piątek, 4 września 2020

Fashion Play Barbie 1988 "the pink dress"

Wspaniale jest móc skreślić lalkę z listy życzeń i postawić ją w witrynce! To uczucie zna i rozumie chyba każdy kolekcjoner, który polował, polował i upolował lalkę dlań szczególną, bo nie ma wątpliwości, że Fashion Play Barbie 1988 potocznie określana jako „pink dress” jest dla mnie szczególna. Tyle, że ja nie mam pojęcia z czego ta jej wyjątkowość wynika. Lalka nie wpisuje się w żaden nurt mojej kolekcji, bo daleko jej do rozbuchanej estetyki Holidayek, nie poraża też neonami, ani nie powala na kolana elegancją rodem z Dynastii. Nie jest to dla mnie również lalka sentymentalna. Nie posiadałam jej w dzieciństwie i nie pamiętam by miała ją którakolwiek z moich koleżanek czy kuzynek, a jednak gdy zobaczyłam jej zdjęcie online po raz pierwszy, wydała mi się dziwnie znajoma, jakbym oglądała fotografię starej, dobrej przyjaciółki.  

Na próżno wysilałam mózgownicę celem łowienia jakichkolwiek wspomnień na temat bohaterki dzisiejszego wpisu. Tak naprawdę jedyna prawdopodobna sytuacja, w której mogłabym się z nią zetknąć to wizyta w Pewexie. Być może tego pamiętnego dnia, gdy Mama kupiła mi moją pierwszą Barbie, to właśnie FP ’88 z nią konkurowała. Lalki pochodzą z tego samego rocznika, a i powszechnie wiadomo, że Fashion Play królowały w Pewexach. Oczywiście żadna lalka nie miała szans z moją SuperStar, ale różowa FP na pewno by mi się podobała, zważywszy na mój gust i upodobania.  W zasadzie nawet dostrzegam wiele wspólnych cech między obiema lalkami. Ich sukienki utrzymane są w tym samym łagodnym, przyjemnym dla oka różu, ich makijaże są zbliżone, a fryzury bardzo podobnie ułożone (mowa o wersji saranowej). Gdyby się bliżej przyjrzeć, można by się posilić o stwierdzenie, że różowa FP to taka trochę okrojona wersja SuperStar. Być może darzę ją sentymentem przez samo podobieństwo do mojej pierwszej Barbie.


Ach różowa Fashion Play, ile ona mnie kosztowała nerwów i wyczerpała do cna wszelkie pokłady mojej cierpliwości, nawet te, o które sama siebie bym nie posądzała, ale wszystko dobre, co się dobrze kończy, nawet transakcje, które trwają półtora miesiąca! Można by pomyśleć, że lalka przebyła morza i oceany zanim do mnie dotarła, a chodzi tu jedynie o prostą przesyłkę z Polski do Polski! Jednak Pani Sprzedawczyni musiała się zmagać nie tyko z przeciwnościami losu, ewidentnie sprzysięgły się przeciwko niej siły nieczyste i moce piekielne! Otóż wszystko zaczęło się od zupełnie innej lalki, którą owa Pani wystawiła na sprzedaż za pośrednictwem znanego portalu. Lalkę zamówiłam i niezwłocznie zapłaciłam, a że był akurat weekend i zajmowały mnie czynności niewymagające wysiłku intelektualnego, moje myśli krążyły swobodnie wokół innych lalek Pani Sprzedawczyni. Była tam pewna Barbie w sukience FP’88, a ja pomyślałam, że skoro jest sukienka, może jest i lalka. I była. Pani była bardzo miła, zgodziła się na zamianę lalek i nawet obiecała, że Fashion Play ubierze w jej oryginalną sukienkę. Dopłaciłam niewielką różnicę i … zaczęły się schody.

Najpierw było opóźnienie, bo lalkę trudno było znaleźć wśród przepastnych kartonów pełnych lalek, później została nadana na rzekomo niewłaściwy adres, czego nie dało się zweryfikować, bo niekompetentna pani na poczcie nie wydała numeru nadania. Pani Sprzedawczyni zaproponowała, że niedogodności wynagrodzi mi lalką gratisową i miała to być lalka wystawiona w sukience od FP. Gdy lalki do mnie trafiły okazało się, że nastąpiła pomyłka, nawet dwie. Moja Barbie nie miała na sobie swojej sukienki, a ta gratisowa była zupełnie inną lalką! Nastąpiły przeprosiny i obietnica wyprostowania sytuacji, ale nie od razu bo urlop. Pomyłkowa lalka mi się spodobała, więc ją odkupiłam, ale nadal chciałam tamtą właściwą, no i sukienkę, za którą zapłaciłam. Miała przybyć przed moim wyjazdem i zgadnijcie co! Zgadliście – nie dotarła. Na zapytanie co się stało czekałam dobre trzy dni, bo z responsywnością u Pani też było kiepsko. Okazało się, że wydarzył się wypadek i Pani trafiła do szpitala, a teraz jest unieruchomiona. Gdybym już takiego scenariusza wcześniej nie słyszała i nie była uprzedzona wcześniejszymi doświadczeniami to bym pewnie uwierzyła, ale w tej sytuacji pomyślałam sobie tylko „No proszę cię kobieto!”. Głęboko przekonana, że nie ma czegoś takiego jak gratis zaproponowałam, że za lalkę gratisową zapłacę, pokryję też koszt przesyłki, za sukienkę płacić nie będę, bo już to zrobiłam. Pani się zgodziła, przelew poszedł, a lalka wraz z sukienką dotarła … po kolejnych opóźnieniach.


W powyższych akapitach jest sporo goryczy i złośliwości, ale muszę być obiektywna i przyznać, że Pani Sprzedawczyni nie jest oszustką, która by bez mrugnięcia okiem podała numer konta, czekała do zaksięgowania kwoty, a później wyprostowała środkowy palec. Miała pełną świadomość, że otrzymała zapłatę i teraz należało się wywiązać z umowy. Przez całe półtora miesiąca była miła i znosiła moją rosnącą napastliwość z taką samą cierpliwością, z jaką ja znosiłam opóźnienia i wymówki. Swoje lalki wystawia po cenach niewygórowanych i bez targowania akceptowała podane przeze mnie kwoty za lalkę omyłkową i „gratisową”. W innych okolicznościach zakupiłabym u niej jeszcze wiele innych lalek, ale czas oczekiwania … jakby był trochę za długi. Ponadto, Pani naprawdę chciała nadać lalkę, ale ewidentnie jej się to nie udawało, a jestem w stanie zrozumieć, że ludzie pracują dłużej niż do 18.00 gdy zamykana jest poczta w niewielkiej miejscowości. Wiadomo jak bywa z pocztą – choćby list chciał nadać sam Prezydent RP albo Papież, to godziny zamknięcia są bardziej święte niż Jego Świątobliwość i tyle w temacie. Ja natomiast mam trzy lalki, czyli to za co zapłaciłam wcale nie tak dużo i nie chowam urazy.

Jest tylko jedna, mała rysa na całościowym obrazie. Mianowicie, gdy się okazało, że Pani ma w swoim posiadaniu różową FP’88 była akurat na wakacjach i nie miała pod ręką jej zdjęcia, ale zapewniła mnie, że lalka jest w stanie idealnym. Gdy już ją wreszcie odgrzebała z pudeł, okazało się, że zupełnie inaczej definiujemy określenie „stan idealny”, które jak widać pozostawia ogromne pole do interpretacji. Zdjęcie było niewyraźne, ale i ono nie pozostawiało złudzeń – włosy lalki w najlepszym wypadku stanowiły niemałe wyzwanie dla moich umiejętności restauratorskich, a być może nawet pełny reroot. Niestety tak się składa, że jest to lalka trudno dostępna.  Śledzę aukcje i ogłoszenia już od przeszło dwóch lat i jak do tej pory natknęłam się na eBay’u na jedną nową w horrendalnej cenie i jedną na allegro w stanie po przejściach, a i jej cena nie zachęca do podjęcia działań reanimacyjnych trupa. Nie ma wyjścia, trzeba brać co dają i nie wybrzydzać, tak też zrobiłam.

Po przybyciu lalki zabrałam się do pracy mając już w głowie scenariusz pod tytułem „reroot” bo włosy lalki fakturą przypominały moherowy beret – sztywny i szarawy, który zaciekle opierał się grawitacji. Moher wylądował w płynie zmiękczającym gdzie spędził całą dobę, po czym go wyszorowałam szamponem i mydełkiem piorącym i nałożyłam odżywkę. Nawet rozczesany wyglądał nadal źle, choć był już znacznie jaśniejszy, a wizja przeszczepów zaczynała być coraz bardziej realna. Dlatego kudły potraktowałam bez zbędnych ceregieli i pieszczot. Zagotowałam wrzątek i choć to kanekalon, nawet nie odczekałam tych kilkunastu sekund celem zachowania zasad bezpieczeństwa w kontakcie z kanekalonem. Bez cackania zanurzyłam łeb we wrzątku i jeszcze gorące, ociekające wodą włosy przeczesałam grzebieniem o gęstym zębie. Potem znów do wrzątku i czesanie warstwy spodniej. Tę czynność powtórzyłam jeszcze kilka razy, zagotowałam wodę znowu i hop do wrzątku i pod grzebień. Tak biedną Barbie męczyłam wrzątkując przeszło tuzin razy, a następnie przelałam szczodrą ilością mocno rozcieńczonego żelu do włosów dla połysku. Moher już nie wyglądał jak moher, tylko jak włosy, które wreszcie opadły na plecy lalki, a po wyschnięciu i przeczesaniu grzebieniem zachwyciły mnie swoją gładkością i jedwabistością. Pozostało już tylko je zakręcić, ale ja nie umiem formować loków z kanekalonu, więc po dwóch nieudanych próbach wyprostowałam włosy i dałam sobie spokój. Teraz wiem już co robiłam źle i może podejmę kolejną próbę, ale do tego trzeba czasu i cierpliwości.  Lalka po spa wyglądała jak ludzie, choć nadal była goła.

Na swoją oryginalną kieckę przyszło Barbie jeszcze trochę poczekać, ale wreszcie jest! I jest śliczna! Sukienka jest skromna, ale jak na standardy Fashion Play trzeba przyznać, że i tak jest dość strojna. Zawsze miałam słabość do lurexu, który uważam za najbardziej barbiowatą tkaninę, a ten z racji zapięć na zatrzaski, a nie na rzepy jest w świetnej kondycji – gładziutki, błyszczący i nigdzie nie pozaciągany. Lubię tę lekko połyskującą baskinkę, na którą składa się warstwa tiuliny i koronki. Special Expressions ma identyczną sukienkę tylko w białym kolorze, a lalki postawione obok siebie cieszą moje oczy. Gdybym dorwała sukienkę od FP ’88 wersji niebieskiej, mogłabym się posilić o małe oszustwo i udawać, że mam komplet, bo Special Expressions to wypisz, wymaluj niebieska FP z malunku twarzy i uczesania! Kiedyś będzie moja! Niestety nie mam oryginalnych butów od różowej FP, Super Star  ’88 posiada podobne. Kolor obu par jest zbliżony, ale te od FP mają dodatkowo perłowy połysk. Jeśli ktoś je posiada, chętnie odkupię!


Ogromnie się cieszę, że bohaterka dzisiejszego postu po długich poszukiwaniach i po perypetiach trafiła wreszcie do witrynki i, że ma swoją oryginalną sukienkę. Nie wiem z jakich powodów udało jej się wdrapać na same szczyty mojej listy życzeń, bo to skromna lalka. Choć już ją wreszcie mam, nadal czuję lekki niedosyt i z chęcią bym ją zdublowała, jeśli trafiłaby się wersja z saranowymi włosami. Już wcale nie musi mieć oryginalnej kreacji, bo moje lalki i tak nie noszą identycznych kiecek



20 komentarzy:

  1. No to faktycznie miałaś superprzygodę w związku z zakupem tej ślicznotki... Ale najważniejsze, że koniec końców dotarła i jest w Twoim posiadaniu. Jest urocza - taka świeża i dziewczęca <3
    Gratuluję umiejętności rekonstruktorskich - przypomniała mi się od razu moja zabawa z włosami Midge, to był pierwszy kanekalon, którego nie spartoliłam i faktycznie, włosy po wielokrotnym wrzątkowaniu to jednej, to drugiej strony wyglądają świetnie.
    Rozumiem chęć dublowania - sama dubluję ostatnio dość często, tylko nie Barbie, a lalkowych panów; ostatnio wpadł mi w oko jeden z koreańskich chłopaków made by Mattel (a dokładnie Suga z serii BTS Prestige), po zakupie zachwycił mnie do tego stopnia, że właśnie zmierza do mnie drugi okaz tego samego lalka (ach, te ciuszki - jak za starych, dobrych mattelowych czasów!)./Wiktoria

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci szczerze, że w pewnym momencie straciłam nadzieję, że sukienka kiedykolwiek do mnie trafi, nie mówiąc już o lalce "gratisowej". Na szczęście obie są już u mnie, a także świetna lalka, na której bardzo mi zależało.
      Z włosami mi się udało, bo to jest całkiem niezły gatunkowo kanekalon. Zazwyczaj nie pozwalam sobie na taką nonszalancję gdy go próbuję naprawić, ale w tym przypadku doszłam do wniosku, że nic nie ryzykuję, bo włosy wyglądały tragicznie. Naprawdę zdjęcia nie oddają faktycznego stanu rzeczy. Kanekalon był szarawy i paskudny w dotyku.
      Z tym dublowaniem to jest tak, że kiedyś byłam zdecydowanie temu przeciwna. Mając jednak ograniczoną przestrzeń do eksponowania lalek byłam przekonana, że nie mogę sobie na to pozwolić, ale pewne lalki po prostu się proszą o to by je dublować. Muszę się postarać o kolejne egzemplarze Peaches'n Cream, Day to Night i SuperStar, no i oczywiście Crystal.
      Te koreańskie chłopy fajnie wyglądają i zdaje się, że są całkiem nieźle wykonani. Stroje mają bajecznie kolorowe i ekstrawaganckie! Nie dziwię się, że ich dublujesz. Niektórych lalek człowiek po prostu nie ma dość.

      Usuń
  2. Dobrze, że cała historia zakończyła się szczęśliwie. Obie lalki prześliczne.:) Pięknie uratowałaś jej włosy, panienka ma u Ciebie jak w lalkowym raju.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I o to chodzi, dobrze się skończyło, więc jest dobrze! Nie sądziłam, że sobie poradzę z tymi włosami, ale współpracowały i poddawały się zabiegom bardzo posłusznie, więc jestem zadowolona :)

      Usuń
  3. Oooo, ja nie mam tyle cierpliwości do sprzedawców. Jeśli coś za długo idzie, to się wściekam i dzialam pod wpływem emocji. Zazwyczaj na dobre to nie wychodzi, ale upuszcza trochę pary.
    Składam głęboki pokłon za uratowanie barbiowych włosów - to czynność, której nienawidzę i najchętniej kupowałabym lalki, których fryzury zabezpieczono niezmywalnym klejem :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też zazwyczaj nie mam takiej cierpliwości, nie wiem jakim sposobem ją wykrzesałam. Chyba się po prostu uparłam, że będę miała tę lalkę i będę miała tę kieckę choćby nie wiem co :) A sprzedawczyni w końcu je nadała bo mnie po prostu miała serdecznie dość!
      Barbiowe włosy wyglądały istotnie fatalne, ale chyba ten wczesny kanekalon jeszcze nie jest taki zły, bo nie dość, że go dokumentnie nie zniszczyłam, to jeszcze udało się go naprawić :)

      Usuń
  4. Masz rację, FP budzą wspomnienia z wizyt w Pewexie. :) Ale ja najbardziej zazdrościłam koleżance, której starsza siostra mieszkała we Francji i stamtąd przywoziła niedostępne u nas Barbie i stroje. Świetnie poradziłaś sobie z włosami lalki i podziwiam twoją cierpliwość do sprzedawczyni, ja pewnie szybko zażądałabym zwrotu pieniędzy i dała sobie spokój. A z Barbiowych tkanin najbardziej lubię lamę, choć jest dość nietrwała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach Pewex! Podejrzewam, że z takim samym sentymentem Amerykanie wspominać będą Toys'r'us, choć chyba trudno porównywać te dwa przybytki :)
      Ja miałam to szczęście, że moja Mama lubiła mnie rozpieszczać na tyle, na ile mogła, więc podarowała mi wspaniałą lalkę, meble i Ferrari. Rodzina z Ameryki, bardzo zresztą bliska, była już mniej szczodra i chętna do rozpieszczania, ale zawdzięczam jej wspaniałe fanty, więc nie mogę narzekać :)
      Co do sprzedawczyni i problemów z transakcją, to kiedyś to musiało się zdarzyć. Statystycznie patrząc, bardzo często kupuję online i w zdecydowanej większości przypadków te transakcje są bardzo udane. Cieszę się, że zakończenie tej konkretnej było szczęśliwe :)

      Usuń
  5. Ale masz schody z tymi zakupami ostatnio. Lalki wyglądają pięknie <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trafiłaś w sedno, miałam pasmo kiepskich transakcji, na szczęście w międzyczasie nabyłam jeszcze kilka innych lalek, z którymi nie miałam najmniejszych problemów, ani ze sprzedawcami :)
      FP była warta zachodu i nerwów, bardzo się z niej cieszę!

      Usuń
  6. Podziwiam Twoją cierpliwość, ale zdecydowanie warto było na nią czekać, bo jest piękna.

    OdpowiedzUsuń
  7. Na zdjęciach włosy wyglądają idealnie, jakby lalka wyskoczyła prosto z pudełka. Poradziłaś sobie doskonale!
    Panna jest prześliczna, taka delikatna.
    A przeboje z kupowaniem - podziwiam za cierpliwość...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, cieszę się, że udało mi się naprawić ten moher. Same kłody pod nogi miałam z tą lalką, ale warta jest zachodu i nerwów :)

      Usuń
  8. Wow, podziwiam Twoje samozaparcie, tak w kwestii kontaktów ze sprzedawczynią, jak i zabiegów fryzjerskich. Jakiego użyłaś mydełka piorącego? Tak się składa, że akurat ratuję mocno wyszarzały kanekalon pewnego maleństwa i mimo, że myłam już ze 3 razy, to i tak nie jest idealnie...
    Będę wdzięczna za poradę ekspertki.
    Tasha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj nie powiedziałabym, że że mnie ekspertka, ale z chęcią podzielę się tym co wiem. Najpierw namaczałam włosy w płynie do płukania. Dużo płynu - szklanka płynu i pół szklanki wody. Włosy moczę długo, dzień, dwa, tak by brud zmiękł. Później czyszczę mydełkiem piorącym z Rossmanna, Mr. Beckmann chyba się ono nazywa. Później szampon, odżywka, czesanie, wrzątek, znów czesanie i na koniec rozcieńczony żel do włosów - kapka żelu na 200 ml wody. :)

      Usuń
  9. Sądząc po fryzurach Twoich Barbie, to jednak jesteś ekspertką. Wielkie, przeogromne dzięki za porady. Ja do tej pory ograniczałam się tylko do płynu do płukania (nawet bez rozcieńczania), szamponu i odżywki. Na wrzątkowanie nie mam odwagi, już raz zepsułam lalce fryzurę:(
    Ale z mydełka chętnie skorzystam i żelu też spróbuję, może panienka będzie znów ładna:)
    Jeszcze raz dziękuję!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, jak mi miło! Z tym kanekalonem bardzo dobrze się współpracowało, bo lalki z tamtych lat to jednak jakość sama w sobie. Nie wiem jak to z tym płynem, czy aby lekkie rozcieńczenie go nie pomaga, muszę kiedyś spróbować z nierozcieńczonym. Natomiast rozcieńczony żel jest super sprawą, włosy tak błyszczą, ale trzeba go użyć niewielkie ilości, żeby włosy nie wyglądały na tłuste :)

      Usuń
  10. Prosta lalka, ale ma urok. Dobrze, że lalka odzyskała dawny blask i dostała nowy, ciepły dom. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej urok właśnie tkwi w prostocie :) Cieszę się, że udało mi się ją doprowadzić do porządku!

      Usuń

Stroje dla Barbie z lat 80-tych i 90-tych

  Ostatnim czasem miałam dużo szczęścia do perełek z lat 80-tych, moją kolekcję zasiliły cztery Fashion Play oraz lalka opętana (chyba jej...