środa, 7 lipca 2021

Talk a lot Licca-chan Kitchen LF-06 2019

Nie lubię gotować… dwie godziny stania przy garach, kwadrans konsumowania, a sprzątania przy tym co niemiara! Dlatego moich lalek nie mam zwyczaju osadzać w kontekście kulinarnym. Za to lubię piec ciasta. Fakt, że pieczenie zajmuje często więcej czasu i generuje kosmiczny bałagan, ale jedzenia jest przeważnie na trzy dni, a poza tym rzadko udaje mi się upiec coś prawdziwie niejadalnego, więc i rezultat najczęściej jest zadowalający. Postawiłam sobie za punkt honoru, że nauczę Młodą i Młodszą piec ciasta, a one są chętnymi adeptkami, chociaż zawsze kłócą się zajadle o to która ma zająć miejsce na stołku barowym przy mikserze. Młody też będzie z nami robił wypieki jak tylko będzie na tyle duży by wykłócać się z siostrami o stołek, bo na razie wykrzykuje nieartykułowane komentarze z pozycji maty edukacyjnej na podłodze. Ciepło ogniska domowego jest dla mnie dość mocno sprecyzowane – ma temperaturę rozgrzanego piekarnika, w którym siedzi placek. Siedzi i pachnie! Dlatego cała moja dziatwa musi piec ciacha niezależnie od płci!

Z mojego zamiłowania do pieczenia ciast, a raczej ich pałaszowania, kuchnia i lodówka Licci zajęły bardzo wysoką pozycję na mojej liście życzeń. Jest jeszcze jeden po temu powód: mówiąc krótko i bez ogródek, te zestawy to w pewnym rodzaju zastępczaki. Szalenie marzy mi się Cooking Center oraz Refrigerator z serii Living Pretty Barbie. Oba miałam w dzieciństwie, ale teraz są dla mnie nieosiągalne w takim stanie w jakim bym sobie życzyła. Dostałam je od mojej nieżyjącej już Babci gdy miałam około 6 lat. Babcia, kobieta o wyrafinowanym, znakomitym guście prowadziła ongiś sklep z odzieżą w Warszawie. Sklep cieszył się szaloną popularnością w latach 80-tych bo Babcia oferowała odzież zagraniczną. Sklep zaopatrywała w towar kupowany głównie w Turcji i w Egipcie. Nie jestem pewna jak sprawa miała się formalnie, ale Babcia wspominała, że lądowanie na Okęciu z walizami pełnymi towaru było zawsze… emocjonujące. Hmmm…. słowo „kontrabanda” aż się ciśnie na usta. W każdym razie z jednej z takich właśnie podróży Babcia przywiozła mi wyżej wymienione sprzęty dla Barbie.

 
Źródło: https://pl.pinterest.com/jokersharley/barbies/

 
Źródło: https://pl.pinterest.com/pin/369928556890952509/

 
Źródło: https://pl.pinterest.com/pin/410742428485243143/ 
 

Pamiętam jak siedziałam na tureckim dywanie w mieszkaniu Babci trzymając dwa pudełka wypełnione szczęściem aż po samo wieczko. Obecnie meble dla Barbie pakowane są głównie w przezroczysty plastik, a każdy szpargał jest wyeksponowany tak, by podnieść atrakcyjność produktu, ale kiedyś było inaczej. Moja kuchnia i lodówka z serii Living Pretty zamknięte były w kartoniku bez plastikowego okienka. Zawartość pudełek sugerowała nadrukowana na nich grafika, a wszystkie zestawy na zdjęciach zawsze prezentowała jakaś Barbie. Zastanawiałam się czy w którymś pudełeczku znajdę lalkę – wtedy nie wiedziałam jeszcze co oznacza napis „doll not included”. Lalki nie znalazłam, ale nie przejęłam się tym, bo w owym czasie moja Superstar 1988 towarzyszyła mi zawsze i wszędzie – byłam gotowa do zabawy! Pudełka od kuchni i lodówki Licci wywołują silne skojarzenia z tamtymi zestawami: zero plastiku, tylko karton z grafiką, „dolls not included”. Napis na pudełku informuje, że kuchnia nazywa się Oshyaberi ippai Rika-chan kichchin (transkrypcja w romaji… ech), po angielsku Talk a lot Licca-chan kitchen LF-06 (Licca Furniture) czerwiec 2019. Lodówka to Koori Korokoro Reizouko po angielsku uproszczone do Licca-chan Refrigerator LF-01 kwiecień 2012.


Wewnątrz pudełka z kuchnią znajdziemy imponujący mebel, albo raczej zabudowę kuchenną z agd! Nie mogę oprzeć się porównaniom z Cooking Center, jakość plastiku i wykonanie zestawu na najwyższym poziomie. Trzy lata temu zakupiłam dla Młodej kompaktowy domek dla Barbie oraz jeden z popularnych modeli kuchni z otwieranym piekarnikiem i dwiema szafkami górnymi. Była to w tamtym czasie najbardziej „otwieralna” kuchnia dla Barbie, a drzwiczki imitujące mleczne szkło wydały mi się bardzo estetyczne. Niestety okazało się, że plastik jest tani, miękki, z tendencją do odkształcania się, ale prawdziwie zszokował mnie brak tylnej ścianki zastąpionej ordynarnym szarym kartonem. Istny koszmar. Lalka była dołączona – sztywna i lekka, o krzywych ustach i tłustych włosach z fartuszkiem nadrukowanym na sukience… brak słów. Kuchnia Licci również wykorzystuje karton, ale laminowany, estetyczny z każdej strony i w ilościach ograniczonych do minimum. Kuchnia ma więc tył, na który patrząc nie dostrzega się żadnych braków. Kuchnia jest też otwierana, przez co jest ona funkcjonalna. Otwiera się nie tylko piekarnik, ale również jedna, pojemna dolna szafka i dwie górne. Gdyby szuflada nie była atrapą, kuchnia byłaby po prostu idealna! Można się przyczepić oczywiście, że tu i ówdzie widać łączenie plastiku oraz śrubki, których otwory wyglądają cokolwiek dziwnie, ale dla mnie to tylko dowód na to, że mebel jest solidny, podobnie jak sam materiał, z którego go wykonano. Interesujące jest też to, jak wkładane są baterie, zupełnie inaczej niż u nas!




Kuchnia Licci to mebel gadający i szumiący. Trzy baterie AA zapewniają takie atrakcje jak odgłos pracy płyty indukcyjnej czy płynącej z kranu wody. To jednak nie wszystko. Kuchnia jest wyposażona w nowoczesnego robota LR-11, który sam w sobie jest zaledwie pustą w środku figurką złożoną z dwóch części, obklejoną naklejkami. Robot stoi jednak na specjalnym „przycisku”, którego naciśnięcie sprawia, że robot się odzywa. Mój zardzewiały japoński wystarczył na tyle, by mniej więcej zrozumieć co robot ma do powiedzenia, ale nie traktujcie mnie jako wiarygodne źródło. Sądzę, że robot odczytuje otrzymane maile od rodziny Licci. Na przykład dziadek Licci, postać enigmatyczna, mailem przesyła jej życzenia i informuje, że ma dla niej prezent. Mama Licci posyła jej maile z zadaniami typu: wyprowadź, nakarm psa, zrób zakupy, nakarm kanarka (czy inne ptaszysko), bo na wyposażeniu kuchni znajduje się ptaszę siedzące na drągu. Czy tylko ja uważam za wysoce niehigieniczne trzymanie ptaka w kuchni?

W kartonie od kuchni znalazłam woreczek z akcesoriami, co mnie ogromnie ucieszyło. W jednym z playsetów Licci podobnego woreczka zabrakło, z czego wynikła cała seria perypetii, którą niebawem opiszę. Na szczęście ta niemiła przygoda się nie powtórzyła w tym przypadku. Akcesoria znów przypomniały mi mój dawny Cooking center – trzeba je było najpierw uwolnić z ramki i obkleić naklejkami. Miałam radochę, choć normalnie nie cierpię naklejek, zawsze wychodzą krzywo!  Akcesoria na ramce to rondelek z sitkiem do smażenia na głębokim oleju, szpatułka, szczypce, zestaw miarek, obieraczka, kran, gałka od garnka, siedzenie dla ptaka, talerze, robot i 9 takoyaki. Osobno i bez ramki: ptak o imieniu Pii-chan, garnek i pokrywka oraz dwuczęściowa patelnia do takoyaki. Sprzęty przyznam są egzotyczne, ale co kraj to inna kuchnia i inne jej wyposażenie. Szkoda, że nie ma specjalnej maszyny do ryżu. Natomiast, patelnia do takoyaki cieszy mnie ogromnie – takoyaki to w dużym uproszczeniu szatkowana, gotowana ośmiornica usmażona w cieście. Oj oj, zapomniałabym o moich ulubionych akcesoriach w tym zestawie – solniczka i pieprzniczka, które grzechocą! Maleńkie kuleczki musiały zostać w nich zamknięte już na etapie odlewania plastiku! Niesamowite!




Poza pełnoprawnymi plastikowymi akcesoriami do zestawu należą również dwa arkusze wypychanek. Normalnie nie interesują mnie one, mam kilkanaście arkuszy wypychanek Barbie, które nigdy nie opuściły swoich ramek, ale Licca to co innego. Laminowany karton prezentuje się tak ładnie, że z przyjemnością składałam maleńkie pudełeczka od ciastek, makaronu, sosu bolognese, czekolady czy herbaty z japońskimi napisami. Najtrudniejsze do złożenia były kartony z mlekiem i sokiem, za to najbardziej podoba mi się pudełko na patelnię do takoyaki! Domyślam się, że to nowy sprzęt w kuchni, pewnie prezent od taty! Kartonowe akcesoria to również specjalne „drewniane” naczynia do takoyaki, zaproszenie na urodziny, lista zakupów, sosy i inne płaskie przydasie, a także kosz do segregacji odpadów!



No i nabazgrał się długi wpis, a o lodówce nawet nie wspomniałam. Lodówka więc następnym razem, bo muszę jeszcze wspomnieć o starszej edycji kuchni! Renji de chiin hirobiro kichchin po angielsku Licca Microwave & kitchen – zupełnie bez sensu, bo nie ma tu mikrofalówki (tłumaczenie na stronie Hobbylink Japan. Plaza Japan nazwę sprzętu przetłumaczyła jako: Cooking at home kitchen. Zestaw wydano w roku 2012, moja kuchnia jest jego ulepszoną wersją, choć obie działają na baterie i wydają dźwięki. W starej wersji jest ten sam ptak, otwierany piekarnik oraz szafka dolna, ale góra w całości zrobiona jest z laminowanego kartonu. Górnych szafek nie ma, za to zestaw wyposażono w ociekacz do naczyń umiejscowiony po przeciwległej stronie kuchni, z daleka od zlewu – kuriozum. Lataj ja cię proszę z mokrymi garami przez całą kuchnię… za to serwis do herbaty/kawy bardzo mi się podoba. Zupełnie nie rozumiem czemu nowa kuchnia go nie posiada. Kieliszki do wina też by się przydały. Brak pewnych akcesoriów wynagradza praktyczność nowej kuchni, która ma być również bardziej nowoczesna dzięki robotowi! Porównując możliwości i wyposażenie obu zestawów stwierdzam, że nowa wersja jest lepsza, a Takara stara się udoskonalać swoje produkty, a nie ciąć koszty za wszelką cenę.



 
Źródło powyższych 3 zdjęć: https://www.plazajapan.com/4904810860389/

W mojej głowie wspomnienia, wiecznie żywe, wcale nie wypłowiałe przez te 30 lat … znów siedzę na dywanie z plastikową kuchnią dla lalek zamkniętą w kartoniku z przepiękną grafiką. Fakt, dywan inny, dom inny, kuchnia też inna choć podobna, a emocje te same. Znów czuję się jakbym miała sześć lat. Na koniec, nie obyło się bez pieczenia! Otóż mama Licci chciała zrobić sobie kawkę i szamać jakieś ciacho, ale okazało się, że tata wszystkie zjadł i zostawił w szafce puste pudełko dla zatuszowania obżarstwa. Puste pudełko po ciastkach to okropne rozczarowanie, więc Orie postanowiła upiec coś na szybko, a Licca-chan z radością jej w tym pomogła. Część rekwizytów wykorzystanych w sesji pochodzi z zestawu Licca-chan Refrigerator, niektóre należą do Barbie. Muszę kiedyś sprawić sobie mikser, bo wciąż pożyczam go od Młodej. Podobnie było z ekspresem do kawy, który w końcu dała mi w prezencie. Szalenie podoba mi się serwis kawowo/herbaciany od Victorian Tea Barbie – ta półeczka jest wprost stworzona by go eksponować. Jak to przy pieczeniu, zrobił się kosmiczny bałagan. Zresztą, sami zobaczcie!


                                         Nowy dzień, nowa kawa! Jak tu nie lubić poranków!


Do kawki przydałoby się coś słodkiego... No nie! Puste pudełko, a to rozczarowanie! Ciekawe kto zeżarł wszystkie ciastka i zostawił pudełko dla niepoznaki... Pierreeeeee!!!

 

Dobra, zaraz upiekę coś na szybko ... mam jajka, mąkę, owoce w puszce, śmietanę kremówkę 36%, kakao, serek mascarpone, a do przełożenia i dla kwaśności - dżemik z czarnej porzeczki od teściówki! Będzie ciacho, Licca-chan!!!! Pieczemy ciacho!!!



 Dobrze, robimy biszkopt! Jajka podziel na żółtka i białka, ubij białka z cukrem na sztywną pianę, dodaj żółtka, przesiej mąkę z kakao, wymieszaj  szpatułką do połączenia!




Teraz przelewamy ciasto na blachę, wyrównujemy i do piekarnika, niech rośnie i pachnie!




Teraz krem! Kremówkę ubijamy na sztywno dodając trochę cukru. Później serek mascarpone i do lodówki, niech się chłodzi.




Biszkopt jest piękny i wysoki! Po wystygnięciu przetniemy go na trzy blaty, nasączymy pączem z soku z cytryny, przełożymy dżemikiem, kremem i owocami, udekorujemy i zrobimy mu zdjęcie! Żartuję, od razu zjemy! - Licca i Orie narobiły bałaganu przy pieczeniu, ale wreszcie po kilku godzinach można było napić się kawy i zjeść ciacho! Przy okazji fotografowania kulinarnych poczynań moich lalek, ja sama też narobiłam bałaganu, zapraszam za kulisy :)





8 komentarzy:

  1. Hahah, a to ci Tatko-łakomczuch~! Zeżarł i ni ma, za to powstała słodka nomen omen foto-story, dziewczyny bardzo wdzięcznie prezentują się uwijając się w kuchni. A kuchnia od Takary to prawdziwe cacko, widać, że Japończycy dobrze wiedzą, że diabeł tkwi w szczegółach - solniczka & pieprzniczka to jak dla mnie "bohaterowie" drugiego planu ;) No i... hahha!... fakt, Pii-chan na kuchennym drągu to faktycznie zagwozdka spod znaku BHP, ale cóż począć - co kraj, to obyczaj ;)
    Zestaw jest genialny, ale chyba najlepsze w tym wszystkim jest to, że można cofnąć się w czasie i przeżywać te same emocje, co za dziecięcych lat, co jest bezcennym przeżyciem <3/Wiktoria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Japończycy się znają na tych sprawach, ich produkty są wysokiej jakości i jakie urocze!
      Miło było cofnąć się do czasu dzieciństwa :) Myślę sobie czasem, że lalki nie wciągnęłyby mnie teraz tak mocno, gdybym ich tak nie uwielbiała mając te 5-7 lat. No dobra 5-15 lat :)

      Usuń
  2. Bardzo zmyślne te lalkowe gadżety <3 Masz rację - dom pachnący ciastem zyskuje ogromnie, tworząc wspaniałe wspomnienia. No i warto też dziatwę przyuczać, a co! Lubię czytać Twoje teksty. Bardzo lubię Twój styl pisania <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję :) Jak mi miło, że tak piszesz, cieszę się, że nie męczą Cię moje długie wpisy. A co do dziatwy, to fakt! Trzeba ich uczyć pieczenia, choć po tych naukach zawsze jest tyyyyyyle sprzątania :) Jednak, muszę przyznać, że gdy piekę bez nich, zawsze wychodzi zakalec :):)

      Usuń
  3. Ależ wspaniała kuchnia! Tyle elementów i detali! Takie cudo gwarantuje zabawę na długie godziny. W dzieciństwie nie miałam Barbiowej kuchni, ale lodówkę i kuchenkę jakiejś nieznanej marki, za to wszystko porządnie wykonane i z wieloma elementami typu jajka, warzywa, garneczki. I nie było to wcale różowe, tylko białe z niebieskimi wstawkami. Nadmiar różu może nieco męczyć, dobrze, że u Licci dali trochę bieli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam tę kuchenkę! Rzeczywiście dobawiłam się nią trochę! Ja też w dzieciństwie miałam mebelki dla Barbie innego producenta, ale jak one były wykonane! To był zestaw wypoczynkowy z "wikliny", piękny biały komplet sofa i 2 stoliki. Poduszki były prawdziwe! Mięciutkie, obszyte materiałem w kwiaty, wykończone koronką! Był obrus i dywanik, co to było za cudo! Zestaw nazywał się chyba Beverly Hills Sunset Garden.

      Usuń
  4. Te mebelki są naprawdę super! Niestety nie miałam takich w dzieciństwie... ale teraz chętnie bym się nimi pobawiła 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja Ci powiem, że teraz z chęcią pobawiłabym się tymi rzeczami, o których marzyłam w dzieciństwie - narożna wanna z Living Pretty, kamper Magic Van ... ach!

      Usuń

Monstry dwie

  Pamiętam, gdy pierwszy raz zobaczyłam Monster High. Było to jakieś 9-10 lat temu, Młoda była jeszcze małą bambaryłką w wózku. Akurat ro b...