Zawsze uważałam Sweet Roses P.J. 1983 za
śliczną, uroczą lalkę, ale nie doceniałam jej w pełni obrawszy sobie
Dream Date P.J. za najdoskonalsze oblicze headmoldu Steffie 1971. Nie
potrzeba wnikliwej analizy by stwierdzić, że za wyjątkiem moldu obie
lalki nie mają z sobą absolutnie nic wspólnego i różne są jak dzień do
nocy. Dream Date pozostaje nadal nieuchwytna, tym czasem Sweet Roses
zaczęła się coraz częściej pojawiać to na aukcjach na Allegro, to na
licznych blogach innych kolekcjonerów uśmiechając się łagodnie z ekranu
laptopa, aż nabrałam pewności, że moja kolekcja nie może istnieć bez tej
cudnej lalki.
Sweet Roses przybyła w bardzo dobrym
stanie, zadbana, czysta i pachnąca, ale tego właśnie spodziewałam się po
jej poprzedniej właścicielce, od której pochodzą co najmniej 3 moje
inne lalki. Prześliczne, drobne loczki P.J. nie były czesane przez 35
lat, więc ciut się zmierzwiły. P.J. potrzebne były zabiegi fryzjerskie,
bo groziło jej, że wkrótce zacznie przypominać coś pomiędzy pudlem, a
Bobem Marley'em. Dzięki mojej czytelniczce odkryłam genialny tutorial na
blogu Kraina Wiecznych Łowów. Kolekcjonerka objaśniała tam, że mimo
upływu lat przy odpowiednim potraktowaniu loków, mogą one odzyskać swój
fabryczny skręt.
Tak więc zabrałam się do pracy. Loczki
wciąż upięte w kucyk zanurzyłam w ciepłej wodzie na kilka sekund, a po
wystudzeniu każdy z osobna przeczesałam na mokro grzebieniem. Nie mogłam
ich niestety wyciągać jak wstążkę zgodnie z tutorialem, bo zepsułabym
idealne uczesanie górnych partii włosów, więc rezultat być może nie jest
aż tak spektakularny, ale loki znów są wyraźne i bliskie swojej
oryginalnej formy. Nie tylko uczesanie lalki zasługuje na uwagę, ale
również kolor włosów. Ciepły i miły dla oka brąz miesza się z blondem w
miodowym odcieniu, co daje absolutnie niesamowity efekt.
Lalka jest bardzo rozpoznawalna nie
tylko z racji swojego uczesania, ale przede wszystkim za sprawą
prześlicznego, urzekającego wręcz facepaintu. Oczy w barwie lawendy
podkreśla subtelnie rozmyty fiołkowy cień na powiekach usłanych gąszczem
rzęs. Wydatne usta zostały potraktowane malinową, błyszczącą szminką, a
brwi o łagodnym łuku nadają lalce bardzo niewinnego spojrzenia.
Porównałam ją z moją Nurse Whitney i aż nie mogłam uwierzyć jak różny
jest odbiór obu lalek, które przecież dzierżą ten sam headmold!
P.J. przybyła w swojej oryginalnej
sukni, która zgodnie z reklamą Mattel’a pachniała różami 35 lat temu gdy
ją wyprodukowano. Kreacja zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Pięknie
udrapowana satyna (poliester) w dwóch odcieniach różu układa się na
kształt płatków róż, z których każdy podszyty jest tiulem, by
niepotrzebnie ich nie obciążyć. Mimo braku ramiączek suknia pozostaje na
swoim miejscu, gorset trzyma swój fason z tyłu spięty dwoma metalowymi
zatrzaskami.
Na stópkach z wyraźnie zaznaczonymi
paluszkami P.J. ma różowe klapeczki na szpilce, które niestety z wiekiem
popękały, jednak bardzo się cieszę, że poprzednia właścicielka
dołączyła je do zestawu, bo tego rodzaju buty są rzadkością. Miłym
zaskoczeniem były również dodatkowe akcesoria w postaci szczotki i
grzebyka, których się nie spodziewałam. Lalce brak jedynie kilku
różyczek na tasiemkach, którymi można było przyozdobić jej włosy czy
też suknię, wzięłam więc igłę w dłoń i popełniłam małe rękodzieło.
Oryginalne różyczki bardziej mi się podobają, ale te również wyglądają
uroczo.
P.J. jest prześliczna i jedyna w swoim
rodzaju, urzeka niewinnością i delikatnością. Ach gdyby Mattel pokusił
się o odtworzenie tego wizerunku w wersji playline, miałabym gotowy
prezent dla wszystkich dziewczynek w mojej rodzinie, włącznie z moimi
córeczkami.
Tak sobie przegladam co masz ciekawego jeszcze na blogu bo ja pojawiam sie i znikam wiec nie zawsze udaje mi sie odkryc jakis nowszy lalkowy blog.
OdpowiedzUsuńNo i znow trfilam na cudna lalke. Ja tez lubie jej koloryt i facepaint tak samo jak piekna suknie i dodatki <3 Szkoda ze teraz juz takich nie robia bo choc lubie mtm czy nawet byle jak zrobione fashionistas to jednek urok dawnych SS powala.
Cieszę się, że mój znalazłaś. Ja Twój znam od dawna, ale masz takie boskie lalki, że czasem nie znajduję słów pochwały dla ich urody i milczę w zachwycie.
UsuńSweet Roses jest wyjątkowa, ma tak słodki wyraz twarzy. Co do mtm czy fashionistek, to jak dotąd żadna nie znalazła się w mojej kolekcji, choć Tropi Cutie już raz w koszyku marketowym wylądowała, ale odłożyłam na półkę. Tyle jest archiwalnych lalek, o których marzę, że te współczesne jakoś przy nich .... bledną.
Ojej milo mi bardzo. Gdzie tam boskie...moje to przewaznie trupki przywrocone do zycia ale i tak je kocham i sie nimi ciesze.
UsuńTak Sweet Roses jest cudna, moja jeszcze nie miala swoich 5 min na blogu choc mam ja co najmniej 5 lat.No ale moze kiedys sie doczeka ;)
Ja jak tylko mam czas to buszuje po blogach tyle ze osttanimi czasy troche zdrowko zaszwankowalo wiec przerwa byla w blogowaniu choc udzielam sie na grupach barbiowych na FB :D
Wspolczesne lalki sa robione byle jak i maja byle jakie stroje wiec nic dziwnegoze wszyscy wzdychaja do tego co stare ale wciaz piekne.
Mam nadzieję, że ze zdrówkiem to nic poważnego i to jedynie chwilowe. Dużo zdrówka życzę.
UsuńTrupki reanimowane mają wartość dodaną. Poza tym, że to wspaniałe archiwalne lalki, to tym są piękniejsze, ile w ich odrestaurowanie pracy i czasu włożymy. Ja moje trupki uwielbiam wcale nie mniej niż te lalki, które przybyły w swoich pudełkach. Podzielam Twoje zdanie co do współczesnych lalek.
No niestety u mnie to rzeczy przewlekle ale jakos sobie radze. Przede wszystkim Alergia i astma daje mi popalic no ale kto nie ma jakichs problemow ;) trzeba sie cieszyc tam co jest.
UsuńA co do trupkow to masz calkowita racje <3 Ja tez przez to bardziej je kocham.
Alergia i astma są w mojej rodzinie, więc i ja je znam. Uporczywe paskudztwa!
Usuń