Wraz z nadejściem nowego roku
wstąpiła we mnie energia do pisania. Nie rozmyślam już nad każdym zdaniem,
słowa piszą się same, modelki wspaniale pozują i inspirują. Ostatnim czasem na
moim blogu dominowały Japonki i Koreanki, nowa Licca-chan czeka na wpis, ale
dziś chciałabym przedstawić Wam pewną Barbie, bo wcale o nich nie zapomniałam.
Bohaterką dzisiejszego wpisu jest Fashion Play Barbie 1987.
Nie będę się rozpisywać na temat
Fashion Play 1987, bo znacznie lepiej zrobiła to Luci Fair,
do której wpisu zachęcam. Jako ogromna fascynatka Fashion Play, posiada
informacje z pierwszej ręki bo w jej kolekcji znajduje się podejrzewam
większość, jeśli nie wszystkie FP jakie Mattel wydał. Jedynie dodam, że moja
lalka pochodzi z Filipin i posiada przepiękne saranowe włosy i
charakterystyczny dla tego kraju malunek twarzy.


Oczywiście techniczne detale
dotyczące lalek zawsze mnie ogromnie interesują, ale tym razem skupię się na
historii mojego konkretnego egzemplarza, historii, której tak naprawdę nie znam
i mogę jedynie domniemywać jakie były losy mojej lalki nim trafiła do witryny.
Wypatrzyłam ją pewnego wieczoru na OLX. Otworzyłam portal bez jakiegokolwiek
zamiaru robienia tam zakupów. Budżet nie był jeszcze co prawda wyzerowany, ale
zakładał jeden konkretny wydatek, który planowałam od dawna – Barbie Coffee
Shop, ten współczesny, z pulchną Barbie z pączkiem na głowie. Oczywiście
zobaczyłam FP i … no cóż, jak tak dalej pójdzie to nigdy nie kupię tego
zestawu!

Ogłoszenie ukazywało piękną
lalkę, w stanie, który określam jako „nówka nie śmigana”. Barbie była co prawda
wyjęta z pudełka, ale wyglądała idealnie, jakby nikt się nią nigdy nie bawił, a
wiadomo w jakim stanie znajdujemy lalki z serii Fashion Play. Opis zamieszczony
przez poprzednią właścicielkę był zwięzły i konkretny i informował, że lalka
jest jak nowa, kompletna, całe lata spędziła w kartonie na strychu.


Jak to możliwe? To naprawdę
piękna Barbie! Barbie z Pewexu! Powiem tak: gdy byłam mała, wszystkie, ale to
wszystkie dziewczynki, które znałam marzyły o Barbie. Zresztą nie tylko
dziewczynki, bo miałam też kilku kolegów, którzy chcieli mieć Barbie. Lalka
dominowała w naszych rozmowach, a gdy ktoś przyniósł do przedszkola katalog…
możecie sobie wyobrazić, że końca zachwytów nie było! Czasem niektórzy
szczęśliwi posiadacze Barbie przynosili swoje lalki by je zaprezentować na
żywo. Choć miałam wtedy lat niewiele, to takie wydarzenia zapisały się w mojej
pamięci. Może nie w postaci żywych i kolorowych wspomnień, bardziej jako
odległe echo dość silnych jednak emocji. Barbie robiła na mnie ogromne
wrażenie. Tym trudniej jest mi uwierzyć, że taka lalka nie była aktywną
uczestniczką zabaw poprzedniej właścicielki.

Oczywiście o Barbie się dbało,
jednak to „dbanie” objawiało się pod wieloma postaciami. Moja „zadbana” Barbie
miała najczęściej włos rozwiany i niestety pogubione buty. Nierzadko leżała też
na podłodze, bo dzieci zazwyczaj bawią się właśnie na podłodze. Zabierałam ją
też w plecaczku na spacery, jednak nigdy nie zostawiałam jej na podwórku,
wystawionej na żywioły. W ogóle nie bawiłam się nią na dworze, jeszcze by się
upiaszczyła. Nie kąpałam jej, bo mogłaby się zniszczyć. Pierwszy raz uczesałam
ją gdy fryzura już całkiem jej się rozleciała. Zawsze wiedziałam gdzie w danym
momencie znajduje się moja lalka. W mniemaniu 5-6 latki dbałam o moją Barbie,
choć pozory mogłyby temu przeczyć, bo moja Barbie wiodła bardzo aktywne życie.


Odkąd kolekcjonuję Barbie, miałam
okazję widzieć wiele „zadbanych” lalek. Dobrym przykładem jest moja pierwsza
Cool Tops Skipper (bo mam dwie). Lalka przybyła do mnie w kompletnym stroju wraz
z butami i ozdobą na włosy i … kurzem starannie zbieranym latami! Nie mam
jednak wątpliwości, że Skipper była bardzo cennym przedmiotem dla swojej poprzedniej
właścicielki eksponownym z dumą w jakimś bardzo widocznym miejscu, a zakurzona
była z obawy, że kąpiel mogłaby jej zaszkodzić.

Ot i różnie mogą wyglądać lalki zadbane,
ale widok mojej nowej FP mnie dziwi. Lalka przybyła czyściuteńka! Nie myłam
jej, przetarłam ją jedynie wilgotną chusteczką do pupy niemowlęcej co i tak było
wyrazem proformy. Lalka miała na sobie oryginalną sukienkę, brakowało halki, o
której wspomina Luci Fair, ale myślę, że nie zaginęła tylko nigdy nie była na
lalkę założona przez pracownika filipińskiej fabryki. Tak domniemam, ponieważ
moja Barbie nadal posiada swoje oryginalne klapeczki, które naprawdę nie mają
prawa się nie zgubić! Że kajak się utrzyma na nodze Barbie przez kilka dekad,
czy nawet wcześniejszy model zgrabnych, wąziutkich szpileczek, w to jestem w
stanie uwierzyć. Jednak takie klapeczki ginęły bardzo szybko, a jednak są!

Włosy Fashion Play zachowały swój
oryginalny, fabryczny skręt, nietknięty żadną szczotką. Śliczne loczki lalki
może i się odrobinę zmierzwiły, ale to naturalne, lalka ma obecnie 35 lat! Nie
ingerowałam w to uczesanie, nie myłam włosów, bo nie byłabym w stanie odtworzyć
tej przepięknej, misternej fryzury. Nie ma zresztą powodu tego robić, włosy są
czyste, lalka ma neutralny zapach.

Jakie więc były losy mojej
Barbie? Pewnie dla swojej poprzedniej właścicielki była marzeniem pielęgnowanym
przez wiele, wiele lat, marzeniem, które spełniło się zbyt późno. Myślę, że gdy
lalka trafiła wreszcie w jej ręce, ona była już „pannicą” zbyt dorosłą by się
bawić lalką. Barbie więc opuściła swoje pudełko, trochę nacieszyła oczy
właścicielki, a następnie trafiła do kartonu, gdzie spędziła trzy dekady, aż
stała się moją własnością. Ja jednak uważam, że nigdy nie jest się za starym na
zabawę, więc Fashion Play miała już jedną sesję, przed nią kolejna w domku z
windą i jeszcze jedna wakacyjna, oczywiście uwzględniając środki
bezpieczeństwa, bo profanacją byłoby zniszczyć te piękne loki. Obecnie dbam o
moje lalki troszkę w inny sposób niż czyniłam to dawniej. Pozdrawiam Was
cieplutko!