piątek, 1 marca 2024

Barbie Casa Villa Terrasse 1988, Living Pretty End Tables and Floor Lamp 1988, Pink Magic Sofa and Armchair 1992 i zmiany

 

W mojej kolekcji zmiany! Lalki, które do niedawna zamieszkiwały jedną z witryn z Ikei w gabinecie musiały się z niej wyprowadzić, bo witryny wyniosły się z gabinetu do salonu, a w ich miejsce stanęło pianino akustyczne, wielka, 240-kilogramowa krowa, której nie da się wnieść na górę, a która potrzebuje odpowiednich warunków czyli odpowiednio niskiej temperatury i odpowiedniej wilgotności powietrza, dobrze by było gdybym też dostosowała do pianina rodzaj ogrzewania … z tym będzie najtrudniej, musi się zadowolić najchłodniejszym w całym domu pokojem od północy. Słońce nie będzie padać na klawisze i ich odbarwiać… post-lalkowa nadwrażliwość na odbarwienia słoneczne.. tylko Wy zrozumiecie. Lalki mogłyby stanąć w witrynie z Ikei w salonie, ale do moich dzieci przychodzą dzieci, a ja stanowczo chcę uniknąć konieczności tłumaczenia tym dzieciom i ich rodzicom, że owe dzieci nie mogą się pobawić moimi lalkami, bo moje lalki to nie zabawki i nie służą do zabawy. Znowu tylko Wy mnie zrozumiecie. Moim lalkom-nie-zabawkom-nie-do-zabawy znacznie lepiej na uboczu na półpiętrze w dziwnym pokoju gdzie nikt nie zagląda. Tam w starej sosnowej witrynie im wygodnie, choć ciasno, za to spokojnie. Wróciły na stare śmieci.



A propos starego, ciasnego, ale spokojnego lokum, moje lalki dostały nowy dom. Historię opowiem okrężnie, bo tak lubię. Mianowicie przez ostatnie półtora roku nie byłam na bieżąco z rynkiem wtórnym Barbie. Pianino w przypadku osób mało uzdolnionych takich jak ja, za to upartych i wytrwałych wymaga dużo ćwiczeń i poświęcenia na te ćwiczenia wielu godzin, wieczorów, tygodni, miesięcy, lat … nie wiem czy mi życia starczy. Wpatrując się bardziej w nuty, a mniej w telefon nie spostrzegłam jak nagle lalki potwornie podrożały i jak znikły z olx moje dwie ulubione panie, które zasilały witrynę lalkami rozczochranymi, przykurzonymi, ale niedrogimi i to w oryginalnych ciuchach. Na olx zostały jakieś trupy, więc Vinted poszedł w ruch. Tam jest trochę więcej, ceny różne, ale zdarzają się okazje życia, jak mój Casa Villa Terrasse.








O okazji życia za chwilę, najpierw znowu zatopię się we wspomnieniach, bo Casa Villa jest przedmiotem nostalgicznym. A więc, dawno temu, jakieś 30 lat temu z hakiem, mama zabrała mnie do Pewexu i kupiła nie tylko najpiękniejszą, najwspanialszą, najróżowszą i moją osobistą pierwszą w życiu Barbie Superstar 1988, ale i zestaw mebli do niej – biurko z narożnym regałem i krzesłem obrotowym (ale czad) z serii Living Pretty. Dźwigając dwie reklamówy z wielkim Pe naiwnie myślałam, że już nigdy niczego nie będę pragnąć w życiu, bo już wszystko mam. Tymczasem z pudełka po biurku wypadł katalożek… a w nim więcej mebli – kuchnia i lodówka! I domek dla Barbie! Z WINDĄ!!! Moja Barbie zamieszkała w warunkach komfortowych, w szafce RTV i w niedługim czasie doczekała się kuchni i lodówki z katalogu, przywiezionych przez Babcię z zagranicy, a nawet białego Ferrari, ale domek z windą śnił mi się po nocach. Na próżno szukać go było w Pewexach w Kaliszu i Warszawie. Domku-z-windą nie było, a nawet gdyby był, kosztowałby fortunę i ani mama, ani babcia, a obie lubiły mnie rozpieszczać, nie mogłyby go kupić. Tata w Stanach był moją jedyną nadzieją i choć oponował bo to fanaberia taki domek-z-windą, to dla świętego spokoju domek nabył i wysłał. A gdy paczka dotarła, okazało się, że to inny domek-z-windą, ale był to domek i była winda. Ja po prostu nie umiałam jeszcze czytać po angielsku, nie znałam jego nazwy i opisałam go tacie jako … domek-z-windą. Teraz myślę, że Casa Villa był bardziej popularny w Europie, w Stanach sprzedawany był Townhouse i ja właśnie taki Townhouse (Furnished z 1987 czy 1986) dostałam. Domek wyglądał mniej więcej tak jak jego wcześniejsza wersja europejska – Stadthaus 1982 widoczny na zdjęciach gdzieś poniżej. To nic, że to był inny domek, miał windę, był wyższy, miał więcej pokoi i mebli, byłam wniebowzięta, a Casa Villa nagle w mojej wyobraźni jakoś zmalała…









Domek pozostał jednak we wspomnieniach i na jego widok na olx czy facebooku zawsze serce nieco szybciej mi biło. Zawsze było tak samo, popatrzyłam, stwierdziłam, że nie za te pieniądze i ogłoszenia zamykałam. Domek przeszło 30-letni widuję w różnej kondycji, ale jedno pozostaje bez zmian – domek bywa drogi, droższy lub bardzo drogi niezależnie od kondycji. Aż tu nagle na Vinted jest w stanie może nie do końca idealnym, ale za to za cenę dwucyfrową. Pewna pani ze Szwecji chciała się go pozbyć, ale żal było wyrzucać, więc wystawiła za symboliczną kwotę zamieszczając zdjęcia uszczerbków i niedoskonałości. Domek miał pękniętą windę, ale ja w moim Stadthaus mam taką samą, żaden problem. Gorzej z pęknięciem w dachu, ale za takie pieniądze podkleję! Kupione! Namyślałam się jakieś 3 sekundy. No, ale przecież nie może być tak pięknie, prawda? Pani nie miała oryginalnego pudełka, zapakowała w zastępcze najlepiej jak umiała, ale dach ucierpiał w podróży i przybył z większą ilością pęknięć. Patrzyłam na ten dach zdruzgotana i nie żal mi było pieniędzy, bo zapłaciłam mało, ale tego dachu takiego starego. Dach składa się z 2 części, a każda z nich pęknięta była w przynajmniej 5 miejscach, gdzieniegdzie były ubytki. Westchnęłam w duchu i przyniosłam Kropelkę, którą kupiłam specjalnie do tego jednego pęknięcia. Popaćkałam klejem po wewnętrznej stronie i poszłam patrzeć w nuty, bo na dach było żal. Klej wysechł, a pęknięcia widać tylko jak się ich szuka! Jak się nie szuka, to nie widać nic! Cudownie! Będę się z nim obchodzić jak z jajkiem bo plastik pewnie od nowości był delikatny, a z wiekiem jeszcze bardziej nabrał kruchości.







Domek jest wspaniały i znacznie większy niż sobie go kiedykolwiek wyobrażałam. Jest przepiękny! Prawdziwa willa z wielkim tarasem. No i z tą windą. Windę też podkleiłam, ale już trochę gorzej bo plastik nie współpracował tak jak dach. Domek posiada większość swojego skromnego umeblowania. Jest stolik tarasowy z parasolem odbarwionym od słońca, powalczę z tym w lecie. Jest też stolik kuchenny z dwoma krzesłami – całość soczyście różowa bo to inne tworzywo i inny odcień różu. Nawiasem mówiąc, mój Stadthaus w komplecie oryginalnie posiadał taki właśnie stół i krzesła do niego, ale do mnie przybył bez mebli, więc teraz mam jeden zestaw do współdzielenia na dwa domy. Krzesła tarasowe zastąpiłam innymi. Najbardziej jednak podoba mi się grafika na tekturowych ścianach i podłogach. Panuje taki zwyczaj u Mattel’a, żeby ściany zadrukowywać do granic możliwości kreując złudzenie, że domek oferuje więcej niż w rzeczywistości. Nie lubię tego, bo po wstawieniu mebli i akcesoriów robi się chaos i bałagan. Na taki domek nie da się długo patrzeć bo następuje przebodźcowanie. Mój dziecięcy Townhouse zadrukowany był minimalistycznie i nie męczył wzroku, ale to nic w porównaniu z Casa Villa. Gapię się i gapię i wzrok wręcz odpoczywa! Grafika jest skromna, pastelowa, urocza. Domek jest przytulny… no i moje meble z serii Dream Furniture Collection do niego nie pasują, są za mało sielskie, za bardzo futurystyczne …





Za to Living Pretty aka Sweet Roses pasują do niego idealnie, bo tak jakby były do niego stworzone. Tak się składa, że posiadałam kuchnię, lodówkę i wannę, a brakowało mi jedynie salonu, a meble do salonu też znalazłam na Vinted. Widziałam je też na olx, ogłoszenie wisiało i wisiało, może dlatego poprzednia właścicielka skłonna była obniżyć cenę. Funkcja negocjowania to ogromny plus Vinted (błahahahaha). Początkowo myślałam, że kanapa i fotel należą do linii Living Pretty, ale coś mi się nie zgadzało. Tekstylne elementy miały inny wzór, a same meble, choć nie wyblakłe, były w bledszym odcieniu różu, innym niż moja wanna. Okazuje się, że to seria późniejsza – Pink Magic z 1992, bo Mattel lubił powracać do swoich udanych pomysłów. Fotel nie rozkłada się, bo brakuje mu dwóch ruchomych elementów. W szezlong się więc nie zamieni, ale swoją funkcję fotela spełnia bez zarzutu. Sofa za to jest w pełni sprawna i rozkłada się do spania, więc jakby się uprzeć to moje Barbie mają nowy, całkowicie umeblowany i gotowy do zamieszkania dom. W salonie było nieco pusto, ale wypatrzyłam komplet stolików Living Pretty end tables and floor lamp. Jedna z nóżek jest nie w pełni sprawna, brakuje drobnych akcesoriów i lampy, bo ktoś kupił ją przede mną. Zestaw jednak kupiony okazyjnie spełnia swoją funkcję, jestem zadowolona. W serii Sweet Roses ten sam zestaw dostępny był bez długiego wąskiego stolika. Ogółem niby europejska seria Living Pretty i amerykańska Sweet Roses to to samo, ale w Living Pretty w niektórych zestawach znajdowało się więcej elementów.










Na koniec jeszcze kilka chaotycznych zdjęć kolekcji. Wspomnę jeszcze, że mam nadzieję niebawem opisać zbiorczo kilka lalek – zbiorczo przybyły, co mi się prawie nigdy nie zdarza, a w liczbie aż pięciu to już na pewno. Lalki aktualnie pomyte, po odkołtunianiu, gołe w rzędzie siedzą, schną i czekają aż ich ciuchy też wyschną. Była radocha!








 

4 komentarze:

  1. Wspaniałości u Ciebie. Nie mogę się napatrzeć na cudne zdjęcia, a raczej na to, co na nich jest. Śliczności jak z katalogu. Dojrzałam kilka lalek, które bardzo mi się podoba. U mnie niestety życie zweryfikowało hobby, które muszę mocno ograniczyć. Gdybyś chciała przytulić gratis kilka lalek do ogarnięcia (pasujących do Twojej kolekcji) napisz proszę do mnie na e-mail. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Napisałam maila :) Mimo to szkoda, że musisz ograniczyć lalki :( ale życie... do lalek zawsze można wrócić! Winyl potrafi długo czekać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow! Toż to jest istny lalkowy raj! Tyle cudów u ciebie! A ta tarcza to pewnie po to, by się odstresować, gdy przyjdzie lalka wyjątkowo skołtuniona i męczysz się z ułożeniem włosów. ;)
    Anka Mazovshanka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję, miałam ostatnio troszkę więcej czasu, więc porozkładałam większość moich domków małych i dużych. Przez chwilę poczułam się jak to jest mieć lalkowy pokój. Już poskładane i tylko Casa Villa została, bo się nią nie mogę nacieszyć. Tarcza bardziej męża niż moja, moje za to dziury w ścianie wokół niej :) A rozczesywanie lalkowych kołtunów to robota powolna, ale nawet odprężająca jak się zapuści stary horror :) Tarcza w sumie jest, bo to taki pokój zabaw mój i męża - moje lalki i keyboard, jego tarcza i porozsypywane puzzle :) pozdrawiam, Coffee12

      Usuń

Stroje dla Barbie z lat 80-tych i 90-tych

  Ostatnim czasem miałam dużo szczęścia do perełek z lat 80-tych, moją kolekcję zasiliły cztery Fashion Play oraz lalka opętana (chyba jej...