Barbie to prawdziwa kobieta pracująca, żadnej pracy się nie boi. Kto inny potrafi być znakomitym chirurgiem, cierpliwą nauczycielką, nieustraszonym strażakiem, rzutką businesswoman czy eteryczną baletnicą? Barbie była paleontologiem, kucharką, informatykiem, pszczelarzem, łyżwiarką figurową, stenotypistką (Barbie Secretary) oczywiście modelką. Dziewczyna pracuje na roli, jeździ tirem, lata w kosmos i ubiega się o urząd prezydenta. Potrafi nawet wykonywać dwa zawody jednocześnie! Żeby Wam to udowodnić, przedstawiam Wam Flight Time Barbie 1989.
Flight Time to fantastyczna seria składająca się z czterech lalek i playset’u (z braku adekwatnego i zwięzłego określenia pogodziłam się z tym angloizmem). Owe lalki to Ken w niebieskim uniformie oraz trzy identycznie ubrane Barbie – Superstar, Christie i Steffie. Oczywiście ta ostatnia jest najpiękniejsza, ale i najdroższa. Choć nie mam w zwyczaju kompletować serii, bo i przeważnie nie wszystkie lalki mi się podobają, to w tym wypadku przygarnęłabym całą trójkę. Moje winylówki nawet zdublowane nie noszą identycznych strojów, ale w tym wypadku nawet nie musiałyby bo Flight Time Barbie to trzy lalki w jednej – pani pilot, stewardessa, oraz Barbie po godzinach pracy. Playset powiela ten schemat – jest jednocześnie samolotem i lotniskiem. Oczywiście gdy mu się przyjrzeć, to składa się on z plastikowej ramki z dwustronnymi, kartonowymi panelami oraz zestawem akcesoriów i daleko mu do samolotów obecnie dostępnych w sklepach, ale ja bardzo chętnie bym się takim playsetem zaopiekowała, gdyby nie był taki rzadki i kosztowny. Przeglądając liczne zdjęcia Flight time Barbie natknęłam się na rzadką wersję Leo Mattel w niebieskim uniformie z uroczym błękitnym kuferkiem. Istnieje również Tempo de Voar 1991 od Estreli i zapewne wiele innych wersji Flight Time.
W przypływie apetytu na róż w ilościach hurtowych, przyglądałam się Flight Time Barbie na Ebay’u. Na oglądaniu się zawsze kończyło, bo okazało się, że bluzeczka Barbie uszyta jest z tej samej nieznośniej materii co strój Super Hair i Rollerblade Barbie, a także kurteczka Dance Club Barbie. Paskudztwo łuszczy się i obłazi i nie ma absolutnie znaczenia czy lalka trzymana jest w pudełku, czy poza nim i choćby się nie wiem jak starać utrzymać ją w jak najlepszej kondycji, to tworzywo po prostu nie wytrzymuje próby czasu. Jednak Flight Time pojawiła się niespodziewanie u pewnej Pani, której kilka lalek zasiliło już moją kolekcję. Barbie była praktycznie nowa, jedynie wyjęta z pudełka i całość poza bluzeczką była w nienagannym stanie, więc się skusiłam. Bluzeczka przy najmniejszym ruchu łuszczyła się, a biała farba oblepiła lalkę. Tak nie mogło być, a ponieważ nie znałam sposobu na naprawienie materiału, postanowiłam usunąć farbę całkowicie. Taki zabieg widziałam już na kanale A Thousand Splendid Dolls. Spodnia warstwa wygląda wcale nie najgorzej i prezentuje się o niebo lepiej niż obłażąca farba.
Jak już wspominałam Flight Time Barbie, to pani pilot, w tej roli Barbie występuje po raz pierwszy w historii. Jej uniform pilota składa się z wyżej wspomnianej bluzeczki z krawatem ze złotej lamy, bardzo ładnie skrojonego żakieciku podkreślającego talię osy, ołówkowej spódnicy, czapki pilota oraz klasycznych szpilek. Szczególnie podoba mi się zapinany na plastikowy zatrzask żakiecik, z naszytymi złotymi guziczkami. Żakiecik jest skrojony na modę lat 80-tych gdy królowały poduszki na ramionach. Pamiętam, gdy w podstawówce nasza wychowawczyni zorganizowała pokaz mody lat 80-tych. Wszystkie dziewczynki maiły na sobie bluzki z takimi właśnie poduszkami. Pisząc to poczułam nagłą potrzebę odświeżenia jednego z moich ulubionych odcinków Dynastii, w którym Krystle i Alexis rzucają się na siebie z pazurami siejąc zniszczenie, wokół latają pierze z satynowych poduszek, tłuką się kryształowe wazony i drą się jedwabne bluzeczki z poduszeczkami.
Wracamy do pani pilot – samolot wzniósł się już na odpowiedni pułap, więc Barbie włącza automatycznego pilota i przebiera się w strój stewardessy, bo czas już zaserwować pasażerom poczęstunek. Barbie zdejmuje więc czapkę pilota i odczepia przymocowany na rzep złoty krawat, który zastępuje apaszką. Przy okazji nie mogłam się oprzeć pewnemu plagiatowi. Annalisa Bianca na swoim Flickr zamieściła zdjęcie Flight Time w wersji stewardessy z tacą i deserami Party Time Skipper. Akurat mam w posiadaniu identyczne akcesoria, które do playline’owej, ekstremalnie różowej Barbie pasowały znacznie lepiej niż realistycznie wyglądające desery z mojego jedynego playsetu - kawiarni. A jednak zgrzytają mi zęby gdy piszę to słowo, wzdrygam się w podobny sposób gdy widzę napis „dizajn” bezwstydnie afiszujący się na reklamach sklepowych zupełnie jakby to słowo na dobre weszło do naszego języka.
Barbie jako pilot i stewardessa podróżuje po świecie, zwiedza jego wspaniałe zakątki, aż żal byłoby nie skorzystać z takiej okazji. Nasza bohaterka nie przejmuje się więc różnicą czasu i nie ulega zmęczeniu. Po szybkim posiłku i prysznicu Barbie wyciąga ze swojej różowej walizeczki bajecznie kolorową, falbaniastą spódnicę, a do białego topu doczepia drugą apaszkę o wzorze identycznym do tego na spódniczce i idzie tańczyć sambę! Żeby nie siać zgorszenia świecąc gołym tyłkiem w tańcu, Mattel wyposażył ją w bieliznę – różowe figi uszyte są z najbardziej barbiowego materiału na świecie – lureksu. Nie mogę nie docenić sposobu, w jaki Mattel wyeksponował w pudełku dodatkowy strój. W kartoniku poza Barbie znajdziemy jeszcze drugą lalkę – papierową. Każdy z etnicznych wariantów posiada własną papierową lalkę. Czy to nie cudowne? Przy Kenie Mattel już się tak nie postarał.
Dodatkowa spódnica i dwie apaszki zdecydowanie podnoszą atrakcyjność tej ślicznej lalki, która posiada również pewne akcesoria. Jest różowa, otwierana walizka, którą należy ozdobić naklejkami z dwóch stron. Nie wiedzieć czemu, uwielbiam barbiowe walizki. W mym upodobaniu mało co, a kupiłabym współczesną lalkę – pulchną Daisy z Dreamhouse Adventures, ale uznałam, że to byłaby już przesada kupować lalkę dla jej akcesoriów, a poza tym lalek archiwalnych jest na tyle dużo na mojej liście życzeń, że współczesna nie ma szans wbić się w miesięczny budżet. Nie mogę się dziś skupić i wciąż robię dygresje odbiegając od tematu mojego postu, można powiedzieć, że zmieniam trajektorię lotu…, a pisałam o akcesoriach. Jest też mała, różowa przypinka, którą właściciel może zaczepić na kieszonce ubrania. Nie zabrakło również mojej ukochanej, klasycznej szczotki do włosów oraz arkusza tekturowych akcesoriów. Te dwa elementy stały się dla mnie prawdziwymi atrybutami Barbie z tamtych lat.
Niezależnie od tego co Barbie ma na sobie, to bardzo ładna lalka w kolejnej odsłonie klasycznej kombinacji niebiesko-różowego makijażu. Błękit dominuje – niebieskie oczy Barbie podkreśla eyeliner oraz mascara tej samej barwy. Różu na powiece jest niewiele, a niebieski cień jest rozmyty, dokładnie tak jak lubię. Zdziwiły mnie natomiast włosy Barbie, a konkretnie zróżnicowanie długości. Dolne partie zakręcone w loki, są krótsze, zaś górne zostały zebrane w warkocz-świderek, który sięga połowy pleców lalki. Długość warkocza nie jest tu pomyłką tylko celowym zabiegiem, dzięki któremu w prosty sposób można upiąć włosy stewardessy Barbie.
Mam ostatnio duże szczęście do lalek z mojej listy życzeń … i do różu – najpierw pierwsza, bardzo różowa pani doktor, teraz pierwsza, równie różowa pani pilot. Mam nadzieję, że nie przesyciliście się tym kolorem, bo o ile moja fantazja nie podyktuje inaczej, następna lalka też taka będzie.
Ja niestety dalej nie czytata i nie pisata - mogę co najwyżej pooglądać zdjęcia, a to, co widzę, bardzo mi się podoba <3 Fantastyczna Barbie, w różu & złocie prezentuje się po prostu bosko! U mnie niestety z okiem zamiast lepiej, to wciąż tak samo, a nawet gorzej. Co się kąt oka (teraz to już kąty oczu, niestety...) zrośnie, to i tak zaraz pąka z powrotem, łącznie ze skórą pod okiem i dolną powieką. W zasadzie nie jestem w stanie normalnie funkcjonować, konował przepisał nowy antybiotyk - tym razem aplikowany wprost do oka, ale chyba trza się ratować samemu. Postanowiłam leżeć w łóżku z zamkniętymi oczyma i w sumie nie wstawać, i tak przez co najmniej tydzień - 1,5 tygodnia, może wtedy kąty oczu zrosną się w końcu na amen, bo inaczej ten horror oczny chyba nigdy nie skończy./Wiktoria
OdpowiedzUsuńBrzmi strasznie! Bardzo Ci współczuję. Mam nadzieję, że tym razem antybiotyk podziała jak należy. Takie leżenie cały czas i niemożność czytania czy oglądania czegokolwiek musi być trudne. Trzymaj się :)
UsuńBardzo fajne rozwiązanie- trzy osoby w jednej! Jednak kiedyś Mattel potrafił coś wymyślić, wykombinować. No i z jakością nie było tyłu problemów, co teraz.
OdpowiedzUsuńPani pilot/ stewardessa, mimo wszechobecnego różu, jest piękną kobietą. I bardzo zapracowaną. Ale, kto, jak nie Barbie, prawda?
Mnie się też ta lalka ogromnie podoba :) Takie dodatkowe możliwości Barbie doceniałam już w dzieciństwie - strój, za pomocą którego można tworzyć dodatkowe stylizacje, akcesoria, wszystko to sprawia, że lalka staje się jeszcze bardziej atrakcyjna :)
UsuńFlight Time jest naprawdę urocza, choć ilość różu powala. :) Jeszcze lepiej prezentuje się wersja AA, ale chyba ciężko ją znaleźć. Różne możliwości stylizacji i liczne dodatki też są bardzo na plus. Co do języka, to słowo "dizajn" nie drażni mnie aż tak bardzo w przeciwieństwie do młodzieżowych dziwactw w stylu "eluwina".
OdpowiedzUsuńŻyłam w błogiej nieświadomości jeśli chodzi o to eluwina i alternatywki, a i o "dzbanie intelektualnym" też nie słyszałam. Chyba w każdym pokoleniu młodzież czuje potrzebę zaśmiecania języka. Za moich szkolnych czasów było "siema" i "facetka od polskiego", że już nie wspomnę o "chłopacki" i "dziewczyński" :)- to jeszcze wcześniejsze wówczas neologizmy, których mój stryj polonista nie mógł znieść. Gdy na przerwie usłyszał "odrobiłeś pracę domową z polaka?" stawał się czerwony jak burak - "z języka polskiego!!" grzmiał na cały korytarz :) "Fiza" i "majma" (nie matma) też były paskudne. Ja natomiast dostaję gęsiej skórki na plecach ilekroć słyszę "włanczać i wyłanczać" i natychmiast odpowiadam "włanczasz włancznik czy włączasz włącznik?!" To chyba nieuniknione. Młoda na szczęście czyta dużo książek i używa ładnego języka, ale jej rówieśniczki mawiają "jesteś moją BFF, LOL". Chyba trzeba po prostu te śmieci zaakceptować, ale jednocześnie pozostać dinozaurem i mówić po swojemu!
UsuńCo do Flight Time, to istotnie, różowa, że aż oczy łzawią... kocham ten róż!:) Mnie najbardziej podoba się Steffie, choć tak jak pisałam, z chęcią przygarnęłabym całą ekipę.
Superkowa zdobycz. Kiedyś miałam chęć bycia stewardessą. Teraz razie mi przeszło, rozwinęłam się poza tym w innym kierunku, no i hmmm... już jestem na to za stara. Czasem mi szkoda, bo lubię podróżować. No, ale wszystko ma swoją cenę. Ciągłe loty i życie na walizkach też jest trudne. Panna bardzo mi się podoba. Z chęcią i ja przygarnełabym z sentymentu pannę prezentująca tę profesję. Może kiedyś. Buziaki.
OdpowiedzUsuńPodróżowanie na pewno jest ekscytujące, ale to nie życie dla mnie, co innego dla moich lalek :) Panią pilot/ stewardessę polecam, jest genialna, ma ładnie skrojony strój i sympatyczną buzię :)
UsuńŚliczna, taka podobna do mojej pierwszej Fashion Play <3
OdpowiedzUsuńDziękuję :) Ona przez malunek twarzy przywodzi na myśl wiele innych lalek, to przez róż i błękit, które składają się na jej makijaż. Mattel lubił tą kombinację, stosował ją często, dlatego czasami mam wrażenie, że coś już takiego gdzieś, kiedyś widziałam, ale nie dokładnie w tym samym wydaniu :)
Usuń