wtorek, 20 sierpnia 2019

Peaches'n Cream 1984 Taiwan II


Jakiś rok temu w moje rączki trafiły dwie lalki sponiewierane okrutnie i odarte ze swych pięknych kreacji i wspaniałej biżuterii. Niegdyś dwie wielkie gwiazdy Mattel’a, Magic Moves i Peaches’n Cream przedstawiały teraz obraz bardzo smutny, a kurz i brud, które zapewne towarzyszyły im przez ostatnie dwie dekady zniekształcały ich rysy. Lalki, obie wyprodukowane na Tajwanie, doprowadziłam do porządku, ale choć to moje ulubienice, nie byłam z nich w pełni usatysfakcjonowana, bo brakowało im tej kwintesencji, która przejawiała się w całościowej stylizacji. Po krótce, bez swoich strojów to już nie było to samo. Na szczęście obie panie produkowane były zarówno na Tajwanie jak i na Filipinach, więc postanowiłam albo dokupić im same stroje, albo odziane w nie ich filipińskie siostry. Z Magic Moves poszło mi łatwo, ale Peaches przysporzyła mi sporo trudności. O Filipinki bardzo trudno, a i drogie są pierońsko, zaś aukcje samych brzoskwiniowych sukienek najczęściej odrzucałam ze względu na ich stan. Wreszcie wypatrzyłam na OLX Brzoskwinkę w pełnym rynsztunku, no poza butami, ale wahałam się przez chwilkę, bo była to kolejna Tajwanka. Na jej korzyść przemówiła kompletna biżuteria, w tym kolia, która absolutnie nie miała prawa się nie zgubić. Nie dubluję lalek, ale mówimy o lalce absolutnie wyjątkowej. Ot więc moja druga Peaches’n Cream 1984.


Po wyjęciu Peaches z paczuszki ucieszyłam się, bo okazało się, że wcale nie jest taka sama jak moja pierwsza Brzoskwinia. To jest jednak logiczne. W tamtych czasach farbę na twarz lalki nanoszono ręcznie, za pomocą szablonów, więc poszczególne lalki mają prawo różnić się od siebie. Tak jest też w tym przypadku. Rzęsy u dolnej powieki drugiej Brzoskwini są wyraźniej zaznaczone, za to eyeliner jest subtelniejszy. Inne jest też nasycenie barw jej makijażu – cień do powiek drugiej Peaches jest mocniejszy, ale i jego barwa jest cieplejsza. Szminka jest w zasadzie taka sama, ale drugiej Brzoskwini nałożono na policzki więcej różu. Kolor włosów jest bardzo podobny, ale trochę inaczej wszczepiono je nad czołem – gęściej i niżej. Włosy drugiej Peaches nigdy nie były czesane, przybyła do mnie z lokami nadal z oryginalnym skrętem, ale były strasznie zaniedbane, wyglądały źle i były brudne. Żal mi było tu ingerować, bo wiedziałam, że cokolwiek zrobię, zniszczę bezpowrotnie fabryczne uczesanie, ale cóż było zrobić. Po wymoczeniu włosów w płynie do zmiękczania tkanin okazało się, że to burza nieokiełznana! Nie jestem do końca zadowolona z finalnego wyglądu pukli, popracuję nad nimi jeszcze, ale nie mogłam się doczekać by ją pokazać na blogu.






W odmętach splątanych loków Barbie znalazłam kilka niespodzianek –po pierwsze wydobyłam z nich dwie oryginalne spinki do włosów. To było miłe zaskoczenie, bo nie dostrzegłam ich na zdjęciach. Jak już wcześniej wspomniałam, biżuteria lalki była w komplecie, cieszyły mnie oczywiście kolczyki i pierścionek w stylu wczesnych lat 80-tych, ale najbardziej kolia, która jest rzadkością. Jej zapięcie to dwa nachodzące na siebie haczyki, a sam naszyjnik jest bardzo delikatny. Nic więc dziwnego że większość używanych lalek go nie posiada. Buty moja Brzoskwinka posiada zastępcze, ale nawet pasują do stroju.



Obawiałam się co do stanu brzoskwiniowej sukni, ale zaufałam sprzedawczyni, która szczerze przedstawia wszelkie wady lalek i ich strojów, które oferuje. Kreacja jest w bardzo dobrym stanie. Ogółem lalka wygląda tak, jakby wyjęto ją z pudełka, pobawiono się nią chwilę po czym rzucono ją w kąt i zapomniano o niej całkowicie. Sukienka uszyta jest z materii delikatnej i podatnej na uszkodzenia. Nietrudno pozaciągać czy podziurawić zwiewną tiulinę, ale za to kreacja wygląda lekko i bardzo romantycznie. Suknia jest też bardzo gustowna, a efektu dopełnia opalizujący biały gorset, który z kolei ma tendencję do pękania, jak to materiał sztuczny potrafi. We włosy lalki wplątany był również czerwony paseczek zdobny w kwiatek. Paseczek wiązany jest na kokardkę, więc i jego używane lalki zazwyczaj nie mają. Barbie powinna posiadać również dwa boa, ale ostał się tylko jeden. Boa posiadają metalowe zatrzaski, za pomocą których można je połączyć i przymocować do sukni dodając jej falbanek.





A oto i moje obie Brzoskwinki. Bardzo jestem z nich zadowolona i z żadnej nie chcę zrezygnować. Podoba mi się, że są różne i inaczej ubrane. Pierwsza Brzoskwinka to wdzięczna modelka i już kilka razy prezentowała współczesne kreacje Mattel’a, co myślę będzie nadal robić, bo gdy obie fotografowałam już sobie w głowie układałam kolejny post z jej udziałem. Czekają na nią dwa ciekawe współczesne dwupaki, które wkrótce zaprezentuję.




23 komentarze:

  1. Ależ cudne są obie, najlepsze lata Mattela. I te włosy!
    Pozdrawiam,
    Tasha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgodzę się z Tobą, pierwsza połowa lat 80-tych to najlepszy okres dla Barbie, tyle wtedy Mattel wydał cudowności, lalki były takie eleganckie, a Peaches'n Cream jest tego świetnym przykładem. Pozdrawiam Cię również :)

      Usuń
  2. Obie piękne, ale nowa Brzoskwinka zachwyca makijażem i fryzurą, a sukienka - marzenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta sukienka od dawna chodziła mi po głowie i choć aukcji samego stroju jest na eBay'u wiele, to jednak często widuje się je w kiepskim stanie, a cena powala na kolana kopniakiem w brzuch! Tym razem mi się poszczęściło.

      Usuń
  3. Cudowne! Po prostu cudowne! W przypadku nowej lokatorki domyślam się, jak bardzo muszą cieszyć te wszystkie detale stroju, które udało jej się zachować. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) I ja się nimi zachwycam, razem prezentują się całkiem uroczo. Bardzo się cieszę z sukni, boa i całej reszty szpargałków, z naszyjnika w szczególności. Do tej pory nie wiem jak to się stało, że się nie zgubił.

      Usuń
  4. To jedna z najbardziej klasycznych Barbie moim zdaniem. Uwielbiam ten styl malowania buzi z lat 80. Wtedy wszystko było oszczędniejsze, za to stroje iście królewskie - połyskliwe tworzywa, tiule i koronki. W dodatku nowa Brzoskwinka ma śliczne loki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, muszę się z Tobą zgodzić - w tej prostocie tkwi cały urok. Stroje też w tamtych latach zachwycały. Na przykład w brzoskwiniowej sukni nie ma żadnych fajerwerków, ale jest elegancja. Loki wyszły trochę szalone, ale cieszę się, że Ci się podobają :)

      Usuń
  5. Ach, jak miło oglądać dziewczęta z tamtych lat! Pięknie je odrestaurowałaś, we dwie prezentują się olśniewająco. Moją brzoskwinkę możesz zobaczyć tutaj https://plastikuczar.blogspot.com/2012/10/peaches-and-cream-barbie-1984.html Też pochodzi z Taiwanu. Mieszka u mnie i Malezyjka, ale nie doczekała się, póki co, żadnej sesji...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O znam ja Twój egzemplarz doskonale! Prawdziwa piękność, włosy jak jedwab, rzęski ma malowane podobnie jak moja Brzoskwinia numer 1 - dyskretnie i brązem. Jej cień do powiek też jest podobny - niebieski, moja Peaches 2 posiada cień bardziej wpadający w fiolet. Prawdziwego miałaś farta, że wśród kilku lalek znalazłaś właśnie ją i to z suknią, boa i butami! Te ostatnie są bardzo trudne do zdobycia. Ciekawa jestem Twojej Malezyjki, bo je widuje się rzadko, będę jej wypatrywać.

      Usuń
  6. Absolutnie przepiękna! Jestem nią zachwycona. Od dawna marzę o własnej Brzoskwince :) a Twoja jest doskonale zachowana.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolekcjonerzy nie bez powodu ją tak kochają, a ja mogę Ci ją jedynie gorąco polecić. Z drugą Brzoskwinką mi się poszczęściło, była w bardzo dobrej kondycji. Ta pierwsza była brudna i skołtuniona, ale bardzo łatwo wydobywa się z nich piękno.

      Usuń
  7. Ciekawe są takie porównania. Obie lalki piękne <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Bardzo je lubię. Zazwyczaj takich porównań nie robię, bo nie dubluję lalek, ale dla niej zrobiłam wyjątek.

      Usuń
  8. Przepiękne panny!
    Druga rzeczywiście wygląda jak wyjęta z pudełka, jak milion dolarów!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tyle aukcji na eBay'u przeszło mi koło nosa, aż ją wreszcie znalazłam na naszym rodzimym olx! Pofarciło mi się :)

      Usuń
  9. Pamiętam, że kiedy byłam dzieckiem, moja koleżanka miała tę brzoskwinkę - bardzo mi się wtedy podobała... Oj bardzo... Super masz zdobycze :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Ja brzoskwinki w dzieciństwie nie znałam, inaczej też by mi się bardzo podobała :)

      Usuń
  10. Właśnie nauczyłam się słowa "tiulina", którego wcześniej nie znałam :D Jaka to przyjemność znaleźć na polskim serwisie sprzedażowym perłę, której nikt nie zauważył - wypowiedzieć się nie da. A jesli jeszcze daje się ona doprowadzić do stanu nieomal fabrycznego, to już i o zapudełkowanej na głucho wersji można zapomnieć i wcale jej się nie chce ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama się sobie dziwię, że choć chwilę się zastanawiałam nad jej kupnem zamiast natychmiastowo wyciągnąć po nią łapki. Strasznie by mi było żal gdyby mi ją ktoś sprzątnął sprzed nosa. Istotnie, teraz gdy ją mam w witrynce to wcale mi nie tęskno do pudełkowej :)

      Usuń
  11. Obie sa piekne <3 ja zdecydowanie lubie dublowac lalki a niektore mam po kilka :) Wiekszosc i tak sie rozni znacznie od siebie bo tak jak piszesz w zaleznosci od kraju i osoby malujacej byly inaczej malowane.

    Ja mam kilka ale chyba zadnej z Taiwanu ale za to z Philipin i Malezji. Ta z Malezji jest najbardziej inna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och jak ja bym chciała Filipinkę, czaję się i czaję, ale w końcu może się uda. Podobnie jest z Crystal Barbie.

      Usuń

Monstry dwie

  Pamiętam, gdy pierwszy raz zobaczyłam Monster High. Było to jakieś 9-10 lat temu, Młoda była jeszcze małą bambaryłką w wózku. Akurat ro b...