Dzień Dziecka to jeden z najmilszych dni w kalendarzu. Z tej okazji co rok staram się zamieścić dzieciowy post na blogu, zawsze preparowany z dużym wyprzedzeniem, bo w Dniu Dziecka nigdy nie mam na to czasu. W moich zasobach lalkowych jest tylko jedno dziecko, synek pani Heart od Rotoplastu, którego już zresztą pokazywałam, natomiast zawsze mogę liczyć na wsparcie Młodej w tej kwestii. Młodocianego plastiku u niej na pęczki, a poniższe lalki i zestawy i tak chciałam Wam pokazać. Dziś jest po temu idealna wprost okazja.
Na ogół nie przepadam za Chelsea, zdecydowanie wolę dawną Kelly, jednak poniższe zestawy podobały mi się, z przyjemnością podarowałam je Młodej, tzn. technicznie rzecz ujmując, tylko ten pierwszy ja jej sprezentowałam, pozostałe są od Mikołaja! Wiemy o co chodzi, pełna konspira… Playset Barbie Przygody Księżniczek –księżniczka Chelsea #GML72 GML74 to prezent urodzinowy Młodej. W jego skład wchodzi imponujący mebel, który nie wiem czy jest sofą, czy łóżkiem, w każdym razie jest iście królewski, z koroną na szczycie i baldachimem. Baldachim spodobał się Młodej, bo akurat marzyła o Chelsea syrence. Zdjęła więc tiulinę z łóżka, zamotała wokół nóg Chelsea i w ten sposób zaimprowizowała swoją własną syrenkę. Da się? Da się!
Jako, że współczesna Barbie i jej siostry mają świra na punkcie szczeniaczków i innego inwentarza, to i tu nie mogło go zabraknąć. W zestawie znajdziemy szczeniaczka i królika – oba zwierze mają ogromne głowy, na których noszą mini tyci korony- zdejmowalne! Zwierzyniec musi mieć gdzie spać, a więc szuflady znajdujące się pod łóżkiem, to nie żadne szuflady, tylko mini łóżeczka dla futrzatych pupili. No błagam, czy w każdym, ale to w każdym zestawie musi być pies? No nic, Młoda się z nich cieszy, dzieciaki lubią szczeniaki, kocięta i króliki. Akcesoria drobne to miś, którego Młodej notorycznie podkradam bo idealnie się nadaje do mojego pokoiku Licci, podusia, którą też często pożyczam, filiżanka i trzy książeczki (są trzy, mnie się po prostu nie chce trzeciej wyłaniać z odmętów pudełka na akcesoria). Zestaw jest bardzo bajkowy, bo ma promować nowy film o Barbie (czy raczej na odwrót). Lalki, dorosłe i te małe z serii o Przygodach Księżniczek bardzo mi się podobały, a oczami wyobraźni widziałam, jak kolejne lalki pojawiają się w szufladzie Młodej gdzie mieszka jej plastik i odrobina winylu. Nic to, film to absolutna klapa, powielenie tego samego schematu o księżniczce i żebraczce w stylu high fashion i na siłę wciskanym przesłaniu, że trzeba być sobą. Ile razy już to widzieliśmy? Nawet młoda stwierdziła, że filmu po prostu nie da się oglądać. Nagle lalki już tak bardzo mi się nie podobają, za to seria Barbie-rolniczek wskoczyła na pierwsze miejsce w kategorii „współczesny Mattel”.
No ale wróćmy już do rzeczonej lalki. Księżniczka Chelsea ma na sobie wmoldowaną bluzeczkę (wrrr ciary na plerach), śliczną dwuwarstwową tiulową spódniczkę sypniętą brokatem i różowe trampki za kostkę. Księżniczka musi mieć koronę. Tak, korona i pieski to akcesoria obowiązkowe i w zestawie są oba! Sama lalka jest urocza. Ma cerę barwy cynamonu, zielone oczy i włoski w ciepłym kolorze. Byłaby naprawdę śliczną lalką, gdyby nie fakt, że włoski zrobione są z podłego materiału. Młoda bardzo dba o swoje zabawki, czego dowodem jest choćby fakt, że do tej pory nie zgubiła mini tyci koron dla pieska i króliczka. Niestety, mimo jej starań, włosy lalki się zmechaciły i moje zabiegi pielęgnacyjne raczej nie pomogą. Raz już ratowałam podobne włosy Chelsea należącej do bratanicy. Nierówna walka z wielkim kołtunem trwała blisko 10 dni. Przez tydzień moczyłam moher w płynie zmiękczającym, nakładałam odżywkę, płukałam wrzątkiem, a i tak włosy nie wyglądały całkiem dobrze. Szkoda, taka fajna lala. Dodam jeszcze, że jakby ktoś odczuwał niedobór pupili, to w serii Princess Adventures jest jeszcze blond Chelsea z placem zabaw dla zwierząt. Znajdziemy tam szczeniaczka, kociaka i dwie sowy. Te sowy to nawet ciekawe są.
Od Mikołaja Młoda dostała kamper Chelsea, #FXG90. Długo wahała się między pełnowymiarowym kamperem i miniaturową wersją dla Chelsea, ale ostatecznie stanęło na wariancie ekonomicznym. Mnie osobiście kamperek szalenie się podoba. Mamy tu małe autko, (zapewne na akumulatorek bo na prawko to Chelsea jeszcze ciut za młoda…), a to co jest w tym autku najfajniejsze, to otwierany bagażnik, do którego można włożyć otwieraną walizeczkę! Tak, to nie żadne atrapy Panie i Panowie! Sam kamper jest otwierany, ma otwierane drzwi i otwierane drzwiczki dla psów bo jest i pies! W środku znajdziemy otwieraną lodówkę! Wiem, nadużywam słowa „otwierany”, ale tak mnie to wszystko dziwi! Żeby lalki się na biwaku wyspały, w kamperze znajdują się dwa łóżka i drabinka, coby lalka nie musiała fruwać. Z tyłu kampera znajduje się coś na kształt koła zapasowego, ale tak naprawdę jest to ognisko … z ogniem! Ogień jest 3D, żadna tam naklejka i do tego można go „ugasić”! Dzieci doceniają takie szczegóły tak samo jak i dorośli – Młoda lubi „gasić” ognisko – jedna Chelsea zawsze przy tym uczy pozostałe jak niebezpieczny jest ogień, że przez to może spłonąć cały las i wszystkie mieszkające w nim króliki, więc lepiej zagasić porządnie!
Z małych przydasiów znajdziemy tu również patyki z piankami na ognisko sztuk dwie, ręczniczek, dwa soczki, garnuszek, dwa taborety oraz gitarę. Pamiętam jak Pani od muzyki uczyła nas śpiewać pewną znaną piosenkę w wersji wakacyjnej. Szło to tak: „Płonie ognisko w lesie, wiatr swąd benzyny niesie, przy ogniu zaś rodzina, smażone dętki wcina”. Sama lalka jest ładna, ale to zwyczajna, blondwłosa Chelsea. Ma naturalnie wmoldowaną bluzeczkę, spódniczkę w kropki i różowe pepegi. Włosy są lepszego sortu, może się tak nie zmechacą jak u poprzedniczki. Choć to Chelsea standardowa, że bardziej się nie da, smuci mnie, że niedługo ten standard może zamienić się w … wysoki standard. Widzieliście już pewnie nowe Chelsea z serii Color Reveal? Nawiasem mówiąc, ja nie lubię tej serii - trik na 5 minut, do tego mokry i czyniący bałagan (już widzę tę kolorową wodę wylaną na przykład na sofę) to żaden trik, a Chelsea nie ma nawet włosów, które mogłyby się zmechacić! Poważnie! Ona ma włosy namalowane jak Ken, choć jemu przystoi, a żeby tak goło nie było, w potylicę wtyka jej się smętne pasemko włosów nawinięte na coś w rodzaju plastikowego gwoździa! Taki pozorowany kucyk. Jakie to smutne!
O czym marzą małe dziewczynki? O syrenkach, wróżkach i księżniczkach! Mattel dobrze o tym wie, produkuje ich ogromne ilości. Rok rocznie przybywa nowego narybku, ale jeśli chodzi o lakową anatomię, to nogi są dla mnie absolutnym wymogiem. Według mnie, syreni ogon musi być zdejmowalny, a takie lalki zdarzają się rzadziej niż te z ogonem z plastiku. Taka ryba od pasa w dół jest fajna, ale nie przez cały czas, nogi muszą być. I tak sobie szukałam, a w tym czasie Młoda wykombinowała sobie własną syrenkę, ale co z tymi wróżkami i księżniczkami? Przydałoby się 3 w 1! Dreamtopia Fairytale Dress-up Chelsea #FJC99 FJD01 to laleczka, której szukałam dla Młodej. Chelsea dostępna była w wariancie bladolicym oraz AA, przy czym tą drugą łatwiej było dostać, a i podobała mi się bardziej. Mikołaj dorzucił laleczkę do prezentu pod choinkę.
Ten niewielki, niepozorny i niedrogi zestawik kryje w sobie o wiele więcej niż na to wygląda. Po pierwsze znajdziemy w nim prześliczną, ciemnoskórą Chelsea, o bardzo ładnych włosach, o wiele lepszych gatunkowo niż Princess Adventures, która kosztuje dwa razy tyle i jest częścią jednej z flagowych serii Mattela z ubiegłego roku, więc niby firma powinna się bardziej postarać. Ot jak cena wcale nie idzie w parze z jakością! Laleczka ma wmoldowane body bez rękawów, co jest nie bez znaczenia, bo Mikołaj w ostatniej chwili podrzucił pod choinkę jeszcze 2 zestawy ubrań, które na syrence (nazwijmy ją roboczo syrenką) wyglądają najlepiej niż na pozostałych prezentowanych dziś Chelsea. Przy okazji, na youtube jest taki zabawny pan z Kanady, który lubi Chelsea i ubranka dla niej, ale że ubranka kiepsko wyglądają na wmoldowanym odziewku, to w ramach prezentacji ubiera w nie … chłopców, bo rówieśnicy Chelsea płci męskiej nie mają namalowanych ciuchów. I gdzie tu konsekwencja? No nic, syrenka ma ogon materiałowy i całkowicie zdejmowalny, a do tego naszyjnik i oczywiście koronę. Jest z niej naprawdę bardzo sympatyczna ryba!
Gdy Chelsea syrenka zrzuci ogon, może stać się wróżką, wystarczy do pleców doczepić jej skrzydła, które mocowane są tak, że pasować będą tylko na nią. Inne Chelsea nie mogą być wróżkami! Wróżka ma nakładaną plastikową bluzeczkę, a także błyszczącą spódniczkę oraz baletki, bo to wróżka baletnica! Wróżko-syrenko-baletnica jest tak naprawdę księżniczką, wystarczy założyć jej drugą plastikową bluzeczkę, inną spódniczkę oraz buty! Tak, bo ona ma dwie pary butów! Mattel był dla niej bardzo szczodry!
Od dawna podobały mi się stroje dla Chelsea, których wyszło raptem 6 zestawów, ale pierwsza seria z 2018 roku umknęła mi, za to z wypustów z 2020 udało mi się złowić dla Młodej dwa z trzech. #FXN69 GHV61 to zestaw urodzinowy, w którego skład wchodzi pasiasta sukienka w lamy, para różowych sandałków, opaska, dwie babeczki oraz prezent. Niestety pudełeczko nie ma dna i nie jest funkcjonalne. Drugi zestaw to #FXN69 GHV95, na który składa się tęczowa spódniczka, najmniejsza bluzeczka jaką kiedykolwiek widziałam, kask, wrotki o kółkach, które się nie kręcą, urocze okulary serduszka z transparentnego plastiku oraz soczek. Jak widać na załączonym obrazku, wmoldowane body Chelsea wystaje spod bluzeczki. Tak czy inaczej, cieszę się, że Mattel wreszcie postanowił wypuścić na rynek ubranka dla Chelsea i mam nadzieję, że będzie ich więcej.
Trzy dziewczynki bawią się w najlepsze, zajadają się babeczkami i popijają soczkiem. Wybrały się też razem na małą przejażdżkę kamperem, upiekły sobie pianki na ognisku, pośpiewały sobie przy tym. Na pewno jakiś dorosły pilnował by się nie poparzyły ogniem, a gdy już pora była wracać do domu, upewnił się, że ognisko było dobrze zagaszone. Niestety, gdy już prawie były w domu, akumulatorek w autku Chelsea rozładował się, kilka ostatnich metrów trzeba było samochodzik pchać! Ot taka przygoda. A Wy dobrze się bawicie w tym wesołym dniu?
Nie ciągnie mnie (na szczęście dla mego portfela^^) do tych panienek, ale muszę przyznać, że prezentują się uroczo (choć wmoldowane ciuszki to już mocne przegięcie, drogi Mattelu). Playsecik z sofą ma piękną kolorystykę, ale najfajniejszy - jak dla mnie - jest kamperek, zupełnie jak za starych, dobrych Mattelowych czasów.
OdpowiedzUsuńBawię się dziś nad wyraz wesoło oczekując pana pocztowca, który dziś lub jutro (niestety nie mogę się doprosić o numer przesyłki, więc nie wiem dokładnie kiedy) dotrze do mnie z prezentem, jaki sobie na Dzień Dziecka zafundowałam sama ;) Sprawiłam sobie Kena Jewel Secrets i już się nie mogę doczekać, aż go zmacam <3/Wiktoria
Oooo znam ja dobrze tego Kena. Pamiętam go z pudełka od mojego domku dla Barbie, który miałam w dzieciństwie - Barbie Furnished Townhouse 1987. On oraz Jewel Secrets Barbie wspaniale się prezentowali na zdjęciach na pudełku. Nie miałam pojęcia co to za jedni, ale chciałam ich mieć.
UsuńDo mnie właśnie pan pocztowiec przybył. Nawet mnie zaskoczył, bo paczusię przyniósł zanim w systemie pojawiła się informacja o jej przybyciu do mojego miasta i wydaniu do doręczenia. Bardzo miła niespodzianka :) Ja sprawiłam sobie 2 nowe ciuchy dla Licci i akurat przyszły w Dniu Dziecka :)
Kamperek jest bardzo solidnie wykonany z ładnego, błyszczącego plastiku. Podoba mi się jego kolorystyka i funkcjonalność, ale z lalek najbardziej lubię syrenko-wróżko-baletnico-księżniczkę :)
Wow, nowe ciuszki dla Licci-chan - to brzmi świetnie, ona jest tak fantastyczna, że prezentować się musi genialnie w każdym rodzaju ubrań, od jeansu poczynając, a na kimonach kończąc <3 A Japończycy dobrze wiedzą, jak dogodzić lalkomaniakom jeśli chodzi o dodatki i całe lalkowe uniwersum^^
UsuńMnie też najbardziej podoba się ta ciemnoskóra Chelsea, jej karnacja pięknie wpasowuje się w kolorystykę strojów i dodatków :)
Oj tak, już się nie mogę doczekać, aż rozbebeszę przesyłeczkę z Kenem, i tu będzie mnie czekać test cierpliwości - wolę jednak te 2-3 dni odczekać ze względu na covid, więc dziś ani jutro się jeszcze Kenem nie nacieszę. Mój nie ma oryginalnego stroju, tylko zastępczy, ale ma za to fantastyczną grzywę (fajnie, że nie ma tych włosów w całości zaczesanych do tyłu) <3 I to takiemu grzywkowemu fetyszyście jak ja wystarczy, Ken z miejsca tą zawadiacką grzywą kupił mnie, a ja kupiłam jego ;) I tylko stojaków już mi brak, ehh... ;)
Brak stojaków i miejsca do eksponowania kolekcji to częste bolączki kolekcjonerów :) Ja sama jeszcze nie tak dawno temu nie przypuszczałabym, że również będę cierpieć na te braki :)
UsuńDlatego zamiast bardzo wielu lalek Licca, zamierzam mieć sporo strojów i akcesoriów do tych, które mam już teraz.
Choć za dzieciakami lalkowymi nie przepadam, to i ja mam u siebie kilka...No dobra kilkanaście sztuk. W tym również Chelsea. Zestawy Twojej córki są naprawdę fajne. Szkoda tylko, że jakość niektórych rzeczy pozostawia wiele do życzenia...
OdpowiedzUsuńZ tą jakością to masz rację, choć te zestawy, wyłączając siano pierwszej Chelsea, są bardzo przyzwoite. Sama się wahałam czy aby nie sprawić sobie takiej syrenki, ale prędzej zdecydowałabym się na Kelly lub Miki i Maki - młodsze siostry Licci :)
UsuńNawet nie wiedziałam, że te maluchy mają tak wiele mebelków i innych akcesoriów. To fajna lalka na podróż, zmieści się w kieszeni. :) Sama nie mam zacięcia do takich maluchów, choć w dzieciństwie przepadałam za mini Fleur kupowanymi w kiosku, a obecnie mam jedną LPS Blythe. Podobają mi się te słodkie kolorki, ale wciskanie wszędzie małych zwierzątek staje się męczące.
OdpowiedzUsuńOj mają, mają. O ile się nie mylę, na rynku dostępne są również Chelsea z miniaturową kuchenką i sklepem spożywczym. Ja też nie czuję potrzeby posiadania lalkowych maluchów, choć przyznam, że starsze Kelly czy Yumekawa Miki i Maki z chęcią bym przygarnęła. Dziwna sprawa z Miki i Maki z serii Yumekawa - jeden sklep w Japonii miał je dostępne w przedsprzedaży, nigdzie indziej ich nie widziałam, więc nawet nie wiem czy istotnie wyjdą w połowie czerwca. Jeśli tak, to mam nadzieję, że uda mi się je kupić, a to oznacza ciuchy i akcesoria dla maluchów :) Ech, niekończąca się opowieść!
UsuńChętnie bym się przekonała, czy ich ubranka i buty pasowałyby na te moje chińskie maluchy. Niestety zupełnie nie mam sposobności, by to zrobić :/
OdpowiedzUsuńŻebyś tak mieszkała bliżej, to byśmy się spotkały na przymiarki :)
Usuń