piątek, 20 maja 2022

Skipper Sleep'n Study 1988

 Kolekcjonowanie uczy cierpliwości, czego przykładem jest Skipper Sleep’n Study Bedroom 1988. Och, pamiętam gdy przybyła moja pierwsza Skipper w stanie do remontu, a ja po prostu chłonęłam wszelkie informacje na temat nie tylko tych uroczych laleczek, ale i wszelkich akcesoriów dla nich dedykowanych. Oczywiście Skipper Closet Carrier, który już opisywałam, a także Sleep’n Study automatycznie wskoczyły na sam szczyt listy życzeń. Jednak szybki i pobieżny rekonesans na eBay’u uzmysłowił mi, że łatwo nie będzie, jeśli w ogóle będzie. Przez kolejne cztery lata co jakiś czas zaglądałam na eBay, ale to co tam widziałam nie wyglądało zachęcająco: pokoiki, jeśli w ogóle bywały, to najczęściej odbarwione, popękane, wybrakowane i drogie. Cena nie odzwierciedlała stanu faktycznego, a jedynie wiek zestawu.


Porzuciłam już myśl o tym, że kiedykolwiek pokoik trafi w moje ręce, a na aukcje zaglądałam tylko dla świętego spokoju i pewnego dnia, jak na złość, gdy już akurat wyzerowałam budżet szafą dla Skipper, pojawiła się fantastyczna okazja, żeby zakupić pokoik. Jak wariatka codziennie sprawdzałam na eBay’u czy pokoik nadal jest dostępny wyczekując początku miesiąca, a dni niemiłosiernie dłużyły się. Pokoik zakupiłam, a bardzo sympatyczny poprzedni właściciel nadał go w trzy godziny później. Na ogół przesyłki ze Stanów docierają do mnie w trzy tygodnie, tym razem jednak tak nie było. Przez pierwsze 12 dni paczka pokonywała kolejne etapy swojej podróży i nieźle jej szło, co widać było po aktualizacjach statusu. 12 kwietnia paczka wyleciała z Niemiec, a następnie DHL miał ją przekazać Poczcie Polskiej ... Bez jakichkolwiek aktualizacji czekałam blisko miesiąc, 10 maja wreszcie samolot z moją przesyłką wylądował w Polsce! No! Długo leciał! Po pięciu dniach pan listonosz przyniósł mi paczkę i poprosił o 8,50 – opłata za wątpliwą usługę polegającą na przetrzymaniu mojej przesyłki i przejrzeniu jej papierów, gdy już ją kurz zdążył pokryć. Poczta Polska to taka instytucja, która mam wrażenie, tkwi jeszcze w poprzednim ustroju. No nic, koniec końców paczka dotarła, zawartość jest cała, nieuszkodzona, a ja się cieszę pokoikiem i to ogromnie, bo nigdy nie sądziłam, że naprawdę będzie do mnie należał.


Choć mnie Sleep’n Study ogromnie się podoba, to jego pierwszy właściciel chyba za nim nie przepadał. Wyciągnął go z pudełka, pobawił się, zgubił kilka akcesoriów, a następnie na powrót zapakował i tak zestaw przeleżał sobie kilka dekad, a teraz jest mój. Pudełko cieszy mnie jak nigdy dotąd, bo poza tym, że jest ważnym źródłem informacji, to przez te wszystkie lata zestaw w nim schowany chroniony był przed zgubną mocą promieni słonecznych, że już o pogubieniu akcesoriów nie wspomnę. Sleep’n Study był uzupełnieniem serii Teen Time Skipper (należały do niej Skipper oraz Courtney, które wdzięcznie mi pozowały) i podobnie jak wyprodukowany rok wcześniej Skipper Closet Carrier, został tak skonstruowany by można go było przenosić. Jego głównymi elementami są różowa ścianka i żółte łóżko. System walizkowy działa mniej więcej tak, że drobniznę wkłada się do łóżka, które następnie przytwierdza się do ścianki. Walizeczka spełnia swoją funkcję, choć nie przenosiłam w niej akcesoriów. Wyobraźcie sobie tylko, że nagle łóżko samoistnie odczepia się od ściany, a szpargałki lądują na podłodze rozpierzchając się we wszystkich kierunkach!  


 A szpargałków jest dużo! Pokoik posiada, podobnie jak i wcześniej wspomniana szafa, ciekawą konstrukcję. Ścianka, określana mianem bee hive (ul pszczeli) umożliwia przyczepianie do niej wcześniej wspomnianych drobnych elementów. Tak więc jak i w normalnym życiu, można sobie na ścianie powiesić obraz czy półkę na książki. Niestety, ma to swoją wadę, zestaw jest kruchy. Gdyby upadł na podłogę, nawet z niewielkiej wysokości, niechybnie by się połamał. Mattel porzucił więc pomysł i po wyprodukowaniu szafy i pokoiku, według mojej wiedzy, nigdy już do niego nie powracał. Oczywiście, w latach 90-tych Mattel w zestawach meblowych dla Barbie umieszczał kartonowe elementy i to nie jako dodatki. Karton potrafił stanowić 50% materiału, mimo iż był jeszcze mniej trwały niż kraciasta ścianka. No, ale karton był jednak tańszy niż plastik.


Pokoik jest dwustronny jak sama nazwa wskazuje – Sleep’n Study. Niemożliwym jest wykorzystanie całego jego potencjału po jednej tylko stronie. Poza łóżkiem mamy też cztery inne meble – krzesełko, stolik nocny, biurko i toaletkę, a w zestawie otrzymaliśmy „nogi” do zaledwie trzech z nich. Czwarty ma być przyczepiony do ściany. Próbowałam nawet tak wykombinować, by postawić łóżko bokiem, a nie przodem i obok łóżka przyczepić biurko. Wtedy nóg starczyłoby dla pozostałych mebli, jednak po pierwsze zestaw byłby wtedy niestabilny, a po drugie, nie wszystkie drobnie akcesoria do powieszenia na ścianie by się na niej istotnie zmieściły. Jak to mawiają – od przybytku głowa boli!


W części „sleep” stoi łóżko oraz stolik nocny. Łóżko posiada prześliczną pościel z prawdziwą, mięciutką poduszeczką. Kołderka czy też prześcieradło wykończone jest pokaźną falbaną w stylu Barbie z lat 80-tych. Falbanka tu, kokardeczka tam, mięciutka podusia, to są wszystko te detale, na których w późniejszych latach Mattel postanowił oszczędzać. Może dlatego te zestawy są takie czarujące, takie przytulne, sprawiające wrażenie wygodnych. Aż chce się do nich wracać. Oczywiście obok łóżka musi stać stolik nocny, a na nim bardzo archaicznie wyglądające urządzenie, w którym moje dzieci jeszcze rozpoznają telefon, zaś ich dzieci już pewnie będą oglądać coś takiego w muzeum. Taki telefon będzie dla nich taką samą abstrakcją co dinozaury. Ja zaś pamiętam czasy, gdy u nas w domu rodzinnym był taki właśnie telefon, na owe czasy uważany za nowoczesny model, bo u mojej babci zainstalowany był wtedy jeszcze starszy wariant z tarczą zamiast „guziczków”. Pamiętacie je jeszcze, czy to ja jestem taka stara?



Na łóżku leży taca, bo w tym wypchanym już i tak do granic możliwości pokoiku zabrakło stolika. Nie ma jednak żadnych napojów ani produktów spożywczych, które na tej tacy można by postawić. Mattel postanowił nie tracić plastiku na picie i jedzenie, zamiast tego powiesił go na ścianie. Mamy więc zegar, lampy, obrazki, półki i telewizor! Wyobraźcie sobie tylko w jakim luksusie żyje małoletnia Skipper, że ma w swoim pokoju prywatny aparat telefoniczny i telewizor! Za moich dziecięcych czasów to było nie do wyobrażenia! Dopiero gdy byłam nastolatką, w zasadzie maturzystką, w pokoju, który dzieliłam z siostrami, zawitał telewizor. Był to stary odbiornik, który w pokoju telewizyjnym (nie nazywaliśmy go wtedy salonem) został zastąpiony przez nowszy z, jak to mawiali moi rodzice „mniejszym tyłkiem”. Do naszego telewizora podłączony był magnetowid, bo rodzice kupili pierwszy w życiu odtwarzacz DVD! Mówimy o późnych latach 90-tych, mała Skipper miała to wszystko (poza DVD oczywiście) już o dekadę wcześniej. Skipper oczywiście miała tez boom box, ale żeby nie zakłócać spokoju Barbie, muzyki słuchała przez słuchawki.






W części „study” znajduje się biurko oraz toaletka. Biurko posiada podnoszoną klapkę, zaś toaletka – wysuwaną szufladę. Wnętrze tych mebli zostało urozmaicone kartonowymi elementami. Przydały by się tu dwa krzesełka, niestety jest tylko jedno. Mamy za to dwa zegary. Nad biurkiem powiesiłam tablicę, która z drugiej strony powinna mieć naklejone „lustro”. Nie było go, ale myślę, że to drobne niedociągnięcie da się jakoś naprawić. Muszę tylko poszukać lustrzanych naklejek. Wtedy tablica zawiśnie nad toaletką, w jej miejsce nad biurkiem powieszę dwa organizery. Mattel wykorzystał również haczyki dołączone do Closet Carrier. Na toaletce stoi flakonik perfum, puszka z lakierem do włosów oraz suszarka.







W moim zestawie brak jedynie sześciu mało znaczących elementów, których część zastąpiłam z łatwością. Brakuje jednego niebieskiego kinkietu (powinny być trzy), jednego niebieskiego haczyka, pamiętnika, który zastąpiłam żółtym notesem od mojej Cool Looks Barbie, a także szczotki, grzebienia i ręcznego lusterka. Te zawarte w fotografiach są prawie identyczne, różnią się jedynie kolorem (w zestawie oryginalnie znajdowały się niebieskie). W miejsce brakujących drobiazgów dostałam dwie garści gratisów. Są wśród nich czerwone akcesoria należące do Teen Time Courtney, puszka z napojem Teen Time Skipper, cztery pary okularów nieznanego pochodzenia, akcesoria do włosów, których również nie znam, kolczyki, zapinana bransoletka i śliczny flakonik perfum. Jest taca z przekąskami i butelka napoju oraz butelka dla bobasów Heart Family. Jednak najbardziej cieszę się z aż 9 par butów, bo tych przecież nigdy za dużo, zwłaszcza jeśli chodzi o obuwie Kena lub Skipper, którzy również otrzymali po jednej parze. Muszę też wspomnieć o pomarańczowej parze szpilek starszego typu, które chyba należą do jednej z pań The Rockers.





Zdjęcia są bardzo nieudane. Jak już wcześniej wspomniałam, pokój, w którym zwykłam fotografować moje lalki, bo jest najlepiej doświetlony w całym domu i mogłam robić w nim bałagan typowy dla sesji zdjęciowych, jest obecnie zajęty i pełni funkcję znacznie ważniejszą niż moje małe studio. Mam poukładane priorytety, więc nad tym faktem nie ubolewam, tylko z moimi „gratami” rozkładam się w pokoju Młodszej, gdzie sama sobie zasłaniam światło fotografując lalki. Mam też na zdjęcia jeszcze mniej czasu, bo muszę się z całym tym majdanem rozłożyć, napstrykać zdjęć i szybko posprzątać, nim sprytne rączki Młodego zdążą zrzucić na podłogę zestaw który ma prawie tyle lat co jego mama. Na jednym z ostatnich zdjęć widać również moją małą wystawkę, która stoi na toaletce całkowicie spychając na bok moje perfumy czy pudełko z bibelotami, bo widok lalek cieszy mnie bardziej. Postaram się coś wymyślić by zdjęcia były lepiej doświetlone, na razie jednak mam nadzieję, że pokoik broni się nawet mimo fotografii niedoświetlonych i zrobionych w pośpiechu do tego ręką drżącą z ekscytacji, że pokoik nareszcie stał się rzeczywistością, a nie jedynie marzeniem i to mało realnym. Pozdrawiam Was cieplutko!








11 komentarzy:

  1. Jejciu! Ogromnie mnie rozczulił ten pokoik, a w zasadzie dwa pokoiki. Kolorystyka, ogrom drobiazgów, detali- wszystko to pamiętam z mattelowych zabawek z dzieciństwa, a których próżno szukać dziś. Fantastyczny!
    Gratuluję spełnienia kolejnego marzenia, kochana. Oby Twoja cierpliwość procentowała dalej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję Marzenko, och nawet nie wiesz jak się cieszę, chociaż ... nieeee, wiesz i to doskonale :) Tak kolejne lalkowe marzenie spełnione, a wydawało się być mało prawdopodobne, by kiedykolwiek mi się udało. Tak trudno jest ten pokoik złowić w dobrym stanie. Cóż, Barbie udowadnia, że wszystko jest możliwe!

      Usuń
  2. Aach, każdy centymetr tego pokoiku tchnie niewyobrażalną wręcz nostalgią, pachnie Pewexem i dziecięcymi marzeniami. Jest dokładnie taki, jak w wiadomym katalogu 😉. Cudo po prostu! Bez końca mogę się wpatrywać w te wszystkie drobiażdżki, które kiedyś były niedostępne, zarówno w lalkowej, jak i ludzkiej wersji. A telefony z tarczką pamiętam doskonale! Najpierw mieliśmy czerwony, nieduży, a potem kanciasty, bardziej nowoczesny, w odcieniu wściekłego seledynowy 😶.
    Cieszę się, że po tylu perypetiach w końcu do Ciebie to skipperkowe marzenie dotarło!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda! Ten pokoik jest taki Pewexowy! Tak się cieszę, że w końcu dotarł, choć już zaczynałam porzucać nadzieję i zamiast oczekiwać jego przybycia jak czekałam, aż upłynie data przewidywanego doręczenia, żeby złożyć reklamację. Ach, udało się.
      To super, że nie tylko ja pamiętam jeszcze telefony z tarczą. Babciny był beżowy, służył jej bardzo długo, zdawał się być niezniszczalny.

      Usuń
  3. Zapachniało marzeniami z dzieciństwa. Jak to przyjemnie wiedzieć, że ktoś spełnił swoje kolejne marzenie. Dlatego warto marzyć, bo się spełnia. Wcześniej, czy później, ale zawsze. Śliczny/e pokoik/pokoiki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak! Choć po prawdzie, nie wiedziałam o istnieniu tego pokoiku gdy byłam mała, za to moje serduszko tęskniło do wielkookiej Skipper. Masz rację, nie należy porzucać marzeń bo nie wiadomo kiedy się one spełnią. W przypadku Hawaiian Fun Skipper, którą miała moja kuzynka, trzeba mi było czekać z dobre trzydzieści lat :)

      Usuń
  4. Śliczności <3 Pokoik równie uroczy, co jego właścicielka - te wielkookie Skipper o oczach w mangowym stylu są po prostu kawaii. Różnorodność wszystkich pokoikowych drobiażdżków sprawia, że pokoikiem można się chyba bawić całymi godzinami :) Ja również gratuluję spełnienia wielkiego lalkowego marzenia, sama aktualnie nie mogę przestać bawić się moim spełnionym marzeniem - w końcu trafiła do mnie Barbie Hollywood Hair w takiej formie, w jakiej szukałam jej od dawna, to znaczy bez tych wielkich kolczyków, których nie jestem fanką ;) Nie sądziłam, że jest aż tak piękna - wygląda jak anioł <3/Wiktoria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te mangowe Skipperki są najpiękniejsze i uwielbiam je nie tylko przez wzgląd na dziecięce marzenia, ale one po prostu są bardzo udane.
      Co zaś się tyczy pokoiku, to masz rację, tyle tu drobnizny. To jakiś cud, że się to wszystko zachowało.
      Cieszę się, że masz swoją wymarzoną Hollywood Hair. Ona jest piękna. Ma niepowtarzalny malunek twarzy, nawet ogoloną na łyso rozpoznałabym z łatwością. Ja też mam ją u siebie, ale jest po reroocie i włosy ma o wiele krótsze. Czasami zakręcam jej hollywoodzkie loki, wygląda wtedy jak Marilyn Monroe. Mam też Tereskę, ale u niej nic nie musiałam zmieniać - Barbie ratowałam, bo miała trzy włosy na krzyż, Terenia dotarła do mnie w stanie prawie idealnym. No prawie, ona, podobnie jak Twoja Barbie, też ma tylko jeden kolczyk :)

      Usuń
  5. Bardzo lubię tutaj zaglądać i podziwiać piękne zestawy Mattela z dawnych lat. Miały swój urok, były pomysłowe i dbano o detale. Wielki szacun, że udało Ci się odnaleźć i odtworzyć pokoiki dla Skipper :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ilekroć piszę „na żywca” długi komentarz i nie zdążę go skopiować przed publikacją - bywa, że znika nagle, nieracjonalnie. Z krótkimi jaszcze nigdy nie miałam tego problemu…. Co za licho?
      Tak było i w przypadku Twojego wyczerpującego posta, który dostarczył mi wiele sentymentalnej radości.
      Więc próbuję od nowa:
      1. Ta Skipper była pierwszą na moldzie z 1987r, którą ujrzałam w życiu. Po dziś dzień uważam ją jeśli nie za najpiękniejszą, to za jedną z najbardziej urodziwych i ubranych prześlicznie, adekwatnie do epoki.
      2. Pokoik kojarzę, ale nie wiem skąd. Pudełko? Katalożek?... Cudownie, że spełniłaś kolejne marzenie. I jeszcze te gratisy! Oj widać, że to nie polskie myślenie o handlu.
      3. Doskonale pamiętam, jak zmieniały się aparaty telefoniczne i ich dostępność dla użytkownika – jestem kilka lat starsza od Ciebie, ale wciąż to samo pokolenie 😉 Myślę jednak, że jeśli nadal tak nachalnie będą wprowadzali nam systemową ideologię: „Masz być biedny dla dobra klimatu”, (planowy kryzys ekonomiczny) to może się okazać, że kolejne pokolenia ujrzą telefon wyłącznie u bogatego sąsiada, który pozwoli im zeń skorzystać za skoszenie trawnika, czy naprawę dachu.
      4. Co do poczty polskiej… Moim zdaniem nasz Kraj-Raj nigdy nie pożegnał poprzedniego ustroju, tylko zmienił scenografię.

      Serdecznie pozdrawiam i życzę dalszego spełniania marzeń 😊

      Usuń
  6. No nieeeee, ja też właśnie pisałam długą odpowiedź na komentarz i co prawda jej nie zmazałam, ale jakimś cudem zdołałam zamknąć przeglądarkę! Widzisz Kido, nie tylko Tobie się to przytrafia.

    @Neytiri, Cieszę się, że lubisz zaglądać do mnie i masz rację, że kiedyś Mattel bardziej dbał o detale. Domki w szczególności były zupełnie inne - te mięciutkie podusie i kołderki z falbankami były przecudne, obecnie domki dla Barbie wydają się być takie ... nie wiem, zimne po prostu. Sama bym w nich nie zamieszkała.

    @Kida, jak Ty mnie rozumiesz, czytając Twój wpis miałam wrażenie jakbym ja sama go pisała, choć nie posługuję się tak pięknym językiem jak Ty :)
    Zaczynając od końca, poczta polska oraz i wiele innych zacnych instytucji dowodzi, że nadal gdzieś tam drzemie i głośno chrapie poprzedni ustrój.
    Cieszę się, że nie tylko ja pamiętam jeszcze ewolucję aparatów telefonicznych. Ostatnio zakupiłam dla Młodego telefon, taki właśnie z tarczą, od Fisher Price. Zabawka fascynowałam Młodą, która ma już 8 lat. Młoda wiedziała, że jest to telefon, ale nie wiedziała jak się wybiera na nim numer. Tarcza była dla niej ogromnym odkryciem.
    Cieszę się, że doceniłaś moje wypociny, mam wrażenie, że niewielu lubi obecnie czytać takie długie posty, a taki zestaw zasługuje by się nad nim pochylić zamiast traktować go pobieżnie. Co zaś się tyczy Skipper, Teen Time jest fantastyczna, jedna z pierwszych na tym moldzie i jednocześnie bardzo udana. Jest to czwarta Skipper jaką zakupiłam już na samym początku mojej kolekcji i do tej pory jest jedną z moich ulubienic, choć jest po przejściach.
    Pozdrawiam Cieplutko :)

    OdpowiedzUsuń

Monstry dwie

  Pamiętam, gdy pierwszy raz zobaczyłam Monster High. Było to jakieś 9-10 lat temu, Młoda była jeszcze małą bambaryłką w wózku. Akurat ro b...