Nie mogę uwierzyć, że to dopiero
pierwszy wpis w lipcu, ale natłok spraw różnorakich, zmagania ze sprzętem oraz
krótki wyjazd do rodziny pierwszy raz od pół roku sprawiły, że blog nieco się
zakurzył. Miałam też zamiar zabrać z sobą jakąś winylówkę i zrobić jej zdjęcia
na tle pałacyku w moich rodzinnych stronach, ale okazało się, że pałacyk jest
obecnie w renowacji. Ucieszył mnie widok zabytkowego budynku otoczonego
rusztowaniami i obwieszonego banerami ekip remontowych. Dawno opuszczony
pałacyk ma teraz być oddany do użytku publicznego jako dom kultury i
biblioteka. Miło wiedzieć, że nie popadnie on już całkiem w ruinę, ale doczeka
się drugiego żywota. Gdy prace się zakończą, nie omieszkam zabrać tam lalek i
zrobić im sesję również w środku. Wracając do lalek, bohaterka dzisiejszego wpisu dołączyła do
witrynki już jakiś czas temu i nawet pojawiła się w moim wpisie rocznicowym,
ale musiała poczekać na swoje pięć minut, bo kompletnie nie miałam pomysłu jak
ją ugryźć. Zaczynam więc encyklopedycznie, bo Barbie należy do bardzo lubianej
w Stanach serii American Stories.
American Stories to seria ośmiu
lalek produkowanych na przestrzeni trzech lat. Miały one za zadanie w bardzo
przystępny sposób przybliżyć dzieciom historię Stanów Zjednoczonych. Pierwsze
trzy lalki w serii to Pilgrim Barbie, Pioneer Barbie oraz Colonial Barbie
(brunetka, ruda i blondynka). Lalki pakowane były w bardzo ładne pudełka z
ciekawą grafiką wyróżniającą się na tle zwyczajowych „pink boxów” choć same
były zasadniczo różowe. W pudełku można było znaleźć kilka gadżetów takich jak
mała broszurka opisująca dzieje Stanów Zjednoczonych, a ich bohaterką jest
właśnie Barbie. Lalki posiadały również jakieś drobne akcesoria typu kosz z
warzywami czy owocami lub baniak na mleko, więc nie były to typowe barbiowe
przydasie, które powtarzały się w innych seriach.
Źródło: https://barbie.mattel.com/shop
Źródło: https://barbie.mattel.com/shop
Lalki kosztowały oryginalnie ok $30 czyli jak
na tamte czasy wcale nie aż tak mało, ale za tą ceną kryła się niekwestionowana
jakość. Rok 1995 przyniósł Pioneer Shopkeeper, Civil War Nurse oraz American Indian
Barbie o twarzy Superstar, zaś 1996 zamyka serię wraz z Patriot Barbie oraz American
Indian Barbie #2 o moldzie Teresa. American Stories aż prosiła się o jakiegoś
Kena, ale świat Barbie zdominowany jest przez kobiety, więc cóż się dziwić, że
nawet w serii o historycznym kontekście wyparły one mężczyzn i to do takiego
stopnia, że Mattel wydał nawet bardzo ciekawą Barbie – George Washington Barbie
1996 pod wspólnym szyldem Mattel i FAO Schwarz Barbie! Na mojej liście życzeń
pozostają Pioneer Shopkeeper oraz Superstar Native American Barbie ponieważ
spóźniłam się z ich zakupem gdy miałam po temu okazję. Może innym razem.
Źródło: https://barbie.mattel.com/shop
Źródło: https://barbie.mattel.com/shop
Źródło: https://barbie.mattel.com/shop
Mojej Pioneer Barbie przyglądałam
się przez chwilę z zaciekawieniem nim dobiłam targu. Im więcej zdjęć mojej
Osadniczki przerzuciłam, tym większe miałam wrażenie, że to lalka … brzydka. Tkwiłam
w przekonaniu, że śliczne lico Superstar jest bardzo ciężko zepsuć, ale tym
razem Mattel’owi się to udało. Bardzo bladą, wręcz różową twarz Mattel
postanowił pomalować przy użyciu wyjątkowo topornej palety kolorystycznej. Oczy
jej zgniło-zielone obwiedzione są antracytem, nad nim zaś beżowy cień do
powiek. W tym zestawieniu jaskrawa, czerwona szminka wydaje się być nie na
miejscu, bo autorowi ewidentnie zależało na pewnej dozie realizmu – żony
osadników raczej nie miały czasu się malować, bo dzieliły go między pracą na
roli i wychowywaniu licznego potomstwa, które rodziły z narażeniem i często -
utratą życia. Podsumowując malunek twarzy Barbie, nie mogę się oprzeć wrażeniu,
że bardziej przypomina ona klona niż oryginalny produkt, taki z prawego łoża.
Lalka nie jest najpiękniejszym
egzemplarzem w mojej kolekcji, do tego ma wyraz twarzy głuptasa (oj Mattel’u),
ale przy tym wszystkim nie można jej odmówić pewnego trudnego do określenia
uroku. Lalka chwyciła mnie za serce, pomyślałam, że tej brzyduli na pewno nikt
inny nie zechcę, więc ja ją przygarnę. No i w ten sposób przybyło do mnie to
biedne brzydactwo o potarganych (nigdy nie czesanych) kanekalonowych włosach,
które bardzo posłusznie dały się ułożyć w loki typu „kiełbaska”. Ona ma
naprawdę śliczne włosy w barwie miedzi i to jest cecha tej lalki, którą ja
cenię najbardziej. Nie mogłam się oprzeć by nie sfotografować tych włosów. Loki
trzymają się bardzo dobrze bez zbędnego utrwalenia. Jak nie lubię pracować z
kanekalonem, tak ten okazał się być bardzo wdzięczny i chętny do współpracy.
Myślę, że była owocna.
Mattel nieraz mocno się pomylił
odwzorowując stroje lalek z serii Dolls of the World, więc pragnę wierzyć, że
ubiór American Stories Barbie jest poprawny historycznie i w miarę autentyczny.
Nawet jeśli tak nie jest, nie można mu odmówić staranności wykonania, a
materiały wydają się być bardzo dobrej jakości. Przynajmniej tak jest w przypadku
mojej Pioneer Barbie, której ubiór składa się z sukni oraz czepka, powinny być
również brązowe, skromne baleriny, ale zaginęły w pomroce dziejów. Czepek
posiada satynową, łososiową podszewkę i obszyty jest kremową koronką. Kokarda,
również łososiowa, jest nierozwiązywalna, ale czepek posiada metalowy zatrzask,
więc łatwo jest go zdjąć i ponownie założyć lalce. Suknię uszyto i udekorowano
w podobny sposób co czepek i dodam, że nie ma tu miejsca na paskudny rzep, są
plastikowe zatrzaski. Są też perłowe koraliki imitujące guziczki. Uwielbiam ten
strój, przypomina mi Doctor Quinn! Ach jak wspaniale wyglądałaby razem z
Pioneer Shopkeeper. Moja Barbie niestety zagubiła swój kosz z jabłkami, stojak
i książeczkę.
Dzisiejszy wpis utwierdził mnie w
przekonaniu, że uwielbiam nie tylko moją brzydulę, ale z przyjemnością
przygarnęłabym zdecydowaną większość serii American Stories. No i w taki oto
sposób lista życzeń się rozrasta, bo na miejsce jednej lalki, którą z niej
skreślam wskakuje kolejne pięć. To jak ucinać łeb hydrze lernejskiej!
No i ciekawostka-jestem zagorzałą przeciwniczką superstarek-a ten właśnie konkretny egzemplarz uznawany przez Ciebie za wyjątkowo brzydki, o malunku oka zepsutym przez Mattela-dla mnie jest jak jeden z najbardziej udanych i przyjemnych lalek o tym moldzie ! Jak to gusty się nie pokrywają.I nie twierdzę tego przez przewrotność. Naprawdę tak uważam. Fajna lalka (choć nadal nie w mojej stylistyce ) :)
OdpowiedzUsuńJak wspaniale, że w świecie lalek każdy znajdzie coś dla siebie :) Ja na ten przykład uwielbiam superstarki, są moją największą lalkową miłością i mogłabym mieć ich na pęczki i jeszcze więcej :) Moja brzydulka ma nie najpiękniejszy malunek twarzy, ale jest w niej coś niewinnego i po prostu uroczego. Dlatego wdzięczy się na najwyższej półce witrynki, w pierwszym rzędzie i zepchnęła na tyły o wiele piękniejsze lalki. Ot tak się rozpanoszyła :) Cieszę się, że Ci się spodobała!
UsuńOna jest przeurocza, ma w sobie taki niewinny wdzięk jelonka Bambi, a już ciuszki - łącznie z czepkiem - to prawdziwe majstersztyki. Miodzio! Kolor włosów panny rewelacyjnie komponuje się z kolorystyką stroju - gratuluję tak uroczego dziewczęcia <3/Wiktoria
OdpowiedzUsuńWłaśnie ten jak to ujęłaś "niewinny wdzięk" plus rude włosy mnie ujęły i dlatego lalka przybyła i zostaje! Muszę mieć jeszcze tą drugą pionierkę, razem będą się prezentować wspaniale :)
UsuńNo nie wiem, może to przez moją słabość do rudzielców wszelakich, ale ja tam się nią zachwycam! Za nic bym jej brzydulką nie nazwała... :)
OdpowiedzUsuńCała seria ogromnie mi się podoba. :)
Ja też lubię rudzielce i pewnie dlatego nie mogłam jej się oprzeć. Włosy ma cudne, mimo, że to kanekalon. Pyszczek też słodki, mimo tego nieszczęsnego doboru kolorów. Na półce z DotW nawet ładniejsze egzemplarze musiały ustąpić jej miejsca w pierwszym rzędzie :)
UsuńPiekna <3 <3 U mnie dawno temu zamieszkala Indianka :)
OdpowiedzUsuńJak ja tą Indiankę uwielbiam. Jeszcze przyjdzie czas, że zamieszka w witrynce :)
UsuńRude włosy, czepek, sukienka - to sprawia, że panna podoba mi się bardzo. I w dodatku nieśmiertelny mold superstar. Nawet makijaż mi nie przeszkadza.
OdpowiedzUsuńTak, te rude pukle nadrabiają niedostatni makijażu, są mięciutkie i bardzo dobrze trzymają się na nich loki. Czepek jest jednym z moich ulubionych elementów tej lalki :)
UsuńFaktycznie, facepaint nie należy do bardzo udanych, ale kolor włosów wynagradza niedostatki. :) Strój też jest niezły, choć mnie akurat bardziej kojarzy się z "Domkiem na prerii" niż "Doktor Quinn". Jednakże na ładne "amerykańskie" lalki trochę cieniem kładzie się ponura historia i pogrom Indian. Choć może Osadniczka z Indianką na jednej półce się nie pogryzą. ;)
OdpowiedzUsuńPrawda? No niestety malunek Mattel'owi tu nie wyszedł, ale włosy są świetne. Bardzo lubię rude superstarki. Domek na prerii też przywodzi skojarzenia z tym czepkiem :) Co do historii, to istotnie ma ona swoje bardzo mroczne strony, ale w mojej witrynie Indianka i osadniczka żyją w pełniej harmonii :)
UsuńMiałam Barbie z tej serii! To była pilgrim Barbie. Nie lubiłam jej z powodów, o których piszesz - miała wyjątkowo brzydki makijaż, a do tego ciężkie, krępujące ją ubranko. Nie dałam rady jej polubić. Ruda jest ładniejsza od mojej byłej paskudy, ale też mi w niej coś nie pasuje. Tak od razu to zmieniłabym jej czepeczek na biały, bo strój, choć ładnie odszyty, jest trochę zbyt ciężki, a to przez kwiatkową strukturę materiału, której nie równoważy jakiś delikatniejszy element
OdpowiedzUsuńPilgrim wygląda jak bardzo konserwatywna Purytanka i ja też za nią nie bardzo przepadam :) Seria oferuje znacznie piękniejsze lalki, jak ta cudowna Indianka superstarka, o jeżu kolczasty! Makijaż mojej Barbie jest toporny, ale z całkowicie niezrozumiałych dla mnie samej względów, bardzo ją lubię. Jest coś uroczego w tej jej brzydocie :)
UsuńAleż ona ma cudowną buzię! Taką trochę zatroskaną, ale bardzo miłą. No i chyba właśnie taka miała być, czy nie? Mnie się ona podoba właśnie taka <3
OdpowiedzUsuńNo właśnie jest w niej coś trudnego do uchwycenia i zdefiniowania, ale lalka daje się lubić mimo kiepskiego malunku twarzy. To poczciwe Barbisko :)
Usuńdokładnie mam to samo odczucie - przez
OdpowiedzUsuńnietrafiony makijaż wygląda jak klon w
cudzych WSPANIAŁYCH CIUCHACH - dla nich
samych bym pannicę zaprosiła :)))
ale na usprawiedliwienie Mattela co do
pomalowanyvh ust - może niewiasta szła
na targ albo z wizytą - stąd ten makijaż...
O ciuchy są wspaniałe, takiej jakości i kunsztu wykonania teraz na próżno szukać. Ciuchy i włosy nadrabiają niedostatki w makijażu :)
Usuń