brzydulę, ale z przyjemnością przygarnęłabym zdecydowaną większość serii American Stories. No i w taki oto sposób lista życzeń się rozrasta, bo na miejsce jednej lalki, którą z niej skreślam wskakuje kolejne pięć. To jak ucinać łeb hydrze lernejskiej!



Stroje dla Barbie z lat 80-tych i 90-tych

  Ostatnim czasem miałam dużo szczęścia do perełek z lat 80-tych, moją kolekcję zasiliły cztery Fashion Play oraz lalka opętana (chyba jej...