Pewnego wieczoru, uzupełniając stan
stojaków, przyjrzałam się moim winylówkom i zdałam sobie sprawę, że mam
poważne braki w superstarowych brunetkach. Doszłam do wniosku, że czas
już wyciągnąć łapki po pewną brunetkę, która chodziła mi po głowie już
od czasu, gdy jej rudowłosa siostra dołączyła do mojej kolekcji.
Zapolowałam więc na Brunetkę z jednej z moich ulubionych serii z lat
90-tych - Paint'n Dazzle Barbie 1993. Oto i ona:
Kilka miesięcy temu opisywałam pewną
Rudą, która tak mnie prześladowała, że aż udało jej się w końcu wedrzeć
na salony pomiędzy moje strojne bezy i wcale się przy tym nie
przejmowała niewyjściowym ubiorem. Brunetka z tej serii schwyciła mnie
za serce równie mocno (za wątrobę, żołądek, trzustkę i szereg innych
narządów wewnętrznych też), ale z nią już nie było tak łatwo. Na allegro
nie występowała wcale, na Olx pojawiła się jedna, ale z przyciętymi
włosami i w stroju zastępczym. Na szczęście zdążyłam się już
zaprzyjaźnić z eBay’em, gdzie Brunetka dostępna jest w wielkiej
obfitości. Znalazłam więc mój egzemplarz, zalicytowałam i w końcu jest –
Paint’n Dazzle Barbie 1993 the Brunette.
Serię Paint'n Dazzle 1993 opisałam już
przedstawiając Rudą, jednak w międzyczasie odkryłam, że miała ona dużo
więcej do zaoferowania, niż myślałam. Po pierwsze, Blondynka wydana
została w dwóch wariantach - standardowym, czyli lalka plus okropne i
całkiem niepotrzebne akcesoria dekoracyjne oraz gift set powiększony o
dodatkowy strój. Myślę, że to bardzo dobry pomysł, bo spośród całej
brygady, Blondynce dostał się moim zdaniem najmniej ciekawy strój. Co
się zaś tyczy strojów, to Mattel wypuścił na rynek również serię ubrań,
to tak na wypadek, gdyby ktoś nie był do końca zadowolony z wyników
swojej kreatywności z użyciem farbek i cekinów. Co prawda Ken i Skipper
nie należą do serii, ale firma zadbała i o nich oferując stroje
dedykowane tym postaciom, tak by i oni mogli wyskoczyć na miasto cali
umazani farbami i obsypani cyrkoniami. Ale to jeszcze nie wszystko.
Kolorowa ekipa Paint'n Dazzle nie musiała chodzić na piechotę, dostali
swoje własne auto i to nie byle jakie - kabriolet, który też można było
własnoręcznie ozdobić. Nietuzinkowy koncept muszę przyznać, gdybym nie
widziała reklamy na własne oczy, to chyba bym nie uwierzyła.
Brunetka przybyła owiana zapachem
stęchlizny, ale nie przejmuję się tym faktem. Niejedna moja lalka
pachniała niczym babcina szafa po przybyciu. Z czasem, w otoczeniu
normalnego, neutralnego zapachu stęchlizna ulatuje. Nie trzeba się
gimnastykować. Poza tym Brunetka jest idealna w każdym calu. Jej
kanekalonowe włosy są mięciusie, błyszczące i jedwabiste w dotyku,
zupełnie jak u Rudej z tej serii. Włosy są tak niebywale nie-watowate
jak na kanekalon, że byłam przekonana, iż to saran. Dopiero na blogu
pewnej pani, która Barbie kolekcjonuje już od przeszło 20 lat
dowiedziałam się, że cała seria ma wszczepiony kanekalon. Rzeczywiście,
jak na saran, włosy są zbyt lekkie i cienkie, ale z kolei jak na
kanekalon, są one zbyt błyszczące i sypkie. Tak czy siak, włosy w
odcieniu gorzkiej czekolady wystylizowano w typowy dla tamtych czasów
sposób- część włosów upięto w kucyk nad czołem i pokarbowano, a resztę
puszczono luzem. Grzywka jest, a jakże!
Wspominałam już, że uwielbiam fioletowe
oczy u lalek? Wspominałam. Jest to jeden z powodów, dla którego wybrałam
tę właśnie Brunetkę spośród całego grona superstarek o tym kolorze
włosów. Fiolet jej oczu jest w dwóch odcieniach, zaś na powiekach dwa
perłowo-różowe cienie do powiek, usta lalki potraktowano magentą i nie
poszczędzono jej różu na policzkach. Kolor brwi oraz włosów sprawiają,
że Brunetka zdaje się mieć ciemniejszą karnację od Rudej, ale to tylko
złudzenie optyczne.
Wreszcie przechodzimy do stroju, który
bywa krytykowany przez innych kolekcjonerów jako kiczowaty, mimo iż sama
Brunetka ogólnie się podoba. Ja jednak kocham ten kicz! Jest super!
Kicz przejawia się tu w workowatej kurteczce, każda lalka z tej serii
taką posiada. Kurteczka uszyta jest z materiału, który udaje jeans, ale
robi to bardzo zgrabnie i co najważniejsze, dookoła, a nie tylko od
frontu. Fioletowy niby-jeans odcina się rzędem złotych cekinów od
kwiatowej wstawki, bardzo wesołej i kolorowej. To właśnie te kwiaty
sprawiły, że wybrałam tą właśnie lalkę, którą najpierw musiałam
wylicytować, choć dwie aukcje niżej Brunetka dostępna była w opcji kup
teraz i to w prawie identycznej cenie. Owa kurteczka występuje również w
drugim wariancie – z pomarańczowymi, zielonymi i niebieskimi
geometrycznymi wzorkami oraz jakby lamparcimi cętkami.
źródło: https://pl.pinterest.com/pin/505388389405335515/. brunette
W latach 90-tych Mattel wydał kilka
brunetek o moldzie superstar, ale spośród nich wszystkich moje ulubione
to właśnie Paint’n Dazzle oraz Holiday Treats 1997 oraz niekwestionowana
królowa - Happy Holidays 1997. Moją Brunetkę uwielbiam za jej pogodną
buzię, śliczne włosy i cały ten fiolet, który ją otacza. To mój ulubiony
kolor. Lalki choć piękne, posiadają jeden mankament, o którym
pomyślałam że wspomnę choć mnie on osobiście wcale nie przeszkadza. Obie
lalki stoją w jakby lekkim rozkroku, co spowodowane jest ułożeniem w
pudełku. Taka poza, jakkolwiek wymuszona odsiadką w pudle, pasuje do ich
stylu, stroju i nadaje im pewnej zadziorności. Pewnie można tą wadę
naprostować, ale ja ingerować nie będę. Poniżej moje dwie superstarki z
serii Paint’n Dazzle. Która Wam się bardziej podoba? Pozdrawiam
cieplutko.
Kurczę, współczesne Barbioszki są oczywiście ciekawe, bardzo zróżnicowane, ale niech mi nikt nie mówi, że panny z tamtych lat nie miały tego czegoś... Tego się chyba już nie da powtórzyć i trochę żal...
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Tobą, nawet reprodukcje dawnych lalek to nie jest dokładnie to co oryginał, choć taką Day to Night bym nie pogardziła :) Współczesne za to potrafią zaskoczyć, ja się nie mogę nadziwić Barbie na traktorze, no rewelacja!
Usuń