Końcem zeszłego roku zrobiłam małą inwentaryzację na półce Skipperek. Doliczyłam się piętnastu sztuk, a wszystkie mają tą samą twarz, tylko, że w różnej oprawie (Skipper, Skipper AA, Courtney). Są egzemplarze z włosami ciemnymi lub blond, kręconymi, karbowanymi albo prostymi, saranowymi, kanekalonowymi oraz mieszanymi. Oczy mają w najprzeróżniejszych kolorach. Niektóre są bardzo strojne, inne prezentują sportowy lub codzienny ubiór. Jest nawet jedna etniczna Skipper. Jedno jest pewne, to jednak jakby nie było ta sama lalka, tylko w różnych wydaniach. Nie, żeby mi to przeszkadzało, taką Skipper przecież lubię najbardziej, ale czas już był najwyższy urozmaicić mój zbiorek i tak oto pojawiła się Great Shape Skipper o klasycznej buzi, ale to nie koniec. Poszłam za ciosem! Przedstawiam Wam Phone Fun Courtney 1995!
Zgodnie z grawerką na karku, moja nowa Courtney posiada headmold Skipper 1993 określany również jako Pizza Party na cześć pierwszego modelu na nim odlanego. Kolekcjonerzy bardzo lubią tą wersję Skipper, znacznie bardziej realistyczną niż mold 1987. Ta Skipper jest ładna i wygląda jak typowa, tryskająca wigorem amerykańska nastolatka. Sam headmold miał jednak dość krótką historię bo już w 1995 Skipper bardzo urosła i zmieniła się nie do poznania. Osobiście wydaje mi się, że jest trochę zbyt podobna do Barbie, jak jej klon.
Skipper o twarzy Pizza Party powstało niewiele, a Courtney jeszcze mniej - są tylko dwie (Pizza Party i Phone Fun) i bardzo łatwo je rozróżnić w pierwszym rzędzie po ciele, a dokładniej mówiąc – po rękach. Mattel w 1993 zmienił twarz Skipper i Courtney, ale odlew ciała pozostał ten sam. Wyjątkiem są dziewczyny z serii Phone Fun –wszystkie trzy lalki (Skipper, Skipper AA i Courtney) miały prawe ręce zgięte w łokciu, co umożliwiło im trzymanie telefonu przy uchu. Całkiem przydatna umiejętność w życiu nastolatki z lat 90-tych. Pamiętacie filmy i seriale dla młodzieży z tamtego okresu? Mnie niezmiernie dziwił widok przeciętnej nastolatki, która miała w swoim własnym pokoju zainstalowany telefon do wyłącznego użytku, ale jeszcze bardziej intrygował mnie fakt, że takowa potrafiła godzinami na nim wisieć generując pewnie spory rachunek zamiast po prostu spotkać się z osobą z „drugiego końca kabla”. Od tamtego czasu zmieniło się tylko to, że już mnie ten widok nie dziwi. Moda przyszła do nas i tak już zostało, tylko technologia poszła na przód, a zwykłą rozmowę telefoniczną zastąpiły social media.
Moja Courtney jest niekompletna i trochę nadgryziona zębem czasu. Dawno zgubiła swoje akcesoria – dwa telefony w skali lalkowej, jeden duży dla właścicielki, szczotkę do włosów i koronkowe zakolanówki, ale posiada resztę stroju, w tym buty, więc się skusiłam. Phone Fun Courtney miałam na radarze od przeszło dwóch lat. Lalka nawet na ebay’u pojawia się rzadko i kosztuje sporo. Nie wybrzydzałam więc, tylko wyciągnęłam wszystkie „żółciaki” z mojej skarbonki z napisem „na lalki” mając nadzieję, że ogłoszenie jest jeszcze aktualne.
Courtney wymagała trochę pracy – głowa opadała do tyłu przez ubytek plastiku co jest bardzo częstą przypadłością lalek z ciałkiem na moldzie 1987. Lalka ma po prostu zbyt dużo na głowie, a i samą głowę ma niemałą, więc plastik w okolicy szyjnej pęka i z czasem wykrusza się. Ten problem w mniejszym lub większym stopniu dotknął zdecydowanej większości moich używanych Skipper. Na szczęście usterkę usunęłam szybko za pomocą akrylu do paznokci. Przy okazji naprawiania szyi Courtney przekonałam się, że najlepiej piłować i kształtować akryl na niewielkim ubytku zanim całkowicie zastygnie. Włosy Courtney są w idealnym stanie, potrzebowały jedynie odrobinę odżywki i wrzątku by saran poddał się działaniu grawitacji, której się dzielnie opierał tkwiąc w kucyku zapętanym zapewne jakieś dwie dekady wcześniej.
Nie jestem wielką zwolenniczką moldu Pizza Party, bo dla mnie najładniejszą wersją Skipper/Courtney jest ta z roku 1987. Tak wyglądała Skipper gdy ja będąc małą dziewczynką z tęsknotą spoglądałam na lalkę mojej kuzynki. Jednak dla Phone Fun Courtney zrobiłam wyjątek, to naprawdę udana lalka. Jej radosne, zielone oczy i ogólna kolorystyka stroju przywodzą na myśl Babysitting Courtney z 1990 roku. Phone Fun Skipper AA jest również na mojej liście życzeń lecz ta podstawowa, blondwłosa Skipper jest moim zdaniem najmniej ciekawa i nie wiedzieć czemu, przypomina mi … prosiaczka.
Strój Courtney to kwintesencja drugiej połowy lat 90-tych gdy królowały odsłonięte brzuchy i przekłute pępki. Sama w okolicy roku 2001 z dumą świeciłam cyrkonią w pępku idealnie płaskiego brzucha oraz subtelnie zaznaczonymi mięśniami kształtowanymi codziennym treningiem 300 brzuszków. Od tego czasu dzieli mnie wiele lat i trójka dzieci, więc po cyrkonii i mięśniach pozostały jedynie wspomnienia i zdjęcia. Ech.. Wracamy do rzeczywistości i mojej lalki, która jakby nie było, na kolczyk w pępku jest trochę za młoda i ma na sobie zbyt krótki misowaty sweterek oraz plisowaną spódniczkę w różowo-miętową pepitkę z dwiema „klamerkami”. Courtney powinna mieć również białe, koronkowe zakolanówki, które, jako najmniej odporny na mechaniczne uszkodzenia element garderoby lalki, pewnie zniszczyły się.
Courtney ubrana byłaby w bardzo pastelowy, cukierkowy wręcz sposób gdyby nie ciężkie, toporne czarne buciory, zwane potocznie „traperami”. Sama takie nosiłam będąc nastolatką i najczęściej ubierałam je do takich właśnie spódniczek. Teraz widok ten kłuje mnie w oczy, więc Courtney może niedługo przywdziać zwykłe, białe pepegi Barbie, które może będą wyglądać mniej oryginalne niż te czarne buciory, ale za to bardziej spójnie z resztą stroju. Waham się jeszcze przez sentyment do tamtych lat.
Na koniec jeszcze mały spam zdjęciowy. Miałam zamiar wyciągnąć z witrynki wszystkie moje Courtney, ale zdanie mnie przerosło. Półka z małolatami, jak zresztą wszystkie półki w witrynie, jest przeładowana, więc chcąc wydobyć z niej pięć lalek, musiałabym opróżnić ją w całości. Autentycznie nie mam już gdzie wciskać lalek. Skończyło mi się miejsce do eksponowania mojej winylowej ekipy! Obiecałam sobie, że gdy ten moment nastąpi, moje lalki będą wędrować między witryną i pudłami w sposób rotacyjny, ale nie mogę się zdecydować które z nich wysłać do kartonów, lubię je wszystkie! W moim pokoju „nie-lalkowym” nie ma już miejsca na kolejną witrynę, powoli więc knuję niecny plan urabiając męża by zawiesił mi na ścianie nad sofą oszklone półki, według oficjalnych planów przeznaczone na zdjęcia. Mąż jednak węszy moje zamiary – „przecież półki na zdjęcia nie muszą być przeszklone…” – chyba się przyznam, że to na lalki, haha! Pozdrawiam Was cieplutko!
Śliczna buzia, piękne oczy, intrygujące ciuszki~! I, oczywiście, wspaniałe włosy <3
OdpowiedzUsuńLubię ten mold Skipper/Courtney, ma w twarzy coś uroczo filuternego. Gratuluję powiększenia małoletniej ekipy i trzymam kciuki, żeby udało Ci się z tymi oszklonymi półkami <3/Wiktoria
Haha, tak, temat oszklonych półek będę dalej drążyć :) A lalka jest bardzo fajna, przede wszystkim cieszę się, że udało mi się dodać do kolekcji kolejny headmold i to do tego mój ulubiony model.
UsuńJak wszystkie Twoje małolaty, również i ta jest bardzo uroczą panienką. Ten kolor włosów, młodzieżowa fryzurka, nieco zawadiacki uśmiech. No i ciuchy- pamiętam te odsłonięte z dumą pępki, przykrótkie jakby spódniczki. Byłam wtedy młoda i szczupła- teraz zostało mi z tego "i" 🤣.
OdpowiedzUsuńMęza urabiaj skutecznie, bo takiej kolekcji nie chowa się w kartony, tylko dumnie pokazuje wszem i wobec. Życzę powodzenia i pozdrawiam.
Dziękuję :) Bardzo się cieszę, że udało mi się ją dodać do kolekcji. Jest jak na Skipper/Courtney dość rzadka, więc nawet w stanie do reperacji chętnie ją przyjęłam.
UsuńJa też uważam, że szkoda byłoby te lalki trzymać w pudłach. Lubię czasem wejść do pokoju z witrynką i po prostu zerknąć na nie, nacieszyć oczy :)
Mam wrażenie, że Courtney zapatrzyła się na Britney Spears. :) Ja miałam nawet podobną spódnicę, ale pępkiem nie świeciłam. :) Telefon w pokoju miałam, ale rzadko go używałam. Skipper wolę ze starszym moldem, ale i ten nie jest zły. Wygląda jak typowa nastolatka z tamtych lat.
OdpowiedzUsuńJest podobieństwo, to prawda. Britney miała taki teledysk w szkole, ubrana była w mundurek, tak, mnie też się tak Courtney skojarzyła :)
UsuńMa takie piękne zielone oczy. Można się w nich zakochać :)
OdpowiedzUsuńMoja jedna Skipper też ma problem z szyją. Zauważyłam to dopiero niedawno. Muszę się w końcu za to zabrać
Ja też lubię Courtney z oczami zielonymi, albo z brązowymi jak Teen Time :) to ją odróżnia trochę od Skipper. Z tymi szyjami można sobie poradzić, najlepiej się sprawdza akryl do paznokci, choć paskudny ma zapach :)
UsuńWolę te duże oczy, no co zrobić...
OdpowiedzUsuńNie wiem co zrobić, bo ja tez wolę te duże oczy :)
UsuńPolowałam na nią od momentu, gdy ją ujrzałam. WTEDY. Trafiła się mojej Przyjaciółce i była to jedna z najbardziej pożądanych przeze mnie postaci w jej kolekcji.
OdpowiedzUsuńMoja dotarła do mnie golusieńka i także z troszkę luźniejszą główką. Ale po tylu latach i za taaaką cenę... ;-) Bardzo ciekawie opisałaś czasy młodości (że tak powiem ;-) naszego pokolenia. Ja wprawdzie jestem troszkę starsza, ale przeżyłam to wszystko i też miło wspominam. Szacun za posiadanie licznej rodziny, hobby, chęci pogłębiania wiedzy i dzielenia się nią. Na tym właśnie polega prawdziwa pasja :-D
Nie dziwię się, że polowałaś na Courtney z taką determinacją. To naprawdę udana lalka i warto ją mieć nawet jeśli jej stan nie jest idealny. Opadająca, luźna głowa to niestety częsta przypadłość dla tego gatunku, dobrze, że jest akryl do paznokci. Musiałam śmiesznie wyglądać siedząc po turecku na podłodze odmierzając biały proszek pilniczkiem do paznokci gdy ją naprawiałam. Gdyby mnie ktoś wtedy zobaczył bez odpowiedniego kontekstu, mogłabym zostać posądzona o czyn karalny :)
UsuńEch nasze czasy młodości, miło się do nich wraca, ale współczesność też jest wspaniała, pomijając jej pewne aspekty. Wtedy w głowie mi się nie mieściło, że kiedykolwiek byłabym w stanie kolekcjonować lalki :)
Hobby to konieczność do zachowania jakiegoś balansu w życiu. Oczywiście przy dużej rodzinie najlepiej sprawdza się takie, które nie wymaga wychodzenia z domu o stałych porach, oraz takie, od którego można się na chwile oderwać i dokończyć gdy już załatwi się sprawy niecierpiące zwłoki jak na przykład wytarcie soczku, który się rozlał, znalezienie ukochanego kucyka i zakręcenie mu loków na słomki, umycie delikwenta, który rozwija swoje sprawności artystyczne przy użyciu farb plakatowych (i odgruzowanie pomieszczenia, w którym farby były w użyciu), pozszywanie ulubionego pluszaka przed snem bo bez niego nie można zasnąć, zapobieżenie tragedii poprzez odnalezienie zaginionej skarpetki z psiego patrolu - i to wszystko trzeba zrobić JUŻ bo inaczej apokalipsa! :) Na szczęście lalki zawsze na mnie poczekają! Czyż to nie jest wymarzone hobby? :) Pozdrawiam Cię cieplutko!