Happy Holidays 1990 jest pierwszą Barbie
jaką zamarzyło mi się posiadać już w dorosłym życiu. Było to na długo
przed powstaniem moje kolekcji, a ja nie sądziłam wtedy, że kiedykolwiek
uda mi się ją zdobyć. Jest zatem dla mnie szczególną lalką, ale mimo to
dość długo zwlekałam z jej kupnem. Działo się tak dlatego, że pomimo
swojej relatywnie dużej dostępności, jej cena w naszym kraju nadal
utrzymuje się na dość wysokim poziomie. Jednak dopisało mi szczęście, a
cierpliwość została nagrodzona gdyż udało mi się nabyć Happy Holidays od
sprzedawcy, który skłonny był rozstać się z nią za sumę nie prowadzącą
do bankructwa.
Barbie przybyła do mnie w znakomitym stanie, biorąc pod
uwagę, że pochodziła z drugiej ręki. Gdy otworzyłam kartonik, doznałam
eksplozji … różu. Nie powinno mnie to w żaden sposób dziwić. Już przed zakupem
lalki znałam niemal każdy jej szczegół, a mimo to pierwsze wrażenie na żywo było
piorunujące. Róż jej sukni był wszechogarniający i przyznam szczerze,
potrzebowałam chwilki na przywyknięcie do niego zanim byłam w stanie
zarejestrować cokolwiek innego poza kolorem stroju Barbie. A jest co
rejestrować!
Niestety po latach zamknięcia w
tekturowym kartonie gdzieś w czeluściach piwnicy czy też strychu, ślad
zaginął po zawieszce na choinkę, stojaku oraz butach lalki. Na szczęście
miałam jedną parę różowych szpilek, których odcień idealnie pasuje do
jej stroju, a jako, że gwiazdy zdobiące jej włosy i suknie nadal
znajdują się na swoim miejscu, można powiedzieć, że jest mniej więcej
kompletna.
Barbie przybyła w oryginalnej i
kompletnej biżuterii – kolczykach, pierścionku i naszyjniku. Pierwsze
dwa elementy są dość powtarzalne jeśli chodzi o ich design, jednak ich
zielonkawy kolor nadaje im unikatowości. Szczególnie przypadł mi do
gustu naszyjnik Barbie, jest skromny dzięki czemu stanowi zrównoważenie z
pełną przepychu suknią.
Suknia Holiday jest piękna i znakomicie
wykonana. Mnogość warstw tiulu nadaje jej zwiewności, a obniżona talia
dodaje wdzięku lalce. Materiał jest wspaniale udrapowany i bardzo dobrze
się układa. Na uwagę zasługuje obszycie dekoltu i ramion, a mnie
osobiście przywodzi na myśl bardzo śmiałą i awangardową modę, którą
podziwiałam niegdyś w „Dynastii”. Taką suknią nie wzgardziłaby Alexis,
szczególnie gdyby zapodano jej kreację w czerni i złocie. Jedynym
minusem stroju lalki jest jego zapięcie – piękny, zwiewny tiul nie ma
szans w kontakcie z wrednym rzepem. Gdzie się podziały metalowe
zatrzaski?
Oczywiście mając przed oczyma kompletną
lalkę można by uznać, że suknia jest jej najbardziej charakterystycznym
elementem, jednak o jej kupnie zawarzył przepiękny facepaint. Jest on
dla mnie bardzo rozpoznawalny, a lalkę można łatwo zidentyfikować nawet
bez jej stroju. Oczy Barbie utrzymane są w barwie głębokiego błękitu,
zielony, wyrazisty cień sięga brwi lalki, a szminka w kolorze Magenty
znakomicie się z nim komponuje. Dopełnienie całości stanowi róż na
policzkach.
Puszyste, kanekalonowe włosy lalki nigdy
nie były czesane, jednak musiałam nieco powalczyć z pozostałościami
gumki spinającej jej włosy. Gumka uległa rozkładowi, przykleiła się do
włosów po czym zaschła strukturą przypominając nieugotowany makaron.
Walka z makaronem była nierówna i wymagała sporo cierpliwości, ale ja
wyszłam z niej zwycięsko, a pukle pozostały nienaruszone, a przynajmniej
nie bardziej niż podczas podróży. Niezmienny zachwyt wzbudza we mnie
bujność loków Barbie z lat 80-tych i 90-tych, których włosy pozostają
gęste i miękkie mimo upływających dekad. Znakomicie pamiętam zamknięte w
pudełku i zabezpieczone taśmą przepięknie ułożone loki Barbie. Wtedy
często musiało mi wystarczyć podziwianie ich w katalogach czy na półkach
Pewexu, cóż, jak widać na spełnienie niektórych marzeń trzeba było
tylko trochę poczekać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz