To, że lalki ciągną za sobą kolejne lalki, rozumiem doskonale, tylko czasem odbywa się to w dość nieoczekiwany sposób. Tak na przykład, w tym miesiącu doszłam do wniosku, że wreszcie zamówię tę fioletową Sindy – Sweet Treats, którą zobaczyłam na blogu Mangusty i od razu powzięłam postanowienie, że ona musi się znaleźć w mojej kolekcji. Niestety, mogę to zrobić jedynie przez eBay, a tam z przesyłką i podatkiem jest po prostu drogo. Pomyślałam sobie, że potrzebuję małej zachęty, żeby wyłożyć okrągłą sumkę i odpaliłam youtube. Wiecie, tak żeby popatrzeć sobie jak inni kolekcjonerzy się nad nią rozpływają. Nie zdążyłam jeszcze nic wpisać w wyszukiwarkę, gdy moją uwagę przykuł filmik Kewpie83 na temat Kurhn. Stwierdziłam „a obejrzę sobie” …. i przepadłam.
Przypomniało mi się, jak przed kilku laty, gdy moja kolekcja liczyła może z 10 lalek, poszukiwałam informacji na temat Skipper. Kewpie83 ma ich wspaniałą kolekcję, a do tego jest ogromną fascynatką Kurhn, którą odkryłam właśnie na jej kanale. Wtedy istniała dla mnie tylko Barbie (i szerokie grono jej rodziny i przyjaciół ma się rozumieć). Pomyślałam sobie jednak, że jeśli miałabym dodać do kolekcji lalkę nie-od-Mattel, to byłaby to właśnie Kurhn. Teraz, oglądając materiał Kewpie83 bardzo się zdziwiłam ile wspaniałych Kurhniaszek powstało w międzyczasie. Kewpie wspomniała, że swoje lalki zazwyczaj zamawia w oficjalnym sklepie Kurhn na Aliexpress. Weszłam z ciekawości i zobaczyłam wspaniałe lalki w cenach dwucyfrowych! Koszt przesyłki też mnie nie odstraszył. Szybkie wyliczenie na poziomie szkoły podstawowej dało prosty wynik: za cenę jednej Sindy z eBay’a (z przesyłką i podatkiem) mogę mieć dwie Kurhn (z przesyłką i podatkiem), a jeśli sklep korzystnie połączy przesyłki, to może nawet i trzy!!! O Sindy nie zapomniałam, bo ona po prostu nie daje o sobie zapomnieć, ale jej zakup odkładam na początek przyszłego roku.
Kurhn produkuje chińska firma Guangdong Kurhn Toys, która, według informacji na oficjalnej stronie, działa od roku 2004. Cosik mi się tu nie zgadza, bo na główce Kurhniaszki jak nic wybite jest 2003, no ale dobrze, nie będę dociekać. Nie jest to informacja potwierdzona, ale ponoć Kurhn produkowane są w tej samej fabryce co Barbie, co by tłumaczyło okrucieństwo z jakim głowy lalek przybijane są plastikowym gwoździem do tekturki, choć nie jest to regułą. Kurhn ma szczególne zadanie do wykonania, by poprzez swój wizerunek promować chińską kulturę, ale w sposób nienachalny. Guangdong Kurhn Toys proponuje nam więc serię chińskich księżniczek ubranych w powłóczyste hanfu, ale również i lalki ubrane w strój bardziej codzienny, na modę zachodnią. Co się zaś tyczy samej postaci Kurhn, to może nie ma tak rozbudowanej historii jak na przykład Licca-chan, ale wiemy o niej tyle, że ma 13 lat, waży jakieś 40 kg i lubi sztukę. Ma też sympatię wydaną w dwóch wariantach: tradycyjnej i współczesnej. Wiek naszej bohaterki trochę mi się nie zgadza, bo producent dość dużo uwagi poświęca tematyce ślubnej, a Kurhn nader często przedstawiana jest jako panna młoda. Zresztą ci dwaj panowie należą właśnie do zestawów ślubnych…. Dobra, za bardzo analizuję, wszak to zaledwie lalka.
Jeśli chodzi o moje Kurhniaszki, to przybyły stadnie. Zamówiłam od razu trzy, a co się będę szczypać, tym bardziej, że akurat te moje na najwyższej półce nie stały (a wcale nie widać). Zakupiłam je w oficjalnym sklepie Kurhn na Aliexpres, który jest tak uprzejmy, że łączy przesyłki, choć konieczne jest by wszystkie lalki były na tym samym zamówieniu, no i trzeba do nich napisać, żeby wysłali w jednej paczce bo tak sami z siebie tego nie zrobią. Należy ich również poprosić by zwrócili nadpłatę, bo za wszystkie lalki i wszystkie przesyłki trzeba zapłacić z góry. Lalki przybyły po 9 dniach, zapakowane w firmowe kartony.
Miętowo-różowy kartonik opatrzony jest naturalnie chińskimi znakami, których ja nie jestem w stanie przeczytać. Na szczęście nazwa lalki – Ever Green, a także seria – The World of the Palace, napisana jest po angielsku. Przepiękna grafika przedstawia górską panoramę, ponieważ lalka wydana jest na specjalną okoliczność. W 2020 Forbidden City obchodziło 600 rocznicę ukończenia budowy. Wspaniały pałac, a raczej cały kompleks, był ongiś siedzibą dynastii Ming i Quing. Obecnie pełni on rolę muzeum, a pośród licznych dzieł sztuki można podziwiać szeroką na prawie 12 metrów panoramę o nazwie „A thousand li of rivers and mountains” autorstwa Wang Ximenga. Obraz jest bardzo charakterystyczny. Miniaturka obrazu została dołączona do zestawu w postaci zakładki do książek. W pudełku znalazłam również stojak i jak do tej pory mam szczęście, bo każda z moich Kurhn posiada swój.
Lalka jest tak fantastyczna, że doprawdy nie wiem od czego zacząć. No dobra, to może jedźmy od góry. Jej fryzura kojarzy mi się z Teletubisiami i tak ją nieoficjalnie nazwałam. Włosy Kurhn ma mięciutkie i bardzo długie. Pewni kolekcjonerzy skarżą się, że nie są zbyt gęste, ale ja się z nimi nie zgadzam. Uważam, że ich ilość została dokładnie przemyślana i wcale nie ma na celu cięcia kosztów. Moja Ever Green, podobnie jak i wiele innych Kurhn, ma fryzurę bardzo misterną i proporcjonalną do rozmiarów głowy. Takiego rezultatu nie dałoby się osiągnąć, gdyby włosów było naprawdę dużo. Taka Sindy (ach no widzicie, nie mogę o niej zapomnieć) Pet Parlour z dwoma blond warkoczykami, ma bardzo gęste włosy, a grubości warkoczy to by jej mogła pozazdrościć nawet Helena z Ogniem i Mieczem. Dodam jeszcze, że na włosach nie ma ani odrobiny lakieru, a fryzura trzyma się dzięki nitkom, które je utrzymują. No i da się bez betonu? Da się Mattelu!
Choć pięknych Kurhn nie brakuję, to Ever Green szczególnie zapadła mi w pamięć, gdy ją pierwszy raz zobaczyłam. Ta konkretna lalka wygląda na starszą niż podaje metryka, a to za sprawą dość mocnego jak na Kurhn makijażu. Usta są intensywnie czerwone, ale to akurat zdarza się często, natomiast mocny eyeliner i intensywny cień do powiek widuję znacznie rzadziej. Brwi lalki są również namalowane w interesujący sposób. Ciekawy detal znajduje się nad prawą brwią Kurhn, subtelny, troszkę zasłonięty włosami – fragment pejzażu Wang Ximenga! Oczy Kurhn mają zawsze bardzo duże, najczęściej brązowe. Ta estetyka, trochę mangowa (wiem, to nie ten kraj) bardzo mi się podoba. Odkąd pierwszy raz obejrzałam w Polsacie Czarodziejkę z Księżyca, ogromną miłością zapałałam do tych nienaturalnie ogromnych oczysk, wielkich na pół twarzy. Zresztą głowa lalki też jest jakby za duża do całej reszty jej filigranowej postaci.
A postać ta odziana jest przepięknie. Hanfu mojej Ever Green jest jednoczęściowe, co pewnie tłumaczy jej przystępną cenę, za to odszyte jest wspaniale. Inspirację dziełem Wang Ximenga widać tu bardzo wyraźnie. Na rękawach nadrukowane są fragmenty pejzażu, zaś kolorystyka i sposób szycia dolnych partii ubioru ma przywodzić na myśl rzekę. Szczególnie podobają mi się nachodzące na siebie warstwy. Ta najciemniejsza niestety została przytwierdzona do pudełka znajomymi białymi gwoździkami, które w delikatnej, zwiewnej tkaninie pozostawiły dziurki. Materiał gniecie się strasznie, więc go troszkę wyprasowałam, a dziurki przestały dzięki temu być tak widoczne.
Strój Ever Green jest tak piękny, że nie będę jej przebierać, ale w powłóczystym hanfu, które na dodatek gniecie się strasznie, ciężko było mi zaprezentować artykulację lalki. Kurhn ma zginalne nadgarstki, łokcie i kolana, a ręce i nogi odchylają się na boki. Główka ma ograniczoną ruchomość, natomiast nóżki są ciekawe. Uda są wykonane z plastiku, ale łydki są jakby bardziej elastyczne. Przez to są też podatne na odbarwienia, moja lalka ma plamę na kostce powstałą chyba przez styczność z jej ubraniem. Jak dotąd żadna z moich Kurhn nie ma artykułowanych kostek, ale to się wkrótce zmieni …. Ever Green może nosić jedynie płaskie buty.
Na koniec jeszcze ciekawa informacja. Mianowicie, dzięki Slavce i jej lekcjom ruskiego dowiedziałam się, że Guang Dong Kurhn Toys produkuje również lalki o identycznym moldzie o imieniu Sonya Rose wyłącznie na rynek rosyjski. Sonya tym się od Kurhn różni, że ma wszczepione rzęsy, które wyglądają dziwacznie. Wiem, że wszywane rzęsy to dla producenta wyzwanie, ale są naprawdę kuriozalne. Sonya lubi też błyszczące stroje, dużo tam złota i srebra i jakieś to mi się wszystko wydaje choinkowe poza jedną, tą w kolorowej sukience.
O Kurhn będzie jeszcze sporo na blogu bo załapałam mocnego bakcyla i wspomnę tylko, że czwarta jest już w drodze ….
OOooooooo!!! Gratuluję!! Cóż za zacne chińskie stadko do Ciebie przybyło! Nad zakupem Kurhn zastanawiam się od kilku lat i już-już mi się wydawało, że udało mi się o niej zapomnieć, ale po obejrzeniu Twoich zdjęć znów mi się chciajstwo włączyło... Śliczne dziewczątko, w dodatku pięknie odziane... A jak z butkami? Pasują na nią barbioszkowe, czy stópki są znacznie większe?
OdpowiedzUsuńWłaśnie nie wiem czy Barbiowe buty pasują, ale sprawdzę i w najbliższych wpisach dam znać ;) A jeśli planujesz kupno Kurhn to nie ma się co zastanawiać, bo są fantastyczne i nie rozbiją banku ;)
UsuńPiękna jest! Ta twarz, ogromne oczyska, kreacja. Gratuluję, kochana.
OdpowiedzUsuńDziękuję Marzenko, jestem nią zauroczona!
UsuńChociaż Kurhn to zupełnie nie moja bajka, to lubię je oglądać u innych kolekcjonerów. Strój ma śliczny i w pięknych kolorach. Ale chyba najbardziej spodobały mi się jej stópki, tak dokładnie wyrzeźbione. :)
OdpowiedzUsuńJa mam tak z Mackie, mogę podziwiać z daleka, chociaż są i takie, które muszę oglądać z bliska. Jedna właśnie do mnie dotarła, a ja przebieram nóżkami bo jeszcze z paczki nie zdążyłam wyjąć.
Usuń