Dzisiejszy wpis skleciłam już kilka dni
wcześniej, umieściłam na blogu jako brudnopis i tylko starałam się nie
zapomnieć by go dziś opublikować. Bohaterka dzisiejszego wpisu, Happy
Holidays Barbie 1996, dołączyła do mojej kolekcji jeszcze gdy sierpniowe
słońce przypiekało niemiłosiernie, a temperatury na dworze osiągały
nieznośne wartości. W taką właśnie pogodę wybrałam się do paczkomatu po
moją zimową lalkę nie zważając na udar słoneczny, a że taka aura nie
współgrała z moją Królową Śniegu, musiała sobie ona poczekać kilka
miesięcy na swój debiut na blogu. Śnieg i mróz za oknem, a w domu
ciepłe, kolorowe światła choinki do niej pasują o wiele bardziej, a na
widok takiej kombinacji powracają wspomnienia, bo Barbie bardzo mocno
kojarzy mi się ze Świętami Bożego Narodzenia. W czasach mojego
dzieciństwa Barbie była bardzo kosztowna, nawet zwykła plażówka. Nie
dostawało się jej z powodu byle błahej okazji, ale często liczyłam na
to, że pod choinką znajdę lalkę Barbie lub coś z nią związanego.
Marzenia napędzały reklamy Barbie prezentujące kilka lalek sezonu, a
wszystkie chciałam mieć. No może chociaż jedną, bo na kilka nie można
było liczyć.
Happy Holidays 1996 to moja ulubiona
lalka z całej serii, polowałam na nią długo, ale pozostawała poza moim
zasięgiem, aż pewnego wieczoru mało nie zachłysnęłam się zieloną
herbatką gdy zobaczyłam ją na allegro. Podejrzewam, że jej poprzedni
właściciel nie zdawał sobie sprawy z wartości tej lalki, dość że udało
mi się ją zakupić całkiem nową i zapudekowaną. No powiedzmy, bo pudełko
dosłownie rozpadło mi się w rękach minutę po wyjęciu go z kartonu –
taśmy i kleje puściły i oba ciężkie, plastikowe wieczka odpadły od
bocznych, przeźroczystych ścianek. A wydawałoby się, że pudełko zostało
zaprojektowane w taki sposób, by dorosły kolekcjoner mógł jak najlepiej
wyeksponować lalkę w nim zamkniętą bez wyjmowania jej z kartonika.
Pudełko posklejałam jak umiałam, bo nawet najbardziej zdezelowanych
kartonów nie wyrzucam, a poza tym przeogromnie podoba mi się tylna
grafika. Dosłownie można by ją oprawić w ramkę i powiesić na ścianie. W
pudełku poza samą lalką znalazłam również jej złoty stojak oraz szczotkę
do włosów w kolorze burgundu.
Tak sobie myślę, że gdybym w
dzieciństwie stanęła przed półką sklepową wypełnioną lalkami Barbie, to
nie zabrałabym z sobą do domu Holiday ’96, ale teraz jako osoba dorosła
doceniam jej kolekcjonerski charakter i poza tym, że zgięłabym jej ręce w
90 stopni, nie zmieniłabym w niej absolutnie nic. Kiedyś jeden z moich
ulubionych bloggerów napisał o niej, że lalka wygląda jakby była
zrobiona z porcelany i ja też mam takie samo odczucie. Holiday ’96 ma
bardzo bladą cerę, wręcz różową, co jeszcze bardziej podkreślają jej
platynowe, kanekalonowe pukle. Jasna cera, która jest jej znakiem
rozpoznawczym, znakomicie kontrastuje z jej ciemnym makijażem. Kocie
oczy Holidayki podkreśla mocny, czarny eyeliner oraz suto nałożona
mascara. Lalka ma na powieki naniesione dwa cienie, choć prawie tego nie
widać – przydymiony szary oraz łososiowy. Mattel od zawsze lubował się w
dwubarwnych tęczówkach, ale tym razem poszalał, bo oczy Holiday
namalował aż trzema odcieniami fioletu. Efekt dopełnia ciemno czerwona
pomadka, która znakomicie komponuje się ze strojem lalki.
Strój Holiday ’96 jest niesamowicie
dopracowany i bogaty i składa się z 4 części- złota, kaskadowa spódnica
(z tyłu uszyta z białej siateczki) stanowi odrębną część ubioru lalki.
Na spódnicę narzucono coś na kształt płaszczu z aksamitu w kolorze
burgundu. „Płaszcz” obszyty jest połyskującą plecionką, a z przodu
ozdobiono go trzema „złotymi” guzikami wysadzanymi „rubinami”. Rękawy i
kołnierz płaszczu wykończony jest białym futerkiem, z którego również
uszyto mufkę i czapkę lalki, a tą dodatkowo zdobi kokardka, złota
śnieżynka i pojedynczy „rubin”. Strój Holiday jest już na tyle bogaty,
że do zestawu dobrano bardzo skromną biżuterię – standardowy zestaw
kolczyków i pierścionka w kolorze złotym z diamentowym szlifem. Buty
lalki to klasyczne kajaki w kolorze burgundu.
Jak do tej pory udało mi się
skompletować 3 spośród 10 Happy Holidays Barbie wydanych w latach
88-97, później niestety mój ukochany superstar zamieniono na Mackie, a
ten jakoś szczególnie do mnie nie przemawia. I tym razem nie oparłam się
zrobieniu zdjęcia grupowego. Oto moje Holidayki: roczniki ’90, ’96 i
’97. Tym czasem robiąc ostatnio zakupy w markecie i przedzierając się
przez stoiska z zabawkami, które całkowicie zdominowały market,
zatrzymałam się przy lalkach Barbie. W oko wpadł mi ciekawy dwupak
Barbie i Kena cukierników ubranych w fartuszki. Zestaw na pierwszy rzut
oka wydawał się być bardzo ładny i nawet rozpatrywałam kupienie go dla
pewnej dziewczynki w mojej rodzinie, ale o zgrozo, wszystkie cztery
dostępne w sklepie zestawy były nie do przyjęcia! Ken, choć z lekka
lalusiowaty, jeszcze się jakoś trzymał czego nie można powiedzieć o
Barbie! Śliczna buzia o moldzie Millie wyglądała wręcz karykaturalnie z
oczami zbyt dużymi, różnej wielkości, osadzonymi za nisko lub za wysoko i
ustami namalowanymi po prostu krzywo zupełnie jakby poddała się
nieudanej operacji plastycznej! Wyszłam więc ze sklepu bez Barbie, a w
domu nie mogłam się nadziwić, że nawet najbardziej zmasakrowane z moich
trupów po kąpieli i innych zabiegach pielęgnacyjnych prezentują się
znacznie lepiej niż takie współczesne nówki zapakowane w błyszczące
pudełka. No, ale dość tego psioczenia, Holiday ’96 życzy wszystkim
czytającym moje wypociny radosnych, spokojnych Świąt Bożego Narodzenia, a
pod choinką mnóstwa lalek!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz