poniedziałek, 13 lipca 2020

American Stories Pioneer Barbie 1994


Nie mogę uwierzyć, że to dopiero pierwszy wpis w lipcu, ale natłok spraw różnorakich, zmagania ze sprzętem oraz krótki wyjazd do rodziny pierwszy raz od pół roku sprawiły, że blog nieco się zakurzył. Miałam też zamiar zabrać z sobą jakąś winylówkę i zrobić jej zdjęcia na tle pałacyku w moich rodzinnych stronach, ale okazało się, że pałacyk jest obecnie w renowacji. Ucieszył mnie widok zabytkowego budynku otoczonego rusztowaniami i obwieszonego banerami ekip remontowych. Dawno opuszczony pałacyk ma teraz być oddany do użytku publicznego jako dom kultury i biblioteka. Miło wiedzieć, że nie popadnie on już całkiem w ruinę, ale doczeka się drugiego żywota. Gdy prace się zakończą, nie omieszkam zabrać tam lalek i zrobić im sesję również w środku. Wracając do lalek,  bohaterka dzisiejszego wpisu dołączyła do witrynki już jakiś czas temu i nawet pojawiła się w moim wpisie rocznicowym, ale musiała poczekać na swoje pięć minut, bo kompletnie nie miałam pomysłu jak ją ugryźć. Zaczynam więc encyklopedycznie, bo Barbie należy do bardzo lubianej w Stanach serii American Stories. 


American Stories to seria ośmiu lalek produkowanych na przestrzeni trzech lat. Miały one za zadanie w bardzo przystępny sposób przybliżyć dzieciom historię Stanów Zjednoczonych. Pierwsze trzy lalki w serii to Pilgrim Barbie, Pioneer Barbie oraz Colonial Barbie (brunetka, ruda i blondynka). Lalki pakowane były w bardzo ładne pudełka z ciekawą grafiką wyróżniającą się na tle zwyczajowych „pink boxów” choć same były zasadniczo różowe. W pudełku można było znaleźć kilka gadżetów takich jak mała broszurka opisująca dzieje Stanów Zjednoczonych, a ich bohaterką jest właśnie Barbie. Lalki posiadały również jakieś drobne akcesoria typu kosz z warzywami czy owocami lub baniak na mleko, więc nie były to typowe barbiowe przydasie, które powtarzały się w innych seriach.

 Źródło: https://barbie.mattel.com/shop

 Źródło: https://barbie.mattel.com/shop
 
Lalki kosztowały oryginalnie ok $30 czyli jak na tamte czasy wcale nie aż tak mało, ale za tą ceną kryła się niekwestionowana jakość. Rok 1995 przyniósł Pioneer Shopkeeper, Civil War Nurse oraz American Indian Barbie o twarzy Superstar, zaś 1996 zamyka serię wraz z Patriot Barbie oraz American Indian Barbie #2 o moldzie Teresa. American Stories aż prosiła się o jakiegoś Kena, ale świat Barbie zdominowany jest przez kobiety, więc cóż się dziwić, że nawet w serii o historycznym kontekście wyparły one mężczyzn i to do takiego stopnia, że Mattel wydał nawet bardzo ciekawą Barbie – George Washington Barbie 1996 pod wspólnym szyldem Mattel i FAO Schwarz Barbie! Na mojej liście życzeń pozostają Pioneer Shopkeeper oraz Superstar Native American Barbie ponieważ spóźniłam się z ich zakupem gdy miałam po temu okazję. Może innym razem.

 Źródło: https://barbie.mattel.com/shop

 Źródło: https://barbie.mattel.com/shop

 Źródło: https://barbie.mattel.com/shop 

Mojej Pioneer Barbie przyglądałam się przez chwilę z zaciekawieniem nim dobiłam targu. Im więcej zdjęć mojej Osadniczki przerzuciłam, tym większe miałam wrażenie, że to lalka … brzydka. Tkwiłam w przekonaniu, że śliczne lico Superstar jest bardzo ciężko zepsuć, ale tym razem Mattel’owi się to udało. Bardzo bladą, wręcz różową twarz Mattel postanowił pomalować przy użyciu wyjątkowo topornej palety kolorystycznej. Oczy jej zgniło-zielone obwiedzione są antracytem, nad nim zaś beżowy cień do powiek. W tym zestawieniu jaskrawa, czerwona szminka wydaje się być nie na miejscu, bo autorowi ewidentnie zależało na pewnej dozie realizmu – żony osadników raczej nie miały czasu się malować, bo dzieliły go między pracą na roli i wychowywaniu licznego potomstwa, które rodziły z narażeniem i często - utratą życia. Podsumowując malunek twarzy Barbie, nie mogę się oprzeć wrażeniu, że bardziej przypomina ona klona niż oryginalny produkt, taki z prawego łoża.


Lalka nie jest najpiękniejszym egzemplarzem w mojej kolekcji, do tego ma wyraz twarzy głuptasa (oj Mattel’u), ale przy tym wszystkim nie można jej odmówić pewnego trudnego do określenia uroku. Lalka chwyciła mnie za serce, pomyślałam, że tej brzyduli na pewno nikt inny nie zechcę, więc ja ją przygarnę. No i w ten sposób przybyło do mnie to biedne brzydactwo o potarganych (nigdy nie czesanych) kanekalonowych włosach, które bardzo posłusznie dały się ułożyć w loki typu „kiełbaska”. Ona ma naprawdę śliczne włosy w barwie miedzi i to jest cecha tej lalki, którą ja cenię najbardziej. Nie mogłam się oprzeć by nie sfotografować tych włosów. Loki trzymają się bardzo dobrze bez zbędnego utrwalenia. Jak nie lubię pracować z kanekalonem, tak ten okazał się być bardzo wdzięczny i chętny do współpracy. Myślę, że była owocna.



Mattel nieraz mocno się pomylił odwzorowując stroje lalek z serii Dolls of the World, więc pragnę wierzyć, że ubiór American Stories Barbie jest poprawny historycznie i w miarę autentyczny. Nawet jeśli tak nie jest, nie można mu odmówić staranności wykonania, a materiały wydają się być bardzo dobrej jakości. Przynajmniej tak jest w przypadku mojej Pioneer Barbie, której ubiór składa się z sukni oraz czepka, powinny być również brązowe, skromne baleriny, ale zaginęły w pomroce dziejów. Czepek posiada satynową, łososiową podszewkę i obszyty jest kremową koronką. Kokarda, również łososiowa, jest nierozwiązywalna, ale czepek posiada metalowy zatrzask, więc łatwo jest go zdjąć i ponownie założyć lalce. Suknię uszyto i udekorowano w podobny sposób co czepek i dodam, że nie ma tu miejsca na paskudny rzep, są plastikowe zatrzaski. Są też perłowe koraliki imitujące guziczki. Uwielbiam ten strój, przypomina mi Doctor Quinn! Ach jak wspaniale wyglądałaby razem z Pioneer Shopkeeper. Moja Barbie niestety zagubiła swój kosz z jabłkami, stojak i książeczkę.




Dzisiejszy wpis utwierdził mnie w przekonaniu, że uwielbiam nie tylko moją brzydulę, ale z przyjemnością przygarnęłabym zdecydowaną większość serii American Stories. No i w taki oto sposób lista życzeń się rozrasta, bo na miejsce jednej lalki, którą z niej skreślam wskakuje kolejne pięć. To jak ucinać łeb hydrze lernejskiej!



18 komentarzy:

  1. No i ciekawostka-jestem zagorzałą przeciwniczką superstarek-a ten właśnie konkretny egzemplarz uznawany przez Ciebie za wyjątkowo brzydki, o malunku oka zepsutym przez Mattela-dla mnie jest jak jeden z najbardziej udanych i przyjemnych lalek o tym moldzie ! Jak to gusty się nie pokrywają.I nie twierdzę tego przez przewrotność. Naprawdę tak uważam. Fajna lalka (choć nadal nie w mojej stylistyce ) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak wspaniale, że w świecie lalek każdy znajdzie coś dla siebie :) Ja na ten przykład uwielbiam superstarki, są moją największą lalkową miłością i mogłabym mieć ich na pęczki i jeszcze więcej :) Moja brzydulka ma nie najpiękniejszy malunek twarzy, ale jest w niej coś niewinnego i po prostu uroczego. Dlatego wdzięczy się na najwyższej półce witrynki, w pierwszym rzędzie i zepchnęła na tyły o wiele piękniejsze lalki. Ot tak się rozpanoszyła :) Cieszę się, że Ci się spodobała!

      Usuń
  2. Ona jest przeurocza, ma w sobie taki niewinny wdzięk jelonka Bambi, a już ciuszki - łącznie z czepkiem - to prawdziwe majstersztyki. Miodzio! Kolor włosów panny rewelacyjnie komponuje się z kolorystyką stroju - gratuluję tak uroczego dziewczęcia <3/Wiktoria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie ten jak to ujęłaś "niewinny wdzięk" plus rude włosy mnie ujęły i dlatego lalka przybyła i zostaje! Muszę mieć jeszcze tą drugą pionierkę, razem będą się prezentować wspaniale :)

      Usuń
  3. No nie wiem, może to przez moją słabość do rudzielców wszelakich, ale ja tam się nią zachwycam! Za nic bym jej brzydulką nie nazwała... :)
    Cała seria ogromnie mi się podoba. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też lubię rudzielce i pewnie dlatego nie mogłam jej się oprzeć. Włosy ma cudne, mimo, że to kanekalon. Pyszczek też słodki, mimo tego nieszczęsnego doboru kolorów. Na półce z DotW nawet ładniejsze egzemplarze musiały ustąpić jej miejsca w pierwszym rzędzie :)

      Usuń
  4. Piekna <3 <3 U mnie dawno temu zamieszkala Indianka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ja tą Indiankę uwielbiam. Jeszcze przyjdzie czas, że zamieszka w witrynce :)

      Usuń
  5. Rude włosy, czepek, sukienka - to sprawia, że panna podoba mi się bardzo. I w dodatku nieśmiertelny mold superstar. Nawet makijaż mi nie przeszkadza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, te rude pukle nadrabiają niedostatni makijażu, są mięciutkie i bardzo dobrze trzymają się na nich loki. Czepek jest jednym z moich ulubionych elementów tej lalki :)

      Usuń
  6. Faktycznie, facepaint nie należy do bardzo udanych, ale kolor włosów wynagradza niedostatki. :) Strój też jest niezły, choć mnie akurat bardziej kojarzy się z "Domkiem na prerii" niż "Doktor Quinn". Jednakże na ładne "amerykańskie" lalki trochę cieniem kładzie się ponura historia i pogrom Indian. Choć może Osadniczka z Indianką na jednej półce się nie pogryzą. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? No niestety malunek Mattel'owi tu nie wyszedł, ale włosy są świetne. Bardzo lubię rude superstarki. Domek na prerii też przywodzi skojarzenia z tym czepkiem :) Co do historii, to istotnie ma ona swoje bardzo mroczne strony, ale w mojej witrynie Indianka i osadniczka żyją w pełniej harmonii :)

      Usuń
  7. Miałam Barbie z tej serii! To była pilgrim Barbie. Nie lubiłam jej z powodów, o których piszesz - miała wyjątkowo brzydki makijaż, a do tego ciężkie, krępujące ją ubranko. Nie dałam rady jej polubić. Ruda jest ładniejsza od mojej byłej paskudy, ale też mi w niej coś nie pasuje. Tak od razu to zmieniłabym jej czepeczek na biały, bo strój, choć ładnie odszyty, jest trochę zbyt ciężki, a to przez kwiatkową strukturę materiału, której nie równoważy jakiś delikatniejszy element

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pilgrim wygląda jak bardzo konserwatywna Purytanka i ja też za nią nie bardzo przepadam :) Seria oferuje znacznie piękniejsze lalki, jak ta cudowna Indianka superstarka, o jeżu kolczasty! Makijaż mojej Barbie jest toporny, ale z całkowicie niezrozumiałych dla mnie samej względów, bardzo ją lubię. Jest coś uroczego w tej jej brzydocie :)

      Usuń
  8. Ależ ona ma cudowną buzię! Taką trochę zatroskaną, ale bardzo miłą. No i chyba właśnie taka miała być, czy nie? Mnie się ona podoba właśnie taka <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie jest w niej coś trudnego do uchwycenia i zdefiniowania, ale lalka daje się lubić mimo kiepskiego malunku twarzy. To poczciwe Barbisko :)

      Usuń
  9. dokładnie mam to samo odczucie - przez
    nietrafiony makijaż wygląda jak klon w
    cudzych WSPANIAŁYCH CIUCHACH - dla nich
    samych bym pannicę zaprosiła :)))

    ale na usprawiedliwienie Mattela co do
    pomalowanyvh ust - może niewiasta szła
    na targ albo z wizytą - stąd ten makijaż...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O ciuchy są wspaniałe, takiej jakości i kunsztu wykonania teraz na próżno szukać. Ciuchy i włosy nadrabiają niedostatki w makijażu :)

      Usuń

Monstry dwie

  Pamiętam, gdy pierwszy raz zobaczyłam Monster High. Było to jakieś 9-10 lat temu, Młoda była jeszcze małą bambaryłką w wózku. Akurat ro b...