wtorek, 29 października 2019

Barbie Fashion x Sanrio #FKR66 FKR68 2017


Kolejny już raz przekonuję się, że czytanie lalkowych blogów jest niebezpieczne i może skutkować nagłymi inspiracjami zakupowymi. Cóż, wpisuję to więc w ryzyko zawodowe i z lubością się w nich rozczytuję. Ostatnio Barbie Stuff zaprezentowała bardzo ciekawe barbiowe ciuchy będące wynikiem kolaboracji Mattel x DC Comcs. Od razu przypomniał mi się pewien zestaw, który podoba mi się już od dwóch lat i ostatnio nawet pojawił się w moim lokalnym sklepie zabawkowym. Dwa razy czaiłam się na niego jak gepard w zaroślach na soczystą antylopkę, zawsze sklep opuszczając bez ciucha. Postanowiłam więc tę sytuację niezwłocznie naprawić i akurat tak się złożyło, że do sklepu i tak musiałam zajść z inną potrzebą, więc sami widzicie – przeznaczenie.


Prezentowany przeze mnie dziś zestaw jest już dobrze barbiolubom znany, bo to jeden z pierwszych kompletów, który Mattel wypuścił na rynek pod logiem Sanrio (pomijając oczywiście wcześniej wydane Barbie/ Steffie). Ja go kupiłam z myślą o moich Skipperkach. Przy okazji przypomniałam sobie, że w barbiowej garderobie mojej córeczki są jeszcze 2 topy sygnowane marką Sanrio. Mój komplecik ma numer katalogowy #FKR66 FKR68 i zapakowany został nader estetycznie – to coś dla zwolenników NRFB. Prezentuje go Babysitter Courtney, na którą spódniczka jest trochę luźna w pasie, ale bluzeczka pasuje idealnie. Strój jest ładnie odszyty i nie potrafię się do niego doczepić. Topik zapina się na rzep, a spódniczka ma wszytą gumkę. Dodatki dołączone do zestawu to opaska z kokardką jaką na głowie ma zawsze Hello Kitty, a także bransoletka. Butów brak!





Jazzie wskoczyła w topik z odsłoniętym ramionkiem, który już wcześniej prezentowała. Na koszulce nadrukowany jest wizerunek My Melody w otoczeniu kwiatów. Na zdjęciach widać to słabo, ale top usiany jest drobnym białym groszkiem. Topik zapinany jest na rzep.  Z braku lepszej alternatywy Jazzie ma na sobie również spódniczkę Barbie okulistki, nawiasem mówiąc, strasznie mi się ta spódniczka podoba, ale wciskanie jej na winylowy tyłek Jazzie to uciążliwe zadanie. Tyłki plastikowe nowożytnych Barbioch lepiej się nadają, gdy spódnicy zapięcia brak!




Moją trzecią modelką jest Baton Twirling Skipper AA, której również nie wyjmowałam do zdjęć od czasu mojego wpisu rocznicowego, a bardzo ją lubię choć niewdzięczna jest do fotografowania. Skipper AA ma na sobie uroczy wrzosowy top z wizerunkiem Little Twin Stars. Podobają mi się wdzięczne, falbaniaste rękawki topu oraz jego obszycie. Top zestawiłam z postrzępionymi szortami z podwójnego zestawu „Boho” o numerze katalogowym #DWG40 z roku 2016. Szorty zdarałam z tyłka biednej hippiski Standard E/C Barbie, która na czas sesji świeciła golizną. Zadziwia mnie częstotliwość pojawiania się słowa „tyłek” w moim dzisiejszym wpisie …





Poza wzbogaceniem mojej skromnej lalkowej garderoby, ostatnio udało mi się również uzupełnić zapasy butów dla Barbie, które przybywające do mnie boso lalki sukcesywnie wyczerpują. Paczuszkę zamówiłam nieopatrznie z wysyłką ekonomiczną. Moja lokalna poczta do najbardziej rzetelnych nie należy, a do tego nie jest w stanie podołać regularnemu napływowi ludzkiemu z okolicznych większych miast w moje malownicze, małomiasteczkowe zakątki. Wynikiem tego przesyłki priorytetowe idą 4 dni jak ekonomiczne, a ekonomiczne – 2 tygodnie!!!! Na temat nieudolności Poczty Polskiej mogłaby nasmarować spory referat, ale to nie blog pocztowy, a lalkowy, oto więc i buty! Ktoś coś rozpoznaje? Część butów to twory klonowe, ale najbardziej fascynują mnie zgrabne czerwone szpileczki z elastycznej, transparentnej substancji. Ta para przybyła osobno wraz z moją Fashion Play.



Buty i ciuchy cieszą mnie ogromnie. Nie zdzierżę lalki bosej w mojej kolekcji! Analiza psychologiczna wykazałaby zapewne, że moja niechęć do nieobutych Barbie ma swe korzenie w moim dzieciństwie. Prawda to, że bolałam nad zgubionymi butami moich lalek i  niemożnością uzupełnienia braków. Odbijam sobie za to w dorosłym życiu – moje lalki mają więcej butów niż ja sama! Jak dobrze, że OLX istnieje.


wtorek, 22 października 2019

Fashion Play Party Cruise 1986


Kojarzycie serię Fashion Play? Jestem przekonana, że wielu z Was odpowie: „No jasne!” i ja się do tej grupy zaliczam choć nigdy sama nie miałam Fashion Play. Kilka z moich koleżanek posiadało te piękne, eleganckie lalki, a ja mogłam się niekiedy nimi pobawić, a raczej potrzymać w rękach – przez chwilkę, ostrożnie! My, dziewczynki, trzymałyśmy się pewnej niepisanej zasady, która mówiła, że każda bawi się swoją lalką. Nie wynikało to z wrodzonej chytrości czy nieumiejętności dzielenia się zabawkami, ale Barbie, rzecz jasna, była wyjątkowa. Lalka często okupiona była całymi miesiącami wywierania presji na rodzicach, koniecznością składania niewygodnych obietnic i przystawania na praktycznie każdy warunek postawiony przez nich: tak mamo, będę sprzątać pokój codziennie, tak będę nosić rajstopy pod spodniami i ten gryzący szalik też i tak, od dziś będę ładnie jadła wszystko, nawet marchewkę i szpinak, tylko proooooooszę kup mi wreszcie Barbie! No i trudno się dziwić, że lalka, która przyszła wreszcie z takim trudem powodowała dyskomfort psychiczny gdy się bawił nią ktoś inny!


Ja też mogłam mieć moją własną Fashion Play Barbie, ale wybrałam pewną Gwieździstą Bezę w wielkim pudle. Już nawet nie pamiętam które konkretnie Fashion Play z nią wtedy konkurowały, ona je tak przyćmiła, ale zapamiętałam, że wszystkie miały śliczne sukienki i te znajome proste rączki. Moja beza miała zgięte w łokciach! Z sentymentu oraz oczywistej urody Fashion Play, nie potrafię obok nich przejść obojętnie, nawet gdy nie są już takie piękne jak tego pamiętnego dna w Pewexie. Jedną taką bidulkę znalazłam ostatnio na OLX. Rozpoznałam ją po sukience jako Fahion Play Party Cruise Barbie 1986, ale lalka cierpiała na ABS! Szyję miała zupełnie jakby mocno nadużywała odżywek i siłowni i pretendowała do miana rasowego kibola. Dać jej kominiarkę, racę w jedną łapę, a w drugą bejsbolowego kija i może robić zadymę! Przez kilka dni z rzędu zaglądałam na to ogłoszenie, jak wariatka, sprawdzając czy lalka nadal tam jest. Zupełnie jakby Barbie z ABS-em miała wielkie powodzenie. W końcu nie wytrzymałam, a gwoździem do trumny okazały się jej oryginalne buty!



Po pewnych perypetiach z Pocztą Polską Barbie przybyła. Wreszcie, po blisko 30 latach miałam moją Fashion Play! Jakże ja się dziko ucieszyłam, choć postronne osoby mogłyby się ciut zdziwić, bo Barbie przedstawiała sobą dziwne dość zjawisko – ujmując to eufemistycznie. Była brudna, aż się cała kleiła, ale miała na sobie oryginalną sukienkę i buty! Jej włosy zamotane były w nieporadny kucyk za pomocą … nylonowej skarpetki (serio!), ale zachowały fabryczny skręt. Najciekawszy był ABS – poprzednia właścicielka zarzekała się, że głowa nie jest urwana i istotnie miała rację, choć żeby się mocno szyi trzymała to też bym nie powiedziała, ale przynajmniej nie była przyklejona na super glue. Wiedząc już z czym mam do czynienia, zrobiłam kilka zdjęć, urwałam łeb (delikatnie), wyszorowałam szczątki jak w renomowanym zakładzie pogrzebowym i zamówiłam akryl do paznokci oraz liquid.




Uparłam się, żeby naprawić filipińskie ciałko, a jak wiadomo – dla upartego nie ma nic trudnego. Skleciłam nawet sondę do aplikowania akrylu – z gumki do ścierania i szpilek. No to jedziem. Zabrałam się do pracy pod osłoną nocy, tak by nikt małoletni nie miał możliwości zaprzyjaźnienia się z tymi specyfikami o uporczywej woni. Feeeeee! Postępowałam zgodnie z instrukcjami tutoriala opublikowanego na youtube przez A Thousand Splendid Dolls jednocześnie pamiętając by pogmerać trochę kulką od zaczepu, żeby się nie zaklajstrowała na amen. I tak na przemian uzupełniałam akrylem ubytki, formowałam go i gmerałam zaczepem. Nie wyszło mi to wszystko zbyt estetycznie, choć przy wyborze akrylu upewniałam się, że to nie jeden z tych szybko-schnących, żeby dać mojej nieporadnej motoryce małej trochę więcej czasu. Próbowałam nierówności spiłować, ale tylko podrapałam Barbie szyję. Ostatecznie jestem zadowolona z rezultatów, bo jakby nie było, Barbie odzyskała szyję i nie wygląda już jak ziomal z blokowiska.





Moda Fashion Play trafia w moją estetykę. Stroje są skromne, ale gustowne i świetnie skrojone. Daleko im do sukni balowych, ale blisko do realizmu oraz wyznaczników prawdziwej mody kobiecej z lat 80-tych. Sukienkę mojej Fashion Play uważam za jedną z najładniejszych wydanych w tamtym okresie. Jest zwiewna, kolorowa i ponadczasowa. Śmiało sama bym się w taką kiecunię ubrała, tyko dodałabym haleczkę, by nie szokować gdy słonko mocniej zaświeci pod nieodpowiednim kątem.




Fashion Play Party Cruise jest cudna jak poranek. Ma fantastyczne włosy, które same układają się w loki, delikatną filipińską buźkę, sporo błękitnego cienia na powiekach oraz koralowe usta. Lalka spodobała mi się szalenie, już nigdy nie będę psioczyć na proste rączki PTR. Ba, teraz jestem przekonana, że koniecznie muszę odkupić moją dziecięcą plażówkę Sun Sensation Barbie wersję malezyjską.




Jakże mnie Fashion Play rozckliwiła! Aż nie mogę napisać zakończenia dla tego posta, tylko się na nią gapię jakbym dopiero co na podwórku wykopała kość dinozaura! Taki z niej relikt. Na szczęście, gdy ładnych słów brak, można się posiłkować zdjęciami, oto więc kolejna dawka mojej Party Cruise. Pozdrawiam cieplutko.


wtorek, 8 października 2019

Party Time Teresa Special Edition 1994


Inne ja snułam plany lalkowe na ten miesiąc. Miał być jeden mężczyzna – prawdziwy mucho macho z krwi i kości, odziany w skórę, z tatuażem na nadgarstku i gobelinem na klacie. Wiecie o kogo chodzi? Oczywiście o Kena Harleyowca II edition, którego ktoś dosłownie sprzątnął mi sprzed nosa. No trudno, na Kena przyjdzie kolej, za to zamiast jednego faceta są aż trzy kobitki! Pierwsza to strojna beza, która wypatruje pierwszego śniegu. Druga to zacny trup z lat 80-tych z ABS-em (Absolutny Brak Szyi). Nie wiem jeszcze jak sobie poradzę z tym przypadkiem, lalka jest obecnie w drodze. Trzecia to moja nowa Terenia – Party Time Teresa 1994. Oto ona:


Party Time otrzymała bardzo oklepaną, szablonową wręcz nazwę, która nijak się ma do samej lalki. Dla zatuszowania braku wyobraźni twórców serii, Mattel dorzucił do zestawu dwa zegarki – jeden w rozmiarze lalki, drugi dla jej właścicielki. W pierwszej kolejności pozbyłam się starej baterii i ze zdumieniem okryłam, że zegarek działa! Seria Party Time składała się z trzech lalek z pokarbowanymi włosami: mojej Tereski w miętowej sukience imitującej jeans, pięknej blond Barbie, oraz AA Barbie – ta to dopiero mnie powaliła na ziemię kopniakiem w śledzionę! Cudna lalka, już jest na liście życzeń.

źródło: https://www.amazon.in/Party-Barbie-African-American-Watch/dp/B004MOI4TY







Party Time to seria nisko budżetowa, nie promowana przez firmę. To jedna z tych Teresek perełek, które Mattel porozrzucał po mało znanych seriach. Kolejną jest na przykład Jewel Glitter Teresa. Nic więc dziwnego, że natrafiłam na nią przypadkiem, zakładając sidła na Hollywood Hair. Pomyślałam sobie wtedy, że Party Time to jedna z najpiękniejszych Teresek, jakie kiedykolwiek widziałam i … całkowicie o niej zapomniałam. Ni z tego, ni z owego wizerunek Tereni wyłonił się na OLX, a lalka wręcz nawoływała: Heeeejjjjj, pamiętasz mnie jeszcze?. Piękna Terenia to twór lat 90-tych, ma więc ogromne, sarnie oczy, pełne usta i pokarbowany kanekalon w wielkiej obfitości.




Ciemną karnację i włosy Latynoski zestawiono z pastelami jej uroczej sukienki i dodatków. To już kolejna lalka w mojej kolekcji, która ubrana jest w niby-jeans. Miętowa sukienka zdobna w koronki i kokardki nie mogła by być bardziej urocza. Kokardki w uszach Tereni przywodzą na myśl Perfume Pretty Barbie. Lalka ma oczywiście zegarek, choć na imprezę jest już spóźniona o jakieś dwadzieścia pięć lat. Nic dziwnego, zamiast wskazówek na tarczy zegarka znajduje się pryzmatyczna naklejka, w takich warunkach trudno być punktualnym.







Piękna Terenia ma jedną tylko wadę wynikającą z nieprawidłowego pakowania lalki przez producenta: stoi w rozkroku. Nie przeszkadza mi to, postawię ją obok moich Paint’n Dazzle, które dzielą tą przypadłość. Lalki będą razem trenować taniec synchroniczny. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie postawiła wszystkich moich Teresek do zdjęcia grupowego, oto moja radosna gromadka, a gdy tak na nie patrzę, to wydaje mi się, że ruda Jewel Glitter by się wśród nich pięknie prezentowała.



Monstry dwie

  Pamiętam, gdy pierwszy raz zobaczyłam Monster High. Było to jakieś 9-10 lat temu, Młoda była jeszcze małą bambaryłką w wózku. Akurat ro b...