środa, 5 kwietnia 2023

Barbie 80s Rewind Slumber Party 2022

 

Jestem, żyję i mam się dobrze. Dawno nie zamieszczałam nowych wpisów, a mojej nieobecności winna jest moja nowa pasja, która od listopada pochłania moją uwagę, fundusze i sprawia, że śpię krócej. Jeśli dzięki Barbie czegoś nowego się dowiedziałam, to właśnie tego, że na spełnianie marzeń nigdy nie jest za późno, dlatego uczę się grać na pianinie/ keyboardzie. Byłam dzieckiem na przełomie lat 80/90-tych i wszyscy moi koledzy marzyli wtedy o keyboardzie. Ja też. Niestety, mój wymarzony „instrument” miał tylko dwie oktawy i po rozegraniu „Wlazł kotek na płotek” oraz „Aaa kotki dwa”, moja kariera pianistki się zakończyła. Gdy więc Młoda minionej jesieni zaczęła wspominać o klawiszach, z radością się zgodziłam, a w domu pojawił się instrument znacznie lepszy niż ten mój. Pewnego wieczoru sama do niego zasiadłam i tak już zasiadam regularnie o 10 wieczorem (jest regulacja głośności) codziennie.



O winylówkach jednak nie zapomniałam, nie sprzedałam ani jednej i choć od grudnia żadnej nie kupiłam, to nadal ich widok w witrynce sprawia mi przyjemność. Śledziłam też nowości i miałam na oku kilka takich lalek, które najsilniej za trzewia ściskały. Czekałam na dobrą okazję i kilka dni temu do mojej kolekcji zawitała Barbie 80s Rewind Slumber Party. Zapakowana nostalgicznie lalka przesiedziała w pudle prawie tydzień, bo chciałam celebrować odpakowywanie. Zamiast tego naprzeklinałam się jak szewc, bo oto nastała nowa era lalek kolekcjonerskich – Barbie niewydobywalne z pudła. No ja błagam, dobre dwadzieścia minut minęło nim zdołałam odseparować lalkę z całym jej dobytkiem z tego dziadowskiego pudła (które mimo niepochlebnego określenia bardzo mi się podoba, bo wygląda jak wielka kaseta VHS).






Wiecie, odkąd Mattel wypuścił pierwsze trzy lalki z serii 80s Rewind zadawałam sobie pewne pytanie: mianowicie czemu do wyprodukowania lalki czarnoskórej użyto moldu Asha? Nie, żeby mi się nie podobał, ma przepiękne rysy, ale o ile wiem (może się mylę) ten odlew pierwszy raz użyto w latach 90tych w odrębnej linii lalek wraz z Shani. Skoro więc Mattel tak się nastarał, żeby budzić w nas nostalgię nawiązaniem to kaset magnetofonowych, VHS itp., a pozostałe lalki miały odlewy Superstar i Hispanic, to czemu, no czemu nie posłużył się moldem Christie 1987? Jakże to było dla mnie niepojęte, bo odlew nie uległ zniszczeniu i uroczy pyszczek pojawiał się czasami wśród szeregu fashionistek. Widać nie tylko mnie ta kwestia wprawiała w konsternację, bo oto w trzecim wypuście serii lalka czarnoskóra ma wreszcie mold, na który czekałam! Przyjęłam ją z otwartymi ramionami, stęskniona. Nawiązując do poniższej fotografii, czegóż słucha panna Krysia? Ano ona pastelowa tylko na zewnątrz, a w słuchawkach ciężkie brzmienia. Wszak mamy lata 80te, Krysia słucha albumu Master of Puppets i właśnie zachwyca się utworem Orion.




Christie (wiem, że w sumie Barbie, ale niech mi będzie, ok?) Ubrana jest w uroczą piżamkę, która była inspiracją dla scenografii. Wszechogarniający róż, kot z walkmanem i kasety magnetofonowe na spodenkach. Christie nie ma butów, ale za to dostała skarpety. Skarpety i spodenki zakładało się ciężko, ach jakże radośnie się z nimi męczyłam i wcale nie przeklinałam bo przypomniałam sobie, że tak właśnie w dzieciństwie wyglądało ubieranie moich kochanych superstarek, a do tego jestem zaprawiona w boju i  na co dzień mam do czynienia z trudniejszymi przypadkami. Młody ma dwa latka i absolutnie odmawia współpracy przy ubieraniu… Christie przynajmniej nie wierzgała nogami.





O ile bardzo podoba mi się strój Kryśki, o tyle jej dodatkami jestem wręcz zachwycona. Pominę szczotkę i stojak, bo już się nad nimi rozpływałam przy okazji Career Girl i skupię na reszcie. Christie posiada w zestawie kosmetyki – szminkę, lakier do włosów i paletę cieni.  Ma też telefon, taki staroświecki z tarczą. Podczas ferii zimowych byliśmy z dzieciakami w muzeum figur woskowych, bo na wystawie zobaczyły Zgredka z Harrego Pottera i z ekscytacji prawie dostały krwotoku z nosa. Jedna z ekspozycji przedstawiała Jaruzelskiego jak siedzi przy biurku, a obok jego woskowej dłoni stał telefon. Padło pytanie „Mamo co to?”- „To telefon”- odparłam. „A gdzie on ma wyświetlacz?”- spytały dzieci w niedowierzaniu. „Nie ma, numer wybieracie za pomocą tej oto tarczy”, co zaprezentowałam, a dzieci przyglądały mi się zdumione i niedowierzające, że to to kiedykolwiek działało.






Imaginuję sobie radośnie, że moja Christie w piątkowy wieczór ogląda jakiś stary horror typu Halloween, albo Koszmar z ulicy Wiązów bo jest ku temu odpowiednio wyposażona. Ma telewizor, wielki i z wystającą „dupką” z wbudowanym magnetowidem, do którego można włożyć kasetę!!! Kaseta ma dokładny odlew i to dwustronny!!! Telewizor z tyłu wygląda na niedokończony, ale nie będę się czepiać, bo wszystko w tym zestawie jest otwieralne! A tak proszę Państwa, tą kasetę naprawdę da się umieścić w magnetowidzie! Telefon ma zdejmowalną słuchawkę przymocowaną sznureczkiem do reszty aparatu. Spray do włosów i szminka mają zdejmowalne wieczka, a paletkę z cieniami można zamknąć! Jestem zachwycona bo na co dzień nie doświadczam takich detali u Mattel’a. Przyklaskuję, chylę czoła i proszę o więcej, niechże ta seria trwa i trwa i Kena poproszę! I Skipper też chcę. Ale obecnie najbardziej chcę tej rudej Schoolin’ around czy jakoś tak się ona nazywa. Rude włosy, twarz Steffie i ten niedorzeczny komputer. Jedyny egzemplarz w PL jest na OLX i kosztuje 600. Uczczę tę cenę minutą ciszy… grobowej ciszy…. Ciiiiiiiiiiiii.






Jak się bawić to się bawić i choć Kryśka ma uroczą piżamkę, to dostała ode mnie w prezencie powitalnym ciuchy. Cukierkowe, wiosenne i tak odbiegające od tego co ja sama noszę, że bardziej się nie da. Wspomnę tylko, że moim radosnym kolorem jest czerń, a z okazji wiosny kupiłam sobie koszulkę Iron Maiden z motywem z okładki albumu Senjutsu. Na szczęście moje dzieci uważają, że Eddie – maskotka Iron Maiden z większości okładek ich albumów – jest słodki i wcale się go nie boją, więc mogę koszulkę nosić bez obaw, że będą mieć koszmary. Ale wracając do pastelowej stylizacji Krystyny, fashion ma numer GWC32/HJT33, a w jego skład wchodzi bluzeczka, dwie sukienki, koszyczek i para … butów. Bluzeczka przeznaczona jest do noszenia bod sukieneczkami, koszyk wcale nie pasuje, a buty to jakieś crocsy czy coś w tym stylu, na koturnie. Obuwie niebanalne, to przyznam i ugryzę się w język. Nie mój styl.








Kryśka idealnie odnalazła się w pokoiku Skipper tylko tyłek nie mieścił jej się w krzesełku i co chwila się przechylała to w jedną, to w drugą stronę, jakby się napiła czegoś procentowego. Poza tym pozowała wdzięcznie, a klikające kolanka to muzyka dla moich uszu tęskniących za starymi dobrymi latami 80-tymi (pomijając panujący w owym czasie ustrój – bo za nim rzecz jasna nie tęsknię). W sumie nie wiem za czym ta tęsknota, może za tym, że wtedy wszystko wydawało się prostsze, a największą tragedią tamtego świata był zgubiony but od lalki Barbie. Z drugiej strony, choć obecne zmartwienia mają znacznie większy gabaryt, to jednak teraz mogę sama kupić sobie te lalki, które kiedyś znajdowały się jedynie w sferze marzeń, a mój instrument ma więcej niż dwie oktawy. Chyba jednak nie jest źle i z tą pozytywną refleksją Was zostawiam, ale mam nadzieję, że nie na tak długo. Trzymajcie się mocno i poręczy! AAAA i jeszcze wspomnę czemu w zasadzie piszę, poza tym, że oczywiście muszę gdzieś wylać swój zachwyt nad moją nową lalką. Otóż, któregoś dnia przez formularz na moim blogu skontaktowała się ze mną Asia. Napisała, że brak mnie w blogoświecie lalkowym… jej słowa były jak miód na moje serce i dodały mi motywacji do pisania. Bo sami wiecie, że wpisy zajmują dużo czasu. Najpierw trzeba ustawić scenografię, lalka się przewraca, bałagan się robi, trzeba posprzątać… Później trzeba pisać, całe szczęście, że nie ręcznie. Następnie sprawdzić ortografię, żeby człowiekowi później nie było wstyd. Dalej załadować wypociny i zdjęcia na bloga, a komputer leciwy, szumi, dyszy jak lokomotywa, powolny strasznie, ale jak tu kupić nowy skoro się wydaje kasę na lalki… znacie to dobrze, sami tego doświadczanie. A jednak miło mi ogromnie, że ktoś za mną zatęsknił i zechciał przeczytać moje trzystronicowe wywody. No to trzymajcie się mocno i poręczy! Ściskam




10 komentarzy:

  1. Pamiętam jak się nosiło opuszczone skarpetki. W pokoju wygląda cudownie. Też bym chciała mieć czas na taki całkowity reset. Może nie przed telewizorem, ale z książką.... Pomarzyć można. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ja też miałam takie skarpetki i to w różnych kolorach :) Pokoik należy do Skipper, ale nawet wpasowała się do niego Barbie, no Christie, trudno mi ją nazywać Barbie :)

      Usuń
  2. Gratuluję nowych nabytków! Masz rację, na spełnianie marzeń nigdy nie jest za późno. To nadaje życiu sens. Z mojego własnego pociągu do muzyki został mi mąż (haha), ale mam jeszcze parę innych pasji, które zamierzam rozwijać. Jakoś nie przyplątała się do mnie żadna przedstawicielka serii Rewind, ale podoba mi się ten pomysł Mattela. Krysia jest cudna! I miło, że jest artykułowana. A dodatki to wspomnień czar. :) No właśnie, jak dzisiejszym dzieciom wytłumaczyć co to kaseta magnetowidowa czy dyskietka komputerowa. :) Cieszę się, że znów mogę czytać twoje wpisy. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo marzenia nie mają daty ważności. Nie wiedziałam, że i Ciebie ciągnęło do muzyki. Jaki instrument? O ile pamiętam, Twój mąż gra na gitarze basowej, fantastyczny instrument bez którego muzyka rockowa czy metal nie istnieją. Co do Krystynki i całej serii Rewind, to jestem nią zachwycona. Dodatki też robią robotę, bo między innymi dzięki nim ilekroć wyciągam lalkę z tej serii z pudła, czuję się jakbym na chwilę przenosiła się w tamte czasy. A co do tłumaczenia dzieciom jak działały takie stare sprzęty, ostatnio byłam z moimi dzieciakami w muzeum figur woskowych i tam obok Jaruzelskiego na biurku stał telefon z tarczą. Młoda pyta się jak się wybierało numer telefonu, przecież nie ma przycisków, tylko dziurki z numerkami. Zakręciłam tarczą, a ona na to"oooooo, to epickie!"

      Usuń
  3. Cieszę się, że u Ciebie wszystko w porządku! Takie nagłe zamilknięcie zawsze jest niepokojące. W Twoim przypadku jednak w pełni uzasadnione - gratuluję spełnienia marzeń! Wspaniale, że udało Ci się wrócić do czegoś, co sprawia Ci tyle radości :). No i Krysia - prześliczna, taka wdzięczna i taka melancholijnie pastelowa! A już magnetowid to po prostu czad! Ja sama w piwnicy mam jeszcze kilka pudeł kaset, z którymi nie umiem się rozstać, mimo przykrej pewności, że nigdy, przenigdy na niczym już ich nie odtworzę...
    Witaj z powrotem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurczę blaszka, nie wiem czemu blogger odmawia posłuszeństwa i nie wszystkie odpowiedzi na komentarze się publikują. Piszę już trzeci raz :) Jestem jestem i lalki też, tylko czasu mniej. Dzięki, że Ty jesteś i wpadasz na mojego bloga :):) Pozdrawiam Cię cieplutko!

      Usuń
  4. No to dobrze, bo już się martwiłam, że coś Ci się stało. Uwielbiam się uczyć nowych rzeczy, więc rozumiem, że Cię pochłaniają ćwiczenia :) Widziałam tę lalkę na Amazonie i gdyby nie typ ciałka, kupiłabym bez mrugnięcia okiem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Żyję, choć słuch po mnie zaginął, na chwilę :) Lalka jest super, ciałko ma swoje wady, ale można zawsze urwać głowę i przełożyć na tnt, góra od piżamki powinna pasować, bo jest luźna.

      Usuń
  5. Cieszę się, że czerpiesz radość z kolejnej pasji! Tak trzymać! A panienka jest cudna. Bardzo mnie ta seria zaciekawiła i chciałabym którąś z tych panien przygarnąć. I mnie się ta Krystynka podoba, bo właśnie tak samo kocham ten mold buzi... Fajnie, że Mattel wraca do dawnych lat, odświeżając nasze dziecięce wspomnienia i marzenia. Super fotki, omówienie. Buziaki. Miłego grania i lalkowania!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ogromną! Choć instrument zabiera czas nie tylko przeznaczony na lalki, ale i na sen! Lalki natomiast nigdzie się nie wybierają. Przyrost naturalny mniejszy, ale nadal jest. Seria Rewind jest fantastyczna. To taki ukłon Mattel'a w stronę kolekcjonerów.

      Usuń

Monstry dwie

  Pamiętam, gdy pierwszy raz zobaczyłam Monster High. Było to jakieś 9-10 lat temu, Młoda była jeszcze małą bambaryłką w wózku. Akurat ro b...