wtorek, 27 sierpnia 2024

Monstry dwie

 

Pamiętam, gdy pierwszy raz zobaczyłam Monster High. Było to jakieś 9-10 lat temu, Młoda była jeszcze małą bambaryłką w wózku. Akurat robiłyśmy zakupy w markecie w okolicy Mikołajek. Na tę okoliczność w markecie zdobnym w bombki i choinki, na ostatniej prostej do kas wystawiono kosze z zabawkami. Pewne dwie mamy głośno wyrażały swoją dezaprobatę na temat lalek Monster High. “Szkarada!”- oburzyła się jedna pani. “Maszkarony”- wtórowała jej druga. “Jak można coś takiego dać dziecku, przecież będzie miało koszmary!” “Tylko wyrodna matka może coś takiego zrobić”. Byłam zaintrygowana, podeszłam do kosza, wzięłam do ręki Frankie i przyjrzałam się jej szwom, trupio bladej cerze, rachitycznej figurze ... “Takiej lalki jeszcze nie widziałam” pomyślałam. “No i co Pani myśli o tych... tych lalkach? Paskudne, nieprawdaż?” Oderwałam wzrok od Frankie, spojrzałam na Panią i na Młodą, która też była żywo zainteresowana lalką. “Bomba! Gdyby moja córeczka nie była za mała na taką lalkę, z pewnością bym jej kupiła. Jak trochę urośnie i będą jej się podobały, to kupię kilka, będzie Powrót żywych trupów”. I poszłam, a Panie zamilkły, ale nie wątpię, że gdy już się otrząsnęły z szoku, okrzyknęły mnie wyrodną matką. 

 


Koniec końców Młoda wolała standardową Barbie, do której i ja grawitowałam. Poza tym, gdy ja zaczęłam kolekcjonować lalki, jakieś 7 lat temu, Monsterki akurat przeżywały swój upadek. Z tylko sobie znanych powodów, Mattel stwierdził, że generację 1 należy zmienić, a reboot nie spotkał się z przychylnością odbiorców, którzy zdążyli pokochać wczesne Monsterki za ich niebanalny styl, naburmuszone pyszczki, kły, szwy, bandaże, makijaże, śmiałe stroje i buty. O butach jeszcze wspomnę jak nie zapomnę. Monsterkom i mnie było nie po drodze, skupiałam swoją uwagę początkowo na Barbie superstar i jej pokrewnym, później doszła Licca, Mimi, Kurhn, Sindy i My Scene. Było aż nadto lalek, które mnie interesowały i chociaż zdarzało mi się wziąć do ręki pudełko Cleo, Draculaury czy Lagoony i uśmiechnąć się na jej widok, to podchodziłam do nich jak do Rainbow High - kupię jedną i przepadnę. Lepiej nie. Przyszła generacja 3 i coraz ciężej mi było się opierać i mówić "lepiej nie".

 


Przepadłam i się cieszę. A było to tak: któregoś dnia znalazłam pod drzwiami karton owinięty czarnym celofanem. Karton był od Madzi z Zacisza Lenki. W kartonie mnóstwó lalek, między innymi dwie wampirzyce. Jedna z nich to Die-Ner Draculaura z 2013 roku, a druga to Family Kitchen 2017.  

 


Die-Ner miała na sobie oryginalną sukienkę, buty i opaskę w kanekalonowych włosach. Zamiast podkolanówek, ktoś założył jej legginsy, a ja już tak zostawiłam. Die-Ner to generacja 1, lalka jest więc chudzinką z wspaniałą artykulacją. Oj bawiłam się ustawiając ją przed obiektywem, bo lalka pięknie pozowała.  

 


Gdy odkryłam, że należy do zestawu z meblami, od razu odszukałam takiego, który miałby jak najwięcej akcesoriów i udało mi się dostać prawie kompletny set. Die-Ner to coś na kształt baru z lat 50-tych. Największym gabarytowo meblem jest ... no co to jest właściwie... lada? Nazwijmy to roboczo barem. Bar jest dwustronny- mamy tu część kuchenną połączoną “okienkiem” z barem. Można sobie wizualizować ścianę po lewo i prawo. Bar ma dwie lampy, zegar w kształcie trumny i powinien mieć jeszcze karuzelę z doczepianymi karteczkami z zamówieniami, ale ten element zaginął bez wieści. Ostały się natomiast prawie wszystkie akcesoria – jest radyjko i czarny kociołek, patera z przykrywką w kształcie czaszki i ciastem, które próbuje z niej uciec. Jest nadgryziona kanapka na talerzu w kształcie trumny i podejrzany czerwony napój w skrzydlatej czarce. Ostatni mały drobiazg jest moim ulubionym, choć nie do końca wiem czym on jest. Ja imaginuję, że jest to ekspres do kawy na kapsułki i chociaż w latach 50 nie było takiej technologii, to hej, za barem stoi wampirka, która ma 1600 lat, w Monster High wszystko jest możliwe. W barze z tamtej epoki nie mogło zabraknąć charakterystycznej kanapy, która jest tak solidnie wykonana i to z każdej strony, że aż się nie mogę nadziwić, że to Mattel. Odwracam kanapę, a ona ma tył, no niewiarygodne. To tylko dowodzi tego, że niestety przyzwyczaiłam się do partactwa i tak mnie dziwi, że coś jest wykonane solidnie. Przy kanapie stoi stolik w kształcie trumny (podobają mi się te trumny... choć może nie powinnam się do tego przyznawać) i dwa krzesła z nóżkami przypominającymi kręgosłupy. Niezmiernie podoba mi się i Draculaura i ten bar, ależ było zabawy przy foceniu. Przy okazji, jabłko nie należy ani do zestawu, ani w ogóle do serii, ale mi się wydało bardzo na miejscu. 

 














Druga Draculaura jest kompletnie inna. Dosłownie, zupełnie inna bajka. Drakunia, bo tak o niej mówię, to reboot. W pewnym momencie Mattel podjął decyzję, żeby złagodzić nieco wizerunek monsterek. Zrobił z nich dzieciaki. Monsterki z rebootu mają większe głowy, oczy sarnie, łagodne, dziecięce pyszczki i są jakby ... mniej. Mają mniejsze możliwości artykulacji, sukienusie takie proste, takie wdzięczne i dziewczęce. To już nie charakterne potworyny w szpilach i platformach. Zagorzali kolekcjonerzy Monsterek ich nie lubią, bo straciły pazura, ale ja wyrażę niepopularną opinię, że one są słodkie. Są urocze i ja osobiście cieszę się, że w szeregach monstrów mam cały przekrój, bo gen 3 też już mam, chociaż nie Draculaurę. Gen 3 wampirkę też zamierzam dołączyć do mojej kolekcji, dzięki czemu na przykładzie jednej postaci uwidocznią się zmiany, jakim poddana była seria. Drakunia miała swoją sukienkę, ale buty zaginęły. Tak się jednak składa, że na początku kolekcjonowania kupiłam woreczek strunowy wypełniony lalkowym obuwiem wszelakim. Między innymi była tam para fantastycznych szpilek należących do Spectry. Wtedy ich nie potrzebowałam, no ale przecież nie wyrzucę pary butów! I to takich! Akurat się przydały, bo spasowały się kolorystycznie. Ach buty monsterek! Ostatnio zasłyszałam stwierdzenie, że w Monster High chodzi o buty. Zawężająca sentencja, ale coś w niej jest z prawdy. Jak widać, ja i monsterki dzielimy zamiłowanie do monstrualnych butów... 

 






 

Drakunia przybyła z meblem - zacną kuchnią z przyczepioną doń patelnią ze zgniłym jajem oraz ciastem, które próbuje zjeść tego, kto odważy się je tknąć. Solidny mebel pomyślałam i postanowiłam poszukać reszty zestawu. Kuchnia jest otwieralna, posiada otwieralną szafkę. Ta otwieralność jest tak miła i niecodzienna w zestawach tego typu. Otwieralna jest też lodówka w kształcie trumny. Na uwagę zasługuje kran w kształcie plującego gargulca, a także zlew wypełniony wodą, którą ów wypluł. Woda jest ruchoma. Zestaw posiada dwa krzesła oraz szereg akcesoriów drobnych, które mnie oczarowały. Mikser w kształcie trumny, widelec przypominający szpony, miska z robalami, kociołek z jakąś zieloną mazią i lody, które mają twarze. Zestaw jest prawie kompletny, brak mu książki kucharskiej.  

 










W zestawie znajdował się również Dracula, bo zamysł był taki, że tata i córka razem gotują czy też pieką. Dracula jest brzydki, ale mu z tym do twarzy, wszak to potwór. Ma bardzo ograniczoną artykulację rąk - tylko góra/ dół, za to głowa posiada duży zakres. Kolana się zginają. Strój prosty, dwuczęściowy, jakoś brakuje mi tu peleryny. Drak ma za to fartuch i ten jest czaderski, choć cały z plastiku. Zamysł był pewnie taki, że ma wyglądać jakby zrobiony był z folii, żeby nie zabryzgać ubrania... nasuwa to mordercze wręcz scenariusze, ale to może tylko moja nadpobudliwa wyobraźnia.  












Monstry zaczynają panoszyć się w mojej kolekcji. Wczoraj przybył zestaw mebli, na tle którego pozowała monsterka, również nabyta tego samego dnia. Ot, miałam potrzebę być w Pepco... zakupiłam to po co przyszłam, ale dodatkowo i pewną potworynę... no bo taka ładna była. Tylko lalkolub zrozumie. Przesyłam potworne uściski.  








 

Monstry dwie

  Pamiętam, gdy pierwszy raz zobaczyłam Monster High. Było to jakieś 9-10 lat temu, Młoda była jeszcze małą bambaryłką w wózku. Akurat ro b...