Ostrzeżenie dla czytających:
uwaga, rozpisałam się, więc proponuję skoczyć po piwko i chipsiki i się
wygodnie rozsiąść, a jeśli czytacie ten wpis przed południem, to może kawka i
ciacho będą lepszą alternatywą, a rozpisałam się tak nie bez powodu. Dzisiejszy
post traktuje na temat lalki dla mnie wyjątkowej do tego stopnia, że musiała to
być nówka sztuka, nie śmigana i do tego w pudle. Stan NRFB nie jest dla mnie
koniecznością. Oczywiście lubię zapudłowane lalki, bo są nowe (na tyle na ile
30-letnia lalka potrafi być nowa), są w bardzo dobrym stanie (z tym bywa
różnie) i mają swoje oryginalne ciuchy i akcesoria, ale często wybieram lalkę
używaną na drodze kompromisu by w ogóle ją mieć. Poza tym, lalki pudełkowe
marnują się u mnie, bo i tak muszę je oswobodzić z ich kartonowego więzienia
jak tylko trafią w moje ręce i w zasadzie to lubię całą tą zabawę z kąpaniem, praniem i papilotami, bez których trup nie nadaje się do wystawienia na widok publiczny. Jednak w przypadku Hawaiian Fun Skipper o
kompromisach i kąpielach nie było mowy, a ja z pełną świadomością pozwoliłam przejść mi koło
nosa kilku świetnym okazjom kupna wersji używanej. W końcu to lalka wyjątkowa.
Zanim wyjaśnię na czym ta
wyjątkowość polega, przedstawiam Wam niewielki wycinek z lalkowej encyklopedii.
Hawaiian Fun to lalki plażowe, ale takie bardziej dopieszczone i promowane
reklamami w TV. W skład serii weszło aż siedem lalek: Barbie, Kira, Christie,
Skipper, Jazzie, Ken i Steven. Barbie jest śliczna i ujmująca tak jak to lalki z
tamtego okresu potrafią, ale poza Skipper to właśnie Jazzie najchętniej
widziałabym w mojej kolekcji. Każda szanująca się seria potrzebuje dodatkowego
doposażenia w postaci zestawów akcesoriów, bo oczywiście fajnie jest mieć tą
lalkę z reklamy, ale jeszcze fajniej gdy ma się do niej motorówkę czy hamak,
również z reklamy. Jeśli niektóre elementy z poniższych zdjęć wyglądają znajomo
i kojarzycie je z innych plażowych serii Barbie, to dlatego, że Mattel bardzo
lubi recycling. Nie zabrakło również strojów dodatkowych, a było ich sześć,
utrzymanych w krzykliwej, neonowej kolorystyce, nie wyposażonych w buty, ale
ten niedostatek miały nadrabiać kolorowe, sylikonowe kółeczka pakowane po trzy
w zestawie. Pełniły funkcję bransoletek i ozdób do włosów. Stroje przywodziły
na myśl egzotyczne wakacje i dzikie plaże, jak zresztą i cała seria.
źródło: https://www.amazon.com/Barbie-Hawaiian-HAMMOCK-HIDEAWAY-Playset/dp/B002DQTWUI
źródło: https://pl.pinterest.com/pin/47991552254602239/
źródło: https://pl.pinterest.com/pin/329888741449733078/
źródło: https://pl.pinterest.com/pin/474074298260410310/
źródło: https://pl.pinterest.com/pin/556124253957181592/
źródło:https://pl.pinterest.com/pin/323203710742838852/
źródło: https://www.amazon.in/Barbie-Hawaiian-ISLAND-HOPPER-BOAT/dp/B0044VCW6Q
źródło: https://www.flickr.com/photos/stundika/16282628483
No więc co jest takiego
niezwykłego w tej bądź co bądź dość skromnej, bosej lalce. Zasadniczo niewiele,
poza faktem, że jest to pierwsza Skipper, jaką kiedykolwiek ujrzały moje oczy, a miałam wtedy 7 lat.
Lalkę mogłam sobie podziwiać z bezpiecznej odległości ok. pół metra, ale i tak
wielce ją sobie umiłowałam. Lalka należała do mojej kuzynki i była jej
ulubienicą, więc niestety nie mogłam się nią pobawić, co rozumiałam i
szanowałam, wszak to ukochana lalka, ja też taką miałam. Kuzynka obchodziła się
z nią z należytą czcią i poinformowała mnie, że ma na imię Skipper i, że to
młodsza siostra Barbie, dlatego taka mała. Następnie kuzynka przypięła Skipper
pasem do różowej Vespy i wprawiła w ruch lalkę wraz ze skuterkiem za pomocą
pilota. Zdalnie sterowana Vespa była imponującym sprzętem, ale ja skupiłam się
na wizerunku laleczki chłonąc każdy jej szczegół. Zapamiętałam okrągłą jak
księżyc buzię, wielkie, niebieskie oczy, złociste, długie do pasa loki. Skipper
miała płaskie stopy, a także nogi zginane na klik, jako prawowity i oryginalny
produkt Mattel’a.
W oparciu o te wspomnienia, próbowałam po latach zidentyfikować lalkę kuzynki, ale powyższe
wskazówki nie były pomocne, bo to cechy dość ogólne, wspólne dla większości
Skipper z lat 87-94. Przejrzawszy niezliczoną ilość zdjęć zaczęłam przypominać
sobie kolejne szczegóły – lalka miała płaskie stopy, to zanotowałam, bo była
bez butów. Niemożliwością było, żeby kuzynka zgubiła buty, a więc to lalka
plażowa i … miała taką spódniczkę z trawy …. i okulary – to był niezły bajer.
Oczywiście przypomniała mi się również bransoletka przyjaźni, którą kuzynka
obnosiła z dumą sztachając się co jakiś czas pachnidłem ukrytym w zawieszce
bransoletki. Całościowy obraz uzupełniła żarówiasta, pomarańczowa szczotka do
włosów. Jako dzieciak uwielbiałam te szczotki oraz fakt, że występowały w
najprzeróżniejszych kolorach – neonowych, pastelowych, perłowych itp. Miałam na
ich punkcie fioła, więc choć to szczegół mało istotny, ja zapamiętałam szczotkę
w kolorze tak soczystym, że aż chce się ją wrzucić do sokowirówki.
Tak więc po blisko trzech
dekadach miałam wreszcie swoją wymarzoną, najpierwszą Skipper, a obraz sprzed
lat został poddany chłodnej ocenie dorosłej kobiety, takiej
wpół-do-czterdziestki. Dobra, żartuję z tą chłodną oceną, cieszyłam się i
piszczałam z radości jak siedmiolatka. Lalka jest moim urodzinowym
samoprezentem i jako taki, jest bardzo trafiony. Skipper ma co prawda włosy
zgniecione pudłem i tak niesforne, że zmuszona byłam popełnić profanację i
uczesać to złote runo zaraz po zdjęciu taśm ochronnych (to saran oczywiście, ale istnieje też wariant kanekalonowy). Przydałoby się wrzątkowanie,
ale do tego jeszcze nie dojrzałam emocjonalnie więc jest taka rozczochrana jak
wiedźma co dopiero zaparkowała miotłę. Co jeszcze? No cóż, pachnidło po latach
przemieniło się w śmierdzidło. Wonieje intensywnie bo zaklejone było folią
ochronną, żeby nie wywietrzało i niestety zabieg ten zdał egzamin.
Nie zapominając, że ja nie
zbieram plażówek, nagięłam nieco rzeczywistość i zamaskowałam pochodzenie lalki
wciskając jej na stopy parę pepegów. Poniżej cała moja plażowa ekipa, obuta
oczywiście, bo przecież jestem bardzo konsekwentna w moim zbieractwie. Pozdrawiam
słonecznie.
Miałam Barbie i Kena z tej serii. Teraz mam Barbie w swojej kolekcji i muszę powiedzieć, że ma chyba najlepsze włosy ze wszystkich mattelek, które zebrałam. A Skipper miałam Cool Tops (też po latach odkupiłam). Wg mnie to najładniejszy mold Skipper ze wszystkich :) Rozumiem emocje :) Gratuluję zdobyczy!
OdpowiedzUsuńTo prawda, Hawaiian Fun miały wspaniałe saranowe włosy, choć były też warianty kanekalonowe. Moja Skipper ma jakościowo bardzo dobre włosy, ale 30 lat spędziła w pudle w taśmach, więc włosy nie chcą się układać. Trochę się jeszcze na nią pogapię w rozmiłowaniu i przeleję je wrzątkiem :)
Usuńnie mogę się nagapićna tę słodycz!!!
OdpowiedzUsuńO rety, ilekroć przechodzę obok pokoju z witrynką, muszę tam wstąpić i zerknąć na nią :)
UsuńWspaniała ekipa, gratuluję udanego zakupu.:)
OdpowiedzUsuńDziękuję :) to bardzo wdzięczne skwarki!
UsuńPanna jak z obrazka - świetną ma tę spódniczkę, śliczny malunek twarzy i wspaniałe saranowe włosy! Prawdziwe cacko. No i to, co najważniesze, czyli spełnienie wielkiego lalkowego marzenia <3. Gratuluję fantastycznej plażowej ekipy :)
OdpowiedzUsuńHeheh, ja do tej pory mam fioła na punkcie tych kolorowych szczotek ;)/Wiktoria
O tak, to niesamowite z jaką łatwością można teraz po latach spełniać marzenia, które nie wypłowiały, ale myślę, że jeszcze lepiej byłoby dostać tą Skipper wtedy, gdy miałam 7 lat. Nie mogę jednak narzekać, miałam 4 wspaniałe lalki :)
UsuńPS. Skoro obie mamy takiego samego szczotkowego fioła, to w którymś z następnych wpisów zamieszczę zdjęcie mojej kolekcji szczotek specjalnie dla Ciebie :)
Jak to mawiają - lepiej późno niż wcale :) Ta Skipper zdecydowanie była warta tak długiego czekania.
UsuńWhoa, cała kolekcja kolorowych szczotek - tyle dobra na jednej fotce <3, już się nie mogę doczekać! Ja najbardziej lubię szczotkę fioletową od All Stars Midge (fioletowy to mój ulubiony kolor) <3
Sama nawet nie wiem ile tych szczotek mi się uzbierało, ale trochę jest. Fioletową od All Stars Midge też mam :)
UsuńTe reklamy Barbie z lat 90 były świetne, a zestawy akcesoriów ciekawe i oryginalne. Hawaiian Fun Skipper jest urocza. Dziękuję za zaprezentowanie kawałka historii Mattela z lepszych lat :)
OdpowiedzUsuńJak mi miło, że tak mówisz :) Ja uwielbiam odkopywać takie fakty na temat lalek, tylko za tym idzie takie ryzyko, że na playset'y czy zestawy strojów wyostrza się apetyt :)
UsuńCiekawe, czy kuzynka ma jeszcze swoja ulubienicę z dzieciństwa. Zabiła mnie ta reklama! Zresztą, co druga powoduje u mnie palpitacje i mam wrażenie, że po ich obejrzeniu młodnieję :) Chciałabym być dziewczynką z takiej reklamy, która podczas pracy na planie może choć trochę pobawić się takim tabunem lalek!
OdpowiedzUsuńJa też jestem bardzo ciekawa! Muszę się z nią skontaktować i ją zapytać, ale podejrzewam, ze lalki przejęła jej córeczka :) Jestem przekonana, że kuzynka utrzymała je w znakomitej kondycji bo bardzo o nie dbała.
UsuńJa też uwielbiam te reklamy Barbie z dawnych lat, choć normalnie nienawidzę reklam i tego podgłośnionego trybu ich emitowania, działa mi to na nerwy, ale reklamy Barbie mogłabym oglądać godzinami. Przez to, że technika nie była tak dalece posunięta, reklamy miały taki bardzo naturalny charakter i oczywiście świetnie promowały lalki, każdą chciałabym mieć!
Ależ ona śliczna! Wcale Ci się nie dziwię, że tak się zachwycasz. Te włosy, oczy, sympatyczny pysiałek- słodkości!!!
OdpowiedzUsuńGratuluję wielce trafionego autoprezentu!
Uwielbiam ją po części za to, że obiektywnie patrząc to świetna lalka, a ładunek wspomnień czyni ją dodatkowo ciekawszą. Znowu nie udało mi się wyjść poza mold Skipper 87, może w przyszłym miesiącu, bo obiecałam sobie, że przez całe wakacje wraz z nową wypłatą będzie się u mnie pojawiać nowa Skipper!
UsuńLalka ma urok. Coś jest w rysach Skipper z 1987 r. Kojarzy mi się trochę z postaciami z mang. Jakbym chciała kupić kiedyś lalkę z lat 80 -tych lub 90-tych to może chciałabym Skipper. Dawniejsze lalki miały urok. Fajnie miały dzieci, które mogły mieć Barbie czy Skipper, szkoda, że w Polsce było ich mało i były dużym wydatkiem. Ciekawe jak dzieciaki z początku XXI w. zareagowałyby na te dawne lalki. Inna moda, ale coś w tych strojach jest. Te Barbie z pięknymi włosami ( współczesne to trochę łyse są) i ciekawymi makijażami. Tylko pozazdrościć. Ja jestem rocznik 2003, kiedyś moimi ulubionymi lalkami były Monster High. Lubię i mroczne klimaty i urocze rzeczy, więc zachwycam się uroczą Barbie i mrocznymi lalkami. Gratuluję spełnionego lalkowego marzenia. Oby inne też się spełniły. Kolorowe szczotki są ok. Teraz lalki już takich prostych, ale fajnym dodatków nie mają. W temacie Skipper, to z uroczej blondynki zmienili ją w uzależnioną od internetu nastolatkę ( coś takiego zapamiętałam jak kilka lat temu oglądałam jakiś film o Barbie, nadal je lubię, dzieci jakiś morał mogą wyciągnąć, ale te nowsze mają inny klimat). Lubię współczesne lalki ( niektóre nawet bardzo np. już wspomniane MH), ale klasyki mają coś takiego w sobie, że chciałabym je mieć u siebie w kolekcji. Sorki za rozpisanie się.
OdpowiedzUsuńMasz rację, że Mattel trochę niefortunnie nadał Skipper wizerunek nerda z nosem w tablecie, a to taka pogodna postać. Filmów pełnometrażowych o Barbie nie oglądam, bo jakoś do mnie nie przemawiają, jedynie Barbie w Dziadku do Orzechów lubię i oglądam w okolicy Świąt Bożego Narodzenia.
UsuńSkipper 87 ma bardzo mangową buzię i u wielu kolekcjonerów budzi takie właśnie skojarzenia, również u mnie, a że lubię Skipper i lubię mangowo-anime klimaty, to ten headmold idealnie się wpisuje w mój gust. Może dlatego ilekroć planuję zakup nowej Skipper,to zamiast moldu vintage lub Pizza Party wybieram właśnie wielkooką. Zresztą z Pizza Party podobają mi się tylko dwie, trudne do zdobycia lalki - Phone Fun Courtney i Skipper z zestawu Travelling Sisters, a z Teen Skipper to chyba tylko Teen Courtney i Pajama Fun Courtney. Wybredna jestem :)
Bakcyla na Monster High jakoś nie załapałam, ale te lalki mają wielu wielbicieli, z mrocznych klimatów natomiast podobają mi się Living Dead Dolls, ale obawiam się kupić jakąś bo mi dzieci nie będą spać po nocach jak taką potworę zobaczą :)
Jeśli chodzi o współczesne lalki, to tu wyjątkowo kręcę nosem, uwielbiam natomiast Silkstone i Pullip, ale to nie moje kategorie cenowe :)
Pozdrawiam cieplutko!
Living Dead Dolls nie urzekły mnie. Silkstone lubię, ale cena i dostępność zniechęca. Pullip lubię, ale z nimi mam podobną sytuację jak z Silkstone. Jakoś nie mam chęci do oszczędzania na nie. Zresztą trwałoby to długo i pewnie ktoś inny kupiłby upatrzony egzemplarz. Albo akurat te wymarzone stałyby się kompletnie niedostępne. Teraz mam plany co do lalkowych zakupów. Po nich odkładam na Rainbow High. Nie spodziewałam się, że tak szybko się pojawią w Polsce ( chociaż są tylko w jednym sklepie internetowym). Ja raczej wybredna nie jestem, mam dużo współczesnych lalek, które chciałabym mieć. W starszych cenię jakość, pomysłowość i to, że mogę się dzięki nimi cofnąć do dawnych lat. Ja raczej jestem wybredna co do jakości wykonania. Jak oglądam lalki w sklepie to ciągle znajduje jakiś mankament w lalce. Ale to już niestety stało się normą. Więc się cieszę, że MGA stworzyło Rainbow High, bo pomysł ciekawy i wykonanie dobre. Znowu się rozpisałam. Chyba naprawdę założę bloga, może ktoś te moje przemyślenia lalkowe będzie chciał czytać. Pozdrawiam.
UsuńWidziałam recenzje Rainbow High, lalki wyglądają naprawdę imponująco. Podobają mi się ich "Rubensowskie kształty" :) oraz dodatkowe stroje i buty. Motyw z barwami tęczy przywodzi na myśl starą, dobrą tendencję Mattel'a, który w owym czasie wydawał przepięknie kolorowe serie Barbie i jej przyjaciół - każda lalka miała swoją własną kombinację kolorów.
UsuńZakładaj bloga koniecznie, wygląda na to, że masz wiele do powiedzenia i z przyjemnością czytałoby się Twoje wpisy :)
Opalona Skipperka prezentuje się wspaniale, choć sama wolę jednak bladziochy. :) Ale te neonowe kolory na niej są absolutnie cudowne! Dziś królują pastele, ale wtedy rządziły neony, więc takie kolorowe Mattelowe panny przywołują miłe wspomnienia. :)
OdpowiedzUsuńJa też wolę te bledsze, ale dla kilku skwarek zrobiłam wyjątek, szczególnie dla takiej neonowej skwarki :) Pastele lubię i to bardzo, ale to neony budzą wspomnienia podobnie jak u Ciebie :)
UsuńAch, mieć taką barbie, śliczna :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do nas :)
Dziękuję za odwiedziny, na pewno zerknę na Twój blog :)
UsuńWspaniale, że udało Ci się dołączyć do kolekcji wymarzoną lalkę. Pięknie opisałaś wspomnienia, jak zawsze przeczytałam z wielką przyjemnością. :)
OdpowiedzUsuńA panienka jest prześliczna!
Jak mi miło Kamelio, że tak piszesz i doskonale rozumiesz jaka to frajda zdobyć taką sentymentalną lalkę :)
UsuńWow, jaka wspaniała żarówka! Neonowe sprężynki są boskie, uwielbiam je. Oczywiście z całej plażowej paczki najbardziej chciałabym mieć Jazzie:) zawsze też marzył mi się taki basen dla Barbie, cudeńko...
OdpowiedzUsuńTeż uwielbiam reanimować trupki, to chyba jedna z przyjemniejszych części lalkowania. Teraz ratuję malutką Wee Li'l Miss, biedactwo jest w okropnym stanie.
Pozdrawiam ciepło,
Tasha
Haha! Żarówka to dobre określenie :) Od dziś to jej ksywa! Jazzie wygląda rewelacyjnie w serii Hawaiian Fun, ale ja chyba nie jestem obiektywna, bo mnie się podoba w każdym wydaniu.
UsuńJa też lubię przywracać lalkom dawną świetność. Właśnie oczekuję przybycia jednej, która może stanowić spore wyzwanie, zobaczymy czy obejdzie się bez rerootu. Trzymam kciuki za powodzenie z Wee Li'l Miss. To urocze lalki i na pewno godne wysiłku włożonego w ich odnowienie!