Spędzając tegoroczny urlop w rodzinnych
stronach odbyłam podróż sentymentalną do miejsc i czasów, które wiążą
się dla mnie z lalkami, a wraz ze mną udały się trzy białogłowy –
Midnight Princess 1997, Happy Holidays 1990 i Royal Romance 1992. Podróż
ta była niezamierzona, pakując walizki na urlop nie uwzględniłam
miejsca bagażowego dla żadnej z moich lalek, ale spędzając czas u
rodziny nabyłam trzy wcześniej wspomniane piękności. Urlop uważam za
udany pod każdym względem, również lalkowym, dwie pierwsze panny
plasowały się wysoko na mojej liście życzeń, a trzeciej zwyczajnie nie
mogłam się oprzeć.
Wracając do miejsc, które poniekąd
kojarzą mi się z lalkami – jednym z nich jest miejscowy park, bardzo
malowniczy, choć niewielki. Mijając bramę parku naszym oczom ukazuje się
przepiękny, wiekowy platan, z którego w dzieciństwie zwieszałam się jak
małpka- idealne drzewo do uprawiania mrożącej krew w rodzicielskich
żyłach wspinaczki. Opodal platana znajduje się rozległy staw, a w jego
tafli odbija się budynek, umiejscowiony w sercu parku. Jest nim urokliwy
dwór z drugiej połowy XVIII wieku, w którym kiedyś znajdowało się
przedszkole, do którego uczęszczałam.
Niegdyś nie doceniałam tego malowniczego
parku, ale i od czasu, gdy wyprowadziłam się do miasta przeżył on
metamorfozę. Niestety ni e można tego powiedzieć o pałacyku, który z
roku na rok coraz bardziej ulega niszczycielskiej mocy upływającego
czasu. Myśl o podupadającym budynku napawa mnie smutkiem, ale jego widok
przywołuje radosne wspomnienia, również te lalkowe.
W przedszkolu, a raczej zerówce
posiadałam już moją pierwszą Barbie, którą była Super Star 1988.
Ubolewam, że została w domu, znakomicie odnalazłaby się w cieniu
rozłożystego platana, w jej tle pałacyk. Na razie godnie zastępują ją
trzy inne lalki. Moją Super Star przynosiłam w plecaczku do przedszkola,
towarzyszyła mi w zabawach z koleżankami. Która z nas nie marzyła wtedy
o oryginalnej Barbie z Pewexu, albo chociaż o substytucie w postaci
klona.
O moją Super Star zawsze starałam się
dbać, choć dziecku trudno to przychodzi. Barbie zniosła wiele - obijała
się w plecaczku z motywem Małej Syrenki o rozmaite i absolutnie
niezbędne do funkcjonowania przedszkolaka przedmioty, takie jak szczotka
do włosów dla Barbie, kredki Bambino, kamienie, patyki i pudełko na
kanapkę, której nigdy, ale to przenigdy nie zjadałam.
Barbie wspinała się ze mną na wcześniej
wspomnianego platana i razem ze mną brała udział w wyścigach rowerowych
wokół niego. Moja Super Star latami towarzyszyła mi w zabawach. W
międzyczasie dołączyły inne, takie jak United Colors of Benetton, Sun
Sensation oraz Cool Looks. Swój epizod miały również bliżej
niezidentyfikowana Pocahontas oraz Steffi Love ubrana w strój
narciarski, jednak to Super Star była dla mnie wyjątkowa.
W późniejszych latach zarówno Super
Star, jak i inne moje Barbie bardzie posiadałam niż się nimi bawiłam
przejawiając wczesną tendencję do kolekcjonowania, aż nadszedł czas gdy
postanowiłam „wyrosnąć” z lalek i oddać je młodszym siostrom, co okazało
się tragiczne w skutkach dla moich Barbie. Bolesne szczegóły ominę,
wspomnę jedynie, że moje siostry były bardzo dociekliwe i chciały na
własne oczy zobaczyć co się kryje w nogach lalek, że się one tak fajne
zginają i klikają.
Nie była to oczywiście ich wina. Moje
siostry są dużo młodsze ode mnie i wychowały się w innych czasach i
rzeczywistości, w której Barbie była już bardziej dostępnym i mniej
luksusowym artykułem. Ponieważ siostry były z natury destrukcyjne jako
małe dziewczynki, ja mogłam bez skrupułów i zażenowania sprawdzać czy
ich Bratz nie doznały w ostatnim czasie jakichś kontuzji, przy okazji z
zaciekawieniem obserwować jak zmieniał się wizerunek laki typu fashion.
Cóż, ja może i postanowiłam w pewnym
momencie wyrosnąć z lalek, ale chyba one nie wyrosły ze mnie i powróciły
w moim dorosłym życiu, już w nieco innej postaci, jednak nadal
przysparzają wiele radości, wcale nie mniej niż kiedy bawiłam się nimi
jako mała dziewczynka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz